[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weinberger to skomplikowanyprzypadek.a swoją drogą, to już całkowicie nie twój interes, Alice.W czyich jednak rękach zbiegały się nici wszystkich spraw i intryg w tym Domu? Być może udało mi się nawiązać quasi-telepatyczną więz z Weinbergerem przy-znał Jim. Tak jak przystało prawdziwemu przewodnikowi. To zrozumiałe, skoro zapadłeś w otępienie odrzekł Resnick nieco łagodniej. Gdy Weinberger przebudził się i toczył walkę z fantomami, ty zacząłeś przeżywaćhalucynacje, fantastyczne wizje.W myśli wypełniłeś sobie puste ręce Weinbergera tymczymś.Tyś powołał do życia fantoma, a Weinberger go pochwycił.Został wyrwany ztransu środkiem pobudzającym, krew tętniła mu w skroniach i gałkach ocznych.to, coujrzał, to wyłącznie personifikacja jego własnej krwi pulsującej mu pod powiekami.Nie mógłbym przecież sam się zahipnotyzować, pomyślał Jim.Wiedziałem, że coś ta-kiego może nastąpić, i od czasu do czasu odrywałem się od wziernika. Zastanawia mnie, czemu tym właśnie Jim wypełnił pustą przestrzeń odezwałasię znów Alice. Tym nietoperzem, kogutem bojowym, czy co tam jeszcze było?Czymkolwiek: nietoperzem, kogutem, ćmą.Oczywiście, niczym z tego, co wymieni-ła Alice, a zarazem wszystkim tym.Obcą mieszaniną.Stworem nie pochodzącym z Zie-mi. Quasi-telepatia? powtórzył ostrożnie Jim. Przychodzi mi do głowy, że zakładamy tylko, iż obaj widzieliście to samo ode-zwała się milcząca dotąd Mary-Ann.Brzmiało to tak, jakby chciała pomóc Jimowi. Zgoda, obaj doznaliście silnego przeżycia, obaj coś ujrzeliście.Ale czy obaj ujrze-liście to samo? Czy wasze doświadczenia były identyczne? Pytałeś Weinbergera, co onwidział?Jim uświadomił sobie, że nie spytał.Wszystko to było tak niezwykle żywe, a wszelkie ruchy Weinbergera w klatce takzsynchronizowane i celowe, że Jim bez zastanowienia uznał, iż stwór, z którym walczyłWeinberger, był tym samym stworem, którego widział on sam!Klął siebie w duchu, dokładając starań, by nikt nie mógł wyczytać z jego twarzy, coczuł naprawdę.Postanowił skłamać.Obaj musieli widzieć to samo.W przeciwnym bowiem wypad-ku.Jego wyobrażenie śmierci istne szaleństwo i niedorzeczność! Okropnie dziecin-ne.Poza tym Mary-Ann wcale nie chciała mu pomóc.Przeciwnie, próbowała wpędzićgo w zasadzkę.Chciała, by przyznał się do przeoczenia, co oznaczałoby występowanieu niego uczuć, których w rzeczywistości nie posiadał, emocji, które były absolutnie uprzewodnika niedopuszczalne.Gdyby nieopatrznie przyjął sugestie Mary-Ann, mógłod razu prosić o dymisję jeśliby oczywiście Dom wyraził na nią zgodę bez jednocze-64snego żądania przedwczesnego odejścia.Mogli bowiem tego zażądać.Mogli. Oczywiście, że pytałem odparł, mając nadzieję, że nikt w międzyczasie nie py-tał o to samo Weinbergera. Obaj widzieliśmy to samo. Przypadek silnej identyfikacji mruknął Resnick. Zgadzam się, że identyfi-kacja z klientem jest rzeczą pożyteczną, ale w tym konkretnym przypadku nieco prze-sadzoną.Zgoda, my mieszkańcy Egremont jesteśmy tolerancyjni.Zawsze staraliśmy siębyć tolerancyjni.My i dusza tutejszej społeczności, Norman Harper.Staraliśmy się, Jim!Staraliśmy się.Czas przeszły! Weinberger doświadczył katharsis Jim znalazł się już na bezpiecznym tere-nie. Wrogie uczucia wybuchły w nim gwałtownie tym właśnie stworzeniem, którepochwycił.Tak szybko, jak pozwoli jemu uciec, uwolni się od złudzeń i urojeń.Na za-wsze. On musi się uwolnić od nich tylko na najbliższe parę tygodni odparł Re-snick. Radzę ci dobrze, idz do niego i tak długo trzymaj jego rękę, aż jej nie otworzy. Mistrz rzucił szybkie spojrzenie na Alice Huron, która pochyliła się do przodu, jak-by chciała coś powiedzieć. Za pózno już, by zmieniać przewodnika.Bobslej jest jużw połowie drogi ostatnie słowa zabrzmiały jak cytat z któregoś z wierszy NormanaHarpera.Resnick pochylił się i dotknął kilku klawiszy na blacie biurka.Dymiący wulkan znikł,a jego miejsce zajął pogodny krajobraz pokrytych grubą warstwą śniegu gór.Cały we-wnętrzny ogień, gryzący opar dymu i płynna lawa zakrzepły zmrożone białą Zimą Zimą świata.Jim opuścił gabinet świadom jednego: jego własne życie w sensie dosłownym zaczęło zależeć od dobrej śmierci Weinbergera.W pokoju 302 Nathan Weinberger leżał bezwładnie na łóżku, a ból nie pozwalał muzasnąć.Zaciśniętą pięść trzymał na grubej podkładce, by nie zetknęła się z prześciera-dłem.Jak długo mógł tak wytrzymać? Jeśli Zmierć wyrwie się mu z garści, czy poszybujedo swego świata natychmiast, czy też pozostanie w pokoju? Czy zostanie tu, aby siąść naprawdziwej ręce, której zwierciadlane odbicie więzi ją obecnie w krainie refleksów? Jimzastanawiał się, czy ból pozwala Weinbergerowi na snucie podobnych myśli. Za chwilę rozlecą się wszystkie moje kości jęknął ochryple Weinberger. Czu-ję, jakby to już się stało! Ale wytrzymam.Muszę.Ta ręka jest prawdziwa.I ciało również!Ale nie widzę tamtej.Och, ale za to ją czuję.Cholera, i to jak czuję! Pozwól więc temu odlecieć.Otwórz dłoń. Nie mogę.Naprawdę nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]