[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama podchodzę do lady Katherine, stojącej nieopodal z małym Henrykiem i małąMałgorzatą, i gestem odwołuję ją poza zasięg ich słuchu.Zanim się do mnie zbliży, składapocałunek na złocistych lokach mego syna. Najjaśniejszy pan wierzy, że twój mąż spał we własnym łóżku, kiedy wybuchł pożar informuję ją głuchym tonem.Mój głos jest zupełnie bezbarwny, mdły niczym gotowane mleko.Katherine potakuje skinieniem, nie zmieniając wyrazu twarzy. Najjaśniejszy pan obawia się, że twój mąż zginął w płomieniach dodaję. Pali się garderoba? Pożarł wybuchł w garderobie, po czym się rozprzestrzenił.Obydwie w milczeniu przetrawiamy fakt, że pożar wybuchł nie w kuchniach ani niew wielkiej sali, gdzie na okrągło pali się w olbrzymich kominkach, tylko w pomieszczeniachgarderoby, niezwykle pilnie strzeżonych i rozjaśnianych co najwyżej blaskiem świec używanychwyłącznie wtedy, gdy szwaczki są przy pracy, i zawsze skrzętnie gaszonych na koniec dnia. Przypuszczam. odzywam się znowu. Przypuszczam, że skoro najjaśniejszy panuważa twego męża za martwego, nie będzie go szukał.Katherine w bezruchu zastanawia się nad tym, co właśnie powiedziałam, po czym wolnopodnosi na mnie spojrzenie. Miłościwa pani.Król Henryk ma w swej pieczy mego syna, mego małego chłopca.Za nic w świecie nie odjadę bez niego.Mój mąż też nas nie zostawi samych.Rozumiem, że tojego jedyna szansa na ucieczkę, wszelako nawet nie muszę pytać, co zrobi; po prostu wiem,że nigdy by nas nie zostawił.Musiałoby mu odjąć zmysły, żeby pozwolił sobie na rozłąkęz nami. Możliwe, że Pan Bóg w ten sposób wyciąga do was rękę zauważam. Zsyłając tenpożar, to zamieszanie, wreszcie królewskie podejrzenie co do jego śmierci.Niewiasta, która może być moją bratową, patrzy mi prosto w oczy. Mój mąż kocha mnie i kocha naszego syna rzecze. Jest człowiekiem honoru.jakkażdy książę.Poza tym dopiero wrócił do domu.Z pewnością nigdzie się nie wybiera.Delikatnie dotykam jej ręki. W takim razie powinien jak najszybciej się ujawnić, mając na podorędziu przekonującewyjaśnienie rzucam zwięzle i odchodzę od niej, by dołączyć do swych dzieci, którym ktoś musiwreszcie powiedzieć, że ich kucykom nic się nie stało, zostały wyprowadzone ze stajnii wypuszczone na pastwisko mimo póznej pory i zimowego chłodu.Nad ranem po ogniu nie ma śladu, wszakże w całym pałacu unosi się ohydna wońmokrego drewna i wilgotnego dymu.Królewska garderoba to tak naprawdę wielki magazyn,toteż w płomieniach utraciliśmy prawdziwe skarby, a nie tylko suknie i błyskotki przepadłystroje wykorzystywane przy okazji różnych ceremonii, stopiły się szlachetne kamienie, złotekorony, a nawet złota i srebrna zastawa stołowa, co lepsze meble i zapasy lnu.Z dymem poszłydrogocenne przedmioty, nic dziwnego więc, że Henryk każe służącym przesiewać popioływ poszukiwaniu klejnotów i nieforemnych grudek metalu.Ludzie znoszą przeróżne dobra,choćby ołów spomiędzy gomółek, stopiony i na powrót stężały w dziwaczne kształty.Tostraszne, ileśmy utracili; to zdumiewające, ileśmy zdołali ocalić. Jakim cudem Warbeck wyszedł z tego żywy? Królowa Matka napada na Henryka,kiedy stoimy w trójkę, przyglądając się ruinie królewskich apartamentów, z nadwęglonymii wciąż kopcącymi belkami nad głową, otwierającymi prześwit na zimowe niebo. Jak tow ogóle możliwe? Twierdzi, że drzwi zajęły się ogniem i zdołał je wyważyć kopniakiem odpowiadaHenryk krótko. %7łe co? zachłystuje się lady Stanley. Nie umarł pierwej od zaczadzenia? Nie spłonął?Z pewnością ktoś pomógł mu wydostać się w porę! Przynajmniej nikt nie zginął wtrącam się do rozmowy. To wielkie szczęście.Oboje odwracają się do mnie, a ja dostrzegam w wyrazie ich twarzy mieszaninępodejrzliwości i strachu. Ktoś musiał mu pomóc. Henryk jak zwykle zgadza się z Królową Matką.Milczę na to. Rozpytam się wśród służby obiecuje mój mąż. Nie pozwolę, by z mojego stołu jadłjudasz, nie będę tolerował zdrady pod własnym dachem, w sercu pałacu.Ktokolwiek sprzyjapretendentowi, ktokolwiek wyciąga do niego pomocną dłoń, powinien mieć się na baczności.Ktokolwiek ocalił go z pożaru, jest takim samym zdrajcą jak ten uzurpator.Darowałem mu życie,jak dotąd, ale nie zamierzam tego robić w nieskończoność. Nagle zwraca się do mniez pytaniem: Może ty wiesz, gdzie on właściwie był?Spoglądam od zaczerwienionej twarzy Henryka do pobladłego oblicza lady Stanley. Powinniśmy raczej odkryć, kto podłożył ogień rzekę. Albowiem w próbie zabiciamłodzika zniszczeniu uległy nasze skarby.Kto mógł mu życzyć śmierci? To nie byłoprzypadkowe zaprószenie ognia, ktoś musiał celowo rzucić ubrania na stertę i podpalić je.Najpewniej z zamiarem zabicia pretendenta.Nikt nie przychodzi wam na myśl?Nadstawiam ucha, czekając, które z nich pierwsze zacznie kłamać.Słysząc, że ladyStanley zaczyna się jąkać w odpowiedzi na moje pytanie, poznaję prawdę. P.p.pretendent ma mnóstwo wrogów.W.w.wszyscy go nienawidzą za zdradę,połowa dworzan życzy mu śmierci. Od ognia? We własnym łóżku? rzucam głosem ostrym jak brzytwa.Lady Stanley wbija wzrok w ziemię, niezdolna spojrzeć mi w oczy. To zdrajca upiera się. Straceńcza dusza, zasługująca na ogień piekielny.Henryk zerka na nią niepewnie, jakby stracił wątek [ Pobierz całość w formacie PDF ]