RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam, sir - powiedział, wchodząc do biblioteki i zamyka­jąc za sobą drzwi.- Pan polecił mi zamknąć te drzwi, jak również tam­te drugie, wychodzące z tego pokoju, aż do czasu przybycia panów.Pan.- Urwał, dostrzegając nieruchomą postać sir Clauda w fotelu.- Wasz pan niestety nie żyje - odezwał się Poirot.- Mogę wie­dzieć, jak się nazywacie?- Tredwell, sir.- Służący podszedł do biurka i spojrzał na ciało swego pana.- O Boże.Biedny pan Claud! - wymamrotał.Odwraca­jąc się w stronę Poirota, dorzucił: - Proszę mi wybaczyć, sir, ale to dla mnie ogromny szok.Mogę wiedzieć, co się stało? Czy to.mor­derstwo?- Dlaczego tak myślicie? - zapytał Poirot.Zniżając głos, lokaj odparł:- Dziś wieczorem działy się tu dziwne rzeczy, sir.- Tak? - zawołał Poirot, wymieniając spojrzenia z Hastingsem.- Opowiedzcie mi o tym.- Cóż, nie wiem, od czego zacząć, sir.Chyba.chyba po raz pierwszy zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak, kiedy przyszedł na herbatę ten włoski dżentelmen.- Włoski dżentelmen?- Doktor Carelli, sir.- Jego wizyta była niespodziewana? - zapytał Poirot.- Tak, sir.Panna Amory poprosiła go, by został również na ko­lacji, jako że jest przyjacielem pani Lucii.Ale według mnie, sir.Urwał, ale Poirot łagodnie zachęcił go, aby mówił dalej.-Tak?- Mam nadzieję, że pan mnie zrozumie, sir - powiedział Tred­well.- Nie jest w moim zwyczaju plotkowanie na temat tej rodziny.Ale biorąc pod uwagę fakt, że pan nie żyje.Znów urwał, a detektyw powiedział życzliwie:- Tak, tak, rozumiem.Jestem pewien, że byliście bardzo przy­wiązani do swego pana.- Tredwell skinął głową, a Poirot ciągnął:- Sir Claud sprowadził mnie tu, aby mi o czymś powiedzieć.Musicie zdradzić mi wszystko, co wiecie.- No cóż, moim zdaniem, sir, pani Lucia Amory nie chciała, że­by ten Włoch został na kolacji.Obserwowałem wyraz jej twarzy, kie­dy panna Amory go zapraszała.- Co sądzisz o doktorze Carellim? - zapytał Poirot.- Doktor Carelli, sir - odpowiedział lokaj nieco wyniośle - nie jest jednym z nas.Poirot, nie rozumiejąc do końca uwagi Tredwella, rzucił pytające spojrzenie w stronę Hastingsa, który odwrócił się, by ukryć uśmiech.Spoglądając z lekkim wyrzutem na przyjaciela, Poirot ponownie zwrócił się do Tredwella, który zachowywał śmiertelną powagę.- Czy mieliście wrażenie - zapytał - że jest coś dziwnego w tym, że doktor Carelli zjawił się tu w taki sposób?- Właśnie, sir.Jakoś nie było to naturalne.Po jego przybyciu zaczęły się kłopoty, sir Claud polecił mi posłać po pana i kazał zamknąć drzwi.Pani Amory również nie była sobą przez cały wie­czór.Musiała odejść od stołu w czasie kolacji.Pan Richard był bar­dzo zdenerwowany z tego powodu.- Ach, była zmuszona odejść od stołu? Czy wchodziła do tego pokoju?- Tak, sir.Poirot rozejrzał się dookoła.Jego wzrok przyciągnęła torebka, którą zostawiła na stole Lucia.- Jedna z pań zostawiła swoją torebkę - zauważył, biorąc ją do ręki.Tredwell podszedł bliżej.- To własność pani Amory, sir.- Tak - potwierdził Hastings.- Zauważyłem, jak ją tu kładła tuż przed wyjściem z pokoju.- Tuż przed wyjściem z pokoju? - rzekł Poirot.- Dziwne.- Poło­żył torebkę na kanapie, marszcząc w zamyśleniu brwi.- Jeżeli chodzi o zamknięcie drzwi, sir - kontynuował Tredwell po krótkiej przerwie - pan powiedział mi.Poirot przerwał mu, raptownie otrząsając się z zadumy.- Tak, tak, muszę dowiedzieć się wszystkiego.Chodźmy tędy - zaproponował, wskazując na drzwi prowadzące do frontowej czę­ści domu.Tredwell skierował się w tamtą stronę, a Poirot poszedł za nim.Jednakże Hastings zatrzymał ich, oznajmiając z ważną miną:- Ja chyba tu zostanę.Poirot odwrócił się,i spojrzał nań pytająco.- Nie, nie, chodź z nami, proszę - powiedział wesoło.- Ale czy nie sądzisz, że lepiej.- zaczął Hastings, ale Poirot mu przerwał, tym razem poważnym, uroczystym tonem:- Potrzebuję twojej współpracy, przyjacielu.- No cóż, dobrze, w takim razie oczywiście.Wszyscy trzej wyszli razem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.Zaledwie kilka sekund później drzwi wychodzące na korytarz otwo­rzyły się powoli i weszła ukradkiem Lucia.Rozglądając się spiesznie dookoła, jak gdyby w celu upewnienia się, że w pokoju nie ma niko­go, podeszła do okrągłego stołu na środku pokoju i wzięła do ręki fi­liżankę sir Clauda.Wyraz jej twarzy z niewinnego stał się teraz prze­biegły, hardy; wyglądała na dużo starszą.Wciąż stała z filiżanką w ręku, jak gdyby nie mogąc się zdecydo­wać, co ma robić, kiedy otworzyły się drugie drzwi, te prowadzące do frontowej części domu, i do biblioteki wszedł Poirot.- Pani pozwoli, madame - powiedział, na co Lucia wzdrygnęła się gwałtownie.Podszedł do niej i wziął filiżankę z miną człowieka pozwalającego sobie na prosty gest uprzejmości.- Ja.ja.przyszłam po torebkę - wydusiła z siebie Lucia.- Ach, tak.Chwileczkę, gdzie ja widziałem damską torebkę? Ach, tak, tutaj.- Wziął torebkę z kanapy i wręczył ją dziewczynie.- Dziękuję bardzo - powiedziała, rozglądając się dookoła w roz­targnieniu.- Nie ma za co, madame.Rzucając detektywowi krótki, nerwowy uśmiech, Lucia wyszła spiesznie z pokoju.Poirot przez kilka chwil stał nieruchomo, po czym wziął do ręki filiżankę sir Clauda.Powąchał ją ostrożnie, wyjął z kie­szeni probówkę i przelał tam kilka kropel kawy, jakie jeszcze zostały na dnie.Potem zaczął rozglądać się po pokoju, licząc głośno filiżanki.- Jedna, dwie, trzy, cztery, pięć, sześć.Tak, sześć filiżanek.Zmarszczył brwi, zamyślony, ale nagle w jego oczach pojawił sięmłodzieńczy błysk, który u niego zawsze był oznaką wewnętrznego podniecenia.Podszedł szybkim krokiem do drzwi, przez które nie­dawno wszedł, otworzył je i ponownie zatrzasnął głośno; potem podbiegł do okna i schował się za kotarą.Po kilku chwilach drugie drzwi, wychodzące na korytarz, znowu się otworzyły i weszła Lucia, tym razem jeszcze ostrożniej niż przedtem; widać było, że ma się na baczności.Rozglądając się dookoła, tak by mieć wszystkie drzwi w zasięgu wzroku, chwyciła filiżankę, z której pił kawę sir Claud, i obrzuciła pokój badawczym spojrzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl