[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— O grzechu obżarstwa — powiedział Parker.Quarendon uniósł ramiona ku niebu.— Któż z nas byłby bez winy!.Co mi przypomina, że doktor Harcroft na szczęście siedzi nadal w kabinie sternika i wypytuje naszego dzielnego kapitana o tajemnice żeglugi jachtem po pełnym morzu.Marzę o tym, żeby zjeść porządną porcję kawioru, a gdyby tu był, nie odważyłbym się — podszedł prędko do stołu.— W zamku kolacja także będzie zimna, bo odprawiamy służbę wcześnie.Więc lepiej wzmocnić się tu trochę…I nałożył sobie na talerzyk potężną porcję kawioru, a później dokładnie wycisnął na nią połowę cytryny starając się nie ominąć ani jednego ziarenka.XIII„Czy znajdzie mnie pan?”Alex szybko zawiązał muszkę, wygładził gors koszuli i perłową kamizelkę, a później sięgnął po żakiet przewieszony przez poręcz krzesła, włożył go i ruszył w kierunku miniaturowej łazienki, gdzie było lustro.Przyjrzał się sobie krytycznie, strzepnął palcami pyłek z ramienia i wrócił do pokoju.Spojrzał na zegarek.Jeszcze pół godziny.O ósmej wszyscy powinni zebrać się w sieni zamkowej.Podszedł do okna.Za potężną kratą dostrzegł morze, spokojne, ale już nie tak gładkie jak podczas popołudniowej wycieczki jachtem.Odwrócił się i ruszył ku drzwiom.Korytarz był pusty.Goście Amandy Judd i QUARENDON PRESS najwyraźniej przebierali się jeszcze w wieczorowe stroje albo nie mieli ochoty do przechadzania się po zamku.Było widno, gdyż zapłonęły już, nieco zbyt mocne i nieco zbyt złociste, elektryczne świeczniki rozmieszczone w regularnych odstępach pod stropem korytarza.W ich blasku dostrzegł wielki stary sztych w ciemnych ramach, wiszący pomiędzy jego pokojem, a drzwiami Dorothy Ormsby.Zbliżył się i spojrzał.Stary, pełen rozpaczy człowiek o białych, rozwianych włosach trzymał na kolanach ciało umarłej dziewczyny.Otoczony był wspartymi na włóczniach ludźmi w zbrojach, którzy zdawali się dzielić jego smutek… U stóp tej grupy leżała inna martwa kobieta, na którą nikt nie zwracał uwagi.W głębi pachołkowie nieśli ciało mężczyzny, za nimi rozciągał się krajobraz: mroczne wzgórze i skłębione chmury gnane wichrem.Pod sztychem biegł zatarty napis:SHAKESPEAREKról Lear.Akt V.Scena III.LEAR:Wyjcie, o wyjcie, wyjcie! Wyjcie, ludzieKamienni! Gdybym miał wasze językiI oczy, użyłbym ich, aby rozbićSklepienie niebios.Odeszła na zawsze.Niżej była nakreślona pięknym kaligraficznym pismem notka stwierdzająca, że sztych ten odbili bracia John i Josiah Boydell dnia i sierpnia 1792 roku, a narysował go i wyrył Frań Legat.Joe patrzył przez chwilę, później ruszył dalej, minął drzwi Dorothy Ormsby i wylot prowadzących w dół schodów wraz z podestem okolonym starą dębową balustradą.Skręcił w lewo.Karta na pierwszych drzwiach głosiła, że jest to pokój pani ALEXANDRY WARDELL.Na ścianie przed następnymi drzwiami wisiał drugi sztych, najwyraźniej wyryty tą samą ręką, co pierwszy.Nad otwartym grobem stał młody człowiek trzymający czaszkę.Hamlet.I następne drzwi, JORDAN KEDGE, następny sztych: okryty zbroją człowiek z mieczem w dłoni stojący pośród martwych, splątanych ciał ludzi i koni.któryś z królów.Następne drzwi, karta: LORD FREDERICK REDLAND.Jeszcze jeden zakręt korytarza.Joe podszedł do uchylonego okna, wychodzącego na dziedziniec i wyjrzał na tyle, na ile pozwalała, krata.Naprzeciw niego i po obu stronach płonęły za szybami świeczniki, a w dole mrok powoli ogarniał kamienną powierzchnię dziedzińca.Paliła się tam tylko jedna słaba latarnia.Joe dostrzegł, że coś poruszyło się w miejscu, na które patrzył.Przylgnął twarzą do kraty.Pies przeszedł leniwie przez środek dziedzińca i usiadł przed jasną, zbitą ze świeżych desek, wielką budą.Drugi pies wysunął z niej głowę i skrył się.Alex ponownie skręcił w prawo.Na drzwiach karta: AMANDA JUDD.Znów sztych: rosły, ciemnolicy mężczyzna w ozdobionym klejnotami turbanie, pochylony nad kobietą śpiącą w szerokim łożu.Othello.Następne drzwi: FRANK TYLER.jeszcze jeden sztych na ścianie korytarza i nowe drzwi: Dr CECIL HARCROFT.I jeszcze jeden zakręt, ale za nim były pozbawione kanty drzwi prowadzące do wielkiej komnaty.Zatrzymał się przed nimi i znów zerknął na zegarek.Jeszcze dwadzieścia pięć minut.Wszedł i zamknął drzwi za sobą.Podszedł do wielkiego otworu kominka, obrzeżonego płytami z czarnego granitu.Położono je chyba przed wiekami podczas budowy zamku i jak się wydawało, nikt nigdy nie próbował dokonać tu jakichkolwiek zmian.Wewnątrz widać było spiętrzone krótkie, suche szczapy, a nad nimi wielki czarny garnek zawieszony na żelaznym poziomym pręcie wspartym na dwóch rozwidlonych, wysokich podporach.Joe skrzywił się lekko, Nie lubił tego rodzaju inscenizacji.Niczego tu przecież nie gotowano od stuleci.Zerknął na wiszący nad kominkiem portret Ewy De Vere, odwrócił się powoli i ruszył ku półkom z księgami, ale nagle skręcił w stronę drzwiczek prowadzących ku wieży.Słońce zachodziło właśnie i z pewnością zbliżała się burza.Czuł ją w kościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]