[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czycoś skradziono?- Nie, nic takiego nie zauważyliśmy.Oczywiście nie wiemy,co Agnes mogła mieć w szufladach, ale.są zamknięte naklucz.Nie zostały wyłamane.- A gdzie jest ten klucz?Zadając to pytanie, Hanne Wilhelmsen stała bokiem doMaren Kalsvik, ale i tak zauważyła zaniepokojenie na jejtwarzy.Ledwie jego cień.A może po prostu jej się wydawało.- Leży pod doniczką - wyjaśniła Maren.- Na tamtym regalez książkami.- Aha.Billy T.już unosił osłonkę na doniczkę.Ale klucza tam niebyło.Maren Kalsvik wyglądała na szczerze zdziwioną.- Zawsze tam leży.Może policja go zabrała.- Może.Policjanci popatrzyli na siebie.Hanne zapisała coś wkołonotatniku, po czym schowała dokumenty z powrotem dotorby i dała znak, że chcą obejrzeć sypialnie.Olav i Raymond mieszkali w jednym pokoju, podobnie jakGlenn i Kenneth.Natomiast Anita i Jeanette miały pokój wgłębi korytarza.Naprzeciwko sypiali blizniacy.Dwapomieszczenia stały puste.- Dlaczego dzieci muszą mieszkać razem, skoro macie dwapuste pokoje?- Ze względów wychowawczych.Kenneth boi się być sam.Ablizniaki chcą być razem.Olav.- urwała i znów odgarnęłagrzywkę.- Olav to ten, który zniknął.Agnes.- Teraz Marenbyła już w oczywisty sposób bliska płaczu.Kilka razyodetchnęła i z trudem się opanowała.- Agnes uważała, żeRaymond może mieć dobry wpływ na Olava.Jest starszy itwardy, ale tak naprawdę dobrze sobie radzi z młodszymi.Chociaż protestował przeciwko nowemu współlokatorowi.Awięc z powodów czysto społecznych, czy pedagogicznych, jakpani woli.Puste pokoje wykorzystujemy między innymi doodrabiania lekcji.- Nie mieliście jeszcze żadnych wiadomości o tym chłopcu,który uciekł?- Nie, i bardzo się martwimy.Nie wrócił do domu, ale wtym akurat nie ma nic dziwnego.Z tego, co wiem, nie miałpieniędzy, a na piechotę to bardzo daleko.Billy T.mierzył krokami korytarz, mrucząc coś do siebiecicho.Przy gabinecie kierowniczki musiał podnieść głos, żebykobiety mogły go usłyszeć.- A to okno tutaj chyba zwykle nie jest otwarte?Na futrynie dostrzegł ślady fioletowego proszku.Technicyszukali tu śladów.- Nie! - odkrzyknęła Maren.- O tej porze roku zawsze jestzamknięte.Ale wczoraj mieliśmy ćwiczenia przeciwpożarowe.Dzieciaki przez godzinę fruwały po linach i drabinach.Okno się zakleszczyło i nie dawało się otworzyć, ale w końcuBilly T.zdołał je pchnąć.W dole dostrzegł tę samą plątaninęśladów, co pod oknami w dłuższej ścianie.Drabinkęprzeciwpożarową dawało się rozciągnąć do samej ziemi.Byłaszeroka i stabilna, z mocnymi rowkowanymi stopniami.Napróbę odblokował zamki po obu stronach i dolna część opadłapo nasmarowanych łożyskach.Solidna rzecz.Pociągnął zastalową linkę biegnącą przez nieduży krążek linowy z boku przyoknie i dolna część drabinki posłusznie wjechała na górę.Kiedyrozległo się ciche kliknięcie, Billy T.unieruchomił mechanizm.Potem zamknął okno i nic nie mówiąc, podszedł do kobiet.- Musimy was wszystkich przesłuchać - usłyszał niemalprzepraszający ton Hanne.- Będziecie wzywani po kolei.Bardzo by nam pomogło, gdyby zechciała pani sporządzićlistę wszystkich dzieci, które tu mieszkają, a co ważniejsze -wszystkich pracowników.Oczywiście nazwiska i datyurodzenia, ale też pochodzenie, miejsce zamieszkania,stosunki rodzinne, od jak dawna tu pracują i tak dalej.I tojak najszybciej.Maren kiwnęła głową.Policjanci zeszli na parter, wychowawczyni za nimi.Wmilczeniu obejrzeli resztę domu, od czasu do czasu coś notując.Maren zamknęła za nimi drzwi mniej więcej godzinę po ichprzyjściu.Billy T.bez słowa przeskoczył przez wąski, niski żywopłot,oddzielający żwirową alejkę od trawnika.Zciągnął połykożucha, zapiął go na dwa ostatnie guziki i schował ręce d okieszeni.Lekkim truchtem ruszył za róg budynku i zatrzymałsię pod jedynym oknem na piętrze w krótszej ścianie domu,znajdującym się mniej więcej sześć metrów nad ziemią.HanneWilhelmsen wiedziała, o co mu chodzi.Poszła za nim.Tygodniowa odwilż rozmiękczyła ziemię na tyle, że odcisnęłosię na niej niezliczenie wiele śladów mniejszych i większychstóp.Mróz nadciągnął dziś rano.Teraz ziemia przypominałaksiężycowy krajobraz w miniaturze, z płaskimi dolinami,niewysokimi ostrymi łańcuchami górskimi ciągnącymi się wpoprzek i wzdłuż.Dla policji ślady nie miały jednak żadnejwartości.- Te ćwiczenia przeciwpożarowe nadarzyły się cholernie wporę - stwierdził Billy T.z ponurą miną.- Nawet najlepszytechnik kryminalistyczny nic z tego nie wyciśnie.- Chłopcy przynajmniej próbowali.- Hanne wskazała namaleńkie cząsteczki gipsu, ledwie dające się odróżnić odszronu, i czerwony sprej kontrastowy w kilku śladach.- Jeśliktoś przeszedł tędy po zakończeniu ćwiczeń, a taknajwyrazniej musiało być, to jego ślad y muszą być nawierzchu.Wiemy, kiedy chwycił mróz?- Dopiero nad ranem.Policja przyjechała o wpół do drugiej,wtedy było jeszcze miękko.Hanne ostrożnie obeszła zadeptany obszar z nadzieją, że udajej się coś tu wypatrzyć.Potem stanęła pod samą ścianą iwyciągnęła ręce do złożonej drabinki przeciwpożarowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]