RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wilk był w miejscu, w którym Ayla kazała mu czekać, i oboje chwalili go teraz za cierpliwość.Ayla zobaczyła jednak, że wybrał się na polowanie i przyniósł z powrotem swoją zdo­bycz, a to oznaczało, że co najmniej na chwilę opuścił swoją kryjówkę.Zaniepokoiło ją to, ponieważ byli tak blisko obozu i Wilczyc, ale nie miała serca, żeby go łajać.Umocniło to tylko jej decyzję, by jak najszybciej zabrać go daleko od jedzących wilki kobiet.Poszli z końmi ku rzece, do zagajnika, w którym schowali swoje rzeczy.Ayla wyjęła jeden z niewielu pozostałych im pla­cuszków podróżnej żywności, przełamała go na dwa kawałki i podała większy Jondalarowi.Siedzieli w zaroślach i pogryzali, zadowoleni, że są daleko od przygnębiającego Obozu S'Armu-nai.Nagle usłyszeli niski warkot Wilka i włosy stanęły Ayli dęba na głowie.- Ktoś idzie - szepnął Jondalar, czując przypływ trwogi na ten dźwięk.Nagle ostrzeżeni, oboje rozejrzeli się uważnie, pewni, że czuj-niejsze zmysły Wilka wyczuły bliskie niebezpieczeństwo.Ayla ostrożnie rozgarnęła krzaki i spojrzała w kierunku, w którym wskazywał nos Wilka.Zobaczyła dwie zbliżające się kobietyJedną z nich była Epadoa.Trąciła ramię Jondalara.Na ich widok kiwnął głową.- Ty czekaj, nakaż koniom spokój - zasygnalizowała w ję­zyku klanu.- Ja schowam Wilka.Pójdę za kobietami, każę im odejść.- Ja pójdę.- Dał znak Jondalar.- Kobiety mnie bardziej posłuchają.Jondalar zgodził się niechętnie.- Będę pilnował tutaj z miotaczem.Ty też weź miotacz.Ayla kiwnęła głową na zgodę.- I procę.Cicho i ukradkiem Ayla zatoczyła koło wokół kobiet, wysfo­rowała się przed nie i czekała.Słyszała ich rozmowę, kiedy wolno do niej podchodziły.- Jestem pewna, że poszli tą drogą, kiedy wczoraj odeszli z obozowiska, Unavoa - powiedziała przywódczyni Wilczyc.- Ale przecież potem przyszli do naszego obozu.Dlaczego nadal szukamy ich tutaj?- Może wrócą tą drogą, a nawet jeśli nie, to może dowiemy się czegoś o nich.- Niektórzy mówią, że oni po odejściu od nas znikają albo zamieniają się w ptaki lub konie - odrzekła młodsza Wilczyca.- Nie bądź głupia - odparła Epadoa.- Znalazłyśmy przecież miejsce, gdzie obozowali zeszłej nocy.Po co mieliby rozbijać obóz, jeśli potrafią zamienić się w zwierzęta?Ma rację - pomyślała Ayla.- Przynajmniej umie myśleć i zu­pełnie nieźle potrafi tropić.Prawdopodobnie jest również dobrym myśliwym.Jaka szkoda, że jest tak związana z Attaroą.Ayla siedziała w kucki za kępą krzewów i pożółkłą, wysoką trawą i obserwowała zbliżające się kobiety.W momencie, w któ­rym obie patrzyły w ziemię, cicho podniosła się, trzymając w rę­ku nastawiony miotacz oszczepów.Epadoa podskoczyła ze zdzi­wienia, a Unavoa postąpiła krok do tyłu i pisnęła z przerażenia.- Mnie szukacie? - spytała Ayla w ich języku.- Tu jestem.Unavoa zdawała się gotowa do ucieczki, a nawet Epadoa wyglądała na zdenerwowaną i przestraszoną.- My., my polowałyśmy - odparła Epadoa.- Żadnych koni tutaj nie ma, żeby je zagnać w przepaść -powiedziała Ayla.- Nie polowałyśmy na konie.- Wiem.Polujecie na Aylę i Jondalara.Jej nagłe pojawienie się i dziwny sposób wymawiania słów w ich języku spowodowały, że wydawała się bardzo egzotyczna, przybyła z bardzo daleka, może nawet z innego świata.Obie ko­biety nie pragnęły teraz niczego bardziej niż odejść jak najdalej od tej kobiety, która zdawała się posiadać nadludzkie przymioty.- Myślę, że te dwie kobiety powinny wrócić do obozu, bo mogą nie zdążyć na wielką ucztę.Te słowa doszły z lasu i były wypowiedziane w mamutoi, ale obie rozumiały ten język i rozpoznały głos Jondalara.Spojrzały w kierunku, z którego głos dochodził, i zobaczyły wysokiego mężczyznę, który nonszalancko opierał się o pień dużej, białej brzozy i trzymał w ręku przygotowany oszczep w miotaczu.- Tak.Masz rację.Nie chcemy stracić uczty - powiedziała Epadoa.Szturchnęła swoją oniemiałą, młodą towarzyszkę, szyb­ko zawróciły i odeszły.Jondalar nie mógł powstrzymać szerokiego, pełnego satysfak­cji uśmiechu.Kiedy Ayla z Jondalarem wjechali z powrotem do Obozu S'Armunai, było już późne popołudnie krótkiego zimowego dnia i słońce stało nisko na niebie.Zmienili kryjówkę Wilka i zostawili go nieco bliżej osady, ponieważ wkrótce miała już zapaść ciem­ność, a w nocy ludzie rzadko wychodzili poza krąg światła og­nisk.Ayla jednak nadal martwiła się, że ktoś może go zobaczyć.S'Armuna właśnie wychodziła z ziemianki, kiedy zeskoczyli z koni na skraju pola, i uśmiechnęła się z ulgą na ich widok.Pomimo złożonej obietnicy bała się, że mogą nie wrócić.W koń­cu, dlaczego obcy mieliby narażać się na niebezpieczeństwo, żeby pomóc ludziom, których nie znają? Ich właśni krewni nie odwiedzali ich od wielu lat, żeby sprawdzić, czy wszystko jest z nimi w porządku.Oczywiście, przyjaciele i krewni nie zostali mile przyjęci podczas ostatnich odwiedzin.Jondalar zdjął uprząż Zawodnika, żeby go w żaden sposób nie krępowała, i oboje przyjacielsko klepnęli konie w zady, za­chęcając je do odejścia od obozu.S'Armuna poszła na spotkanie pary gości.- Właśnie kończymy przygotowania do jutrzejszej Ceremonii Ognia.Zawsze rozpalamy ogień poprzedniego wieczoru.Chcecie wejść i się rozgrzać?- Jest zimno - zgodził się Jondalar.Oboje poszli wraz z szamanką w kierunku pieca ceramicznego po drugiej stronie obozu.- Wymyśliłam sposób na podgrzanie twojej potrawy, Aylo.Powiedziałaś, że jest smaczniejsza na gorąco, i z pewnością masz rację.Wspaniale pachnie.- S'Armuna uśmiechnęła się.- Jak można podgrzać w koszyku tak gęstą mieszankę?- Pokażę ci - odpowiedziała S'Armuna i pochyliła się, żeby wejść do przedsionka niskiej budowli.Ayla również weszła, a tuż za nią Jondalar.Chociaż w małym palenisku nie było ognia, wewnątrz było dość ciepło.S'Armuna poszła prosto do otworu prowadzącego do drugiej komory i odstawiła kość łopatkową mamuta, która go zakrywała.Powietrze wewnątrz było gorące, dość gorące, by się w nim dawało gotować - pomyślała Ay­la.Spojrzała i zobaczyła, że wewnątrz palił się ogień; a tuż przy wejściu, w pewnej odległości od ogniska, stały jej dwa kosze.- To rzeczywiście wspaniale pachnie! - powiedział Jondalar.- Nie masz pojęcia, ilu ludzi pytało, kiedy rozpocznie się uczta - rzekła S'Armuna.- Zapach dochodzi nawet do Zagrody.Ardemun przyszedł mnie zapytać, czy mężczyźni naprawdę też dostaną trochę.Ale to nie jest wszystko.To zadziwiające, ale Attaroa rzeczywiście kazała kobietom przygotować tyle żywno­ści na ucztę, żeby starczyło dla wszystkich.Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mieliśmy prawdziwą ucztę.ale też nie było zbyt wiele powodów do świętowania.Zastanawiam się, co uczcimy dzisiaj.- Gości - powiedziała Ayla.- Uczta jest na cześć gości.- Tak, gości - odparła kobieta.- Pamiętaj, to był jej pretekst, żeby was ściągnąć tu z powrotem.Muszę was ostrzec.Nie pijcie ani nie jedzcie niczego, czego ona wcześniej nie skosztuje.At­taroa zna wiele trujących substancji, które można ukryć w je­dzeniu.Jeśli to będzie konieczne, jedzcie tylko to, co sami przynieśliście.Starannie tego pilnowałam.- Nawet tutaj? - spytał Jondalar.- Nikt nie odważy się tu wejść bez mojego pozwolenia -powiedziała Ta Która Służy Matce - ale poza tym miejscem bądźcie bardzo ostrożni.Attaroa i Epadoa naradzały się cały dzień.Coś planują.- Mają też wiele pomocnic, wszystkie Wilczyce.Na czyją pomoc my możemy liczyć? - zapytał Jondalar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl