[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy strażnicy sobieposzli, Stoke usiadł na pryczy i rozcierając nadgarstki, rozejrzał się poceli.Miał ją dzielić z Rekinkiem.Ale się spóznił i jakieś sukinsyny godopadły.Położył się na cienkim materacu z rękoma pod głową i za-czął rozmyślać.W pierdlu ma się tyle roboty.Tyle roboty, że ho, ho.Sięgnął do małego chlebaka pod pryczą.W wydrążonym egzem-plarzu Tęczy grawitacji - najgrubszej książki, jaką udało mu się zna-lezć w antykwariacie - leżała kosa wykonana z zeszlifowanej łyżki istopionego plastiku z siedmiu szczoteczek do zębów.Taka sama, jakązrobił dla Rekinka.W innej wielkiej, wydrążonej książce - Zębach252tygrysa Toma Clancy'ego - leżało tysiąc dolarów w dwudziestkach isetkach.Pomacał jeszcze w torbie i wyciągnął egzemplarz Koranu z poza-ginanymi kartkami.Od kiedy postanowił dać się zamknąć w Glades,czytał go nabożnie co wieczór.Zielonym markerem zaznaczał frazy,które mógłby wtrącać w rozmowie z Ishtarem albo którymś z jegouczniów, gdyby nadarzyła się okazja.Koran był w porządku, choć trochę trudniej się go czytało i za-pamiętywało niż Biblię.Pan jest mym pasterzem i nie brak mi ni-czego.Znał ten psalm na pamięć, od kiedy wyuczył się go jako sze-ściolatek.Często go powtarzał, kiedy się bał, a nawet kiedy czuł sięsmutny albo samotny.Zawsze pomagało.Wydawało mu się, żewszystkie religie mają taki wpływ na ludzi i naprawdę ciężko było muznalezć w Koranie miejsce, gdzie przekonywano: słuchajcie, jest takipomysł: żeby dostać bilet do raju, trzeba iść i mordować niewinnychmężczyzn, kobiety i dzieci.Dziś zamiast czytać w ciszy samemu sobie, spróbował czegoś in-nego.Na wszelki wypadek gdyby ktoś podsłuchiwał, zaczął recyto-wać głośnym szeptem modlitwę: Bóg jest wielki.Zaświadczam, że nie ma boga prócz Allacha.Zaświadczam, że Muhammadan jest Wysłannikiem Allacha.Spieszcie do modlitwy.Spieszcie do sukcesu.Bóg jest wielki.Nie ma boga prócz Allacha.Powtórzył to kilka razy, żeby wczuć się w rytm i żeby słowa odbiłysię echem po bloku.Po chwili zmęczyła go ta religia, więc wyciągnąłegzemplarz The Dreadful Lemon Sky.To był odcinek przygód TravisaMcGee, który mieli czytać w tym tygodniu w dwuosobowym klubieksiążki z Eddiem.W Lemon Sky najbardziej podobało mu się to, że wprzeciwieństwie do Koranu nie trzeba było niczego zaznaczać anipodkreślać.Wystarczyło poddać się potokowi słów samego mistrza.Proszębardzo, stary Trav znów zamyka swoją Busted Flush, włącza alarm iżegna się ze swoim kumplem Tygrysem z Alabamy.A potem idzie na253całonocną wyprawę z Meyerem, żeby znalezć zabójcę jakiejś biednejkobiety, która pewnej nocy zjawiła się z dziewięćdziesięcioma ka-wałkami dolców i dała je Travowi na przechowanie.Jak Koran możesię w ogóle równać z taką literaturą? Czy nawet Biblia? Zwięci Au-kasz, Mateusz czy Jan, wszyscy razem mogą co najwyżej buty czyścićJohnowi D.MacDonaldowi.Dotarł do strony pięćdziesiątej pierwszej, ale oczy mu się zaczęłyzamykać.Skupiał się na radach, jakich ci fanatyczni Arabowieudzielali wszystkim wokół.Owszem, miał otwarty umysł, był wstanie tolerować wiele.Ale nie rozumiał, co ci ludzie, ci radykalnimuzułmanie, ci popieprzeni samobójcy z bombami w portkach zAl-Kaidy czy od talibów, co oni takiego kiedykolwiek zrobili, żebyktoś zwrócił na nich uwagę, nie mówiąc o darzeniu szacunkiem.Zastanówmy się, rozmyślał i podniósł rękę z pięcioma rozpro-stowanymi palcami.Czy kiedykolwiek zbudowali jakąś drogę, po-stawili tamę na rzece albo wykopali studnię, z której wyciągnęlibychociaż wiadro wody? Nie.Czy wygenerowali chociaż wat elek-tryczności, zbudowali choć jeden samochód, samolot, łódz, pociąg,rower czy deskę do skateboardu? Nie.Dwa palce zagięte.No dobrze,a czy założyli chociaż jeden bank, zbudowali jeden dom, wyprodu-kowali jeden lek ratujący życie, albo czy w ogóle cokolwiek wypro-dukowali? Napisali artykuł, który zdobył Pulitzera? A może napisalipowieść? Nie.Trzy palce w dół.A może skomponowali chociaż jednącholerną piosenkę, ułożyli jeden, kurde, taniec, wygrali chociaż jednewybory albo czy dali choć jeden recital pianistyczny w całej swejdługiej i krwawej historii?Nie.Pięć palców zagiętych.Zabijają tylko ludzi.I tyle.Stoke obiecał sobie coś solennie, leżąc w celi.Jeśli tylko będziemógł i będzie miał dość sił, zacznie ich zabijać pierwszy.Odszuka ichserce i je wyrwie.Zanim zdążą zabić kolejnych jego rodaków.Pamiętacie Amerykanów? Ludzie już zaczynają zapominać.A to naród, który ma uzasadnione powody do dumy.To naród,który przetrącił kręgosłup Hitlerowi.Uwolnił niezliczone milionyludzi spod władzy Sowietów.Kazał Gorbi zburzyć ten cholerny mur.Naród, który próbował naprawić świat.Rozdawał miliardy254głodującym ludziom na całym świecie.Budował domy tym, którzystracili dach nad głową w powodziach czy pożarach.Rozsyłał na całyświat prowiant i leki warte grube miliardy dolarów, porywał się nadyktatorów żądnych władzy.Walczył o słuszną sprawę.Walczył owolność.O prawo każdego mężczyzny, kobiety i dziecka do wolno-ści.O niepodległość.O takich rzeczach mówimy.Nie o religijnych i politycznych szajbusach, którzy chcieli wysa-dzać samoloty w trakcie lotu, wsadzić osiem milionów %7łydów dopieców czy zagazować wszystkich Kurdów tylko dlatego, że sąKurdami.Nie.Mówimy o zwykłych amerykańskich patriotach.Tylkotyle.Zajęty tymi pseudogłębokimi myślami Stokely Jones zaczął po-woli zasypiać.Pierwszą noc w Glades Stoke przespał jak niemowlę w ramionachmamusi.Drugą i trzecią już niekoniecznie.38.Belle Glade, FlorydaPierwsze dni Stoke'a w mamrze przeszły bez większych wydarzeńpoza tym, że wódz Johnny Dwie Giwery zle się wyraził o ukochanejmatce Stoke'a, więc skończył w więziennym szpitalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]