[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież zarówno Barenboim, jak i Pleeth dołożyli wszelkich starań, żeby nie dopuścić do przecieku informacji wskazujących na związek Carewe'a z E.80.Czyżby popełniono jakiś błąd?Kiedy zapadał w sen, widział przed sobą najeżone niebezpieczeństwami stulecia, a potem znów śniło mu się, że ma ciało ze szkła.Rozdział szóstyPoranne niebo nad lotniskiem, jasne, czyste i bezchmurne, jeśli nie liczyć ogromnego słupa mgły otaczającej tunel wyciszonych startów, raziło oczy.Stosunkowo ciepłe powietrze tuż nad ziemią przedostawało się do niego wskutek niedoskonałości tworzącego go pola magnetycznego i wznosiło szybko do góry, przeobrażając tunel w niewidzialny silnik odrzutowy, wyrzucający gazy w górne warstwy atmosfery.Carewe, który przybył na lotnisko wcześnie, obejrzał start kilku samolotów, które kołowały do podstawy słupa z chmur, wznosiły się pionowo i znikały.Wytężał wzrok, żeby dojrzeć, jak wyskakują u góry i ustawiają się na kursie, lecz od patrzenia w jaskrawe niebo rozbolały go oczy i musiał zrezygnować.Przekonał się, że zrobił źle przyjeżdżając wcześniej na lotnisko.Krótkotrwałe dobroczynne skutki wypitego wczoraj alkoholu ustąpiły, pozostawiając mu w zamian złe samopoczucie, a w dodatku miał za dużo czasu na rozmyślania o najbliższej przyszłości.Było całkiem możliwe, że jeszcze tego popołudnia weźmie udział w akcji bojowej brygady antynaturystycznej.Ilekroć nawiedzała go ta myśl, wstrząsała nim z jednakową siłą, wpatrywał się wiec w odległe szczyty Gór Skalistych z mieszanymi uczuciami nostalgii i rozgoryczenia.Nie chcę jechać do Afryki, myślał.A zwłaszcza nie chcę mieć do czynienia z żadnymi naturystami.Co ja tu robię? I nagle obudził się w nim znów gniew i wściekłość na Atenę.Klnąc zawzięcie pod nosem ruszył w stronę rzędu budek wideofonicznych, ale przypomniało mu się, że nie ma jej nic do powiedzenia.Co do praktycznych spraw domowych, mógłby wprawdzie zakomunikować jej, że wyjeżdża za granicę, ale przecież wiadomo było, że kiedy komputer Farmy wprowadzi spowodowane jego wyjazdem zmiany w systemie kredytowania, to automatycznie ją o tym powiadomi.Co zaś do spraw uczuciowych, to miał ochotę jej powiedzieć: „Zobacz, co zrobiłaś.Przez ciebie jadę do Afryki, gdzie mogę zginąć z rąk jakiegoś naturysty”.Ale nie było mu dane przeżyć nawet tego dziecinnego katharsis, po trosze z powodu dumy, a po trosze dlatego, że osoba, której chciał to powiedzieć, dawna Atena, przestała istnieć.Co mógł zyskać na rozmowie z wrogo patrzącą na niego nieznajomą, która zamieszkiwała teraz ciało Ateny? Uzmysłowił sobie, że szczycił się kiedyś swoim staroświeckim, dziwacznym monogamicznym małżeństwem - związkiem, który przetrwał jego rzekomą impotencję zaledwie o kilka godzin.Nawet sposób, w jaki zakomunikowała mu tę nowinę, mówił sam za siebie.Nie widać było po niej żadnych oznak żalu ani innych uczuć, z wyjątkiem pogardy dla tego bezpłciowego przedmiotu, który był niegdyś jej mężem.I to po kilku godzinach! Po kilku zasranych.Spostrzegł nagle, że ludzie w poczekalni dla odlatujących przypatrują mu się uważnie.Przestał więc zaciskać ręce na sakwojażu i posłał wymuszony uśmiech ubranej na różowo kobiecie, która siedziała w pobliżu, trzymając na kolanach niemowlę.Nie zareagowała, tylko się w niego wpatrywała, aż wreszcie odwrócił się i podszedł do automatu z herbakawą.Obrócił tarczę zamawiając bańkę gorącego płynu.Popijając go w roztargnieniu doczekał się zapowiedzi swojego lotu, wszedł na ruchomy chodnik i stanął obok innych lecących na wschód pasażerów.Pierwsze drgniecie chodnika, przypominające o rozpoczęciu podróży, na nowo zdjęło go panicznym lękiem.Zmusił się do rozluźnienia mięśni i zaczął miarowo oddychać, co robił aż do wejścia na pokład odrzutowca, gdzie jego uwagę mogła odwrócić troska o własne bezpieczeństwo podczas lotu.W ciągu czterdziestu lat swojego życia odbył bodaj tysiąc podróży samolotami liniowymi i nie przypominał sobie ani jednej, w trakcie której nie dostrzegłby jakiejś drobniutkiej, lecz potencjalnie śmiercionośnej usterki w samej maszynie lub w jej wyposażeniu.Mógł to być ledwie wyczuwalny swąd tlącej się izolacji, wilgotny ślad na szwach zbiornika na skrzydle albo jakiś niezwykły ton w szumie silnika - drobiazgi, na które zapewne nie zwróciłby uwagi zblazowany zawodowiec, ale które aż nazbyt rzucały się w oczy wyczulonemu inteligentnemu dyletantowi.Tym razem nie podobała mu się butelka ze sprężonym gazem, która w przypadku katastrofy spowodowałaby wyskoczenie z oparcia fotela przed nim wielkiego plastikowego balonu stanowiącego pneumatyczne zabezpieczenie przed wstrząsem.Butelka wydawała mu się lekko przekrzywiona w stosunku do końcówki wylotowej, co skłaniało do podejrzeń, że uszczelka odkształciła się, a gaz ulotnił.Miał właśnie spytać stewarda, jak często przeprowadza się kontrolę butelek z gazem, kiedy miejsce obok zajęła jakaś pasażerka [ Pobierz całość w formacie PDF ]