[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw zidentyfikowano zmarłą, następnie przedstawiono medyczne dowody na charakter ran.Nie znaleziono śladów walki.Zmarła prawdopodobnie była pod działaniem narkotyku.Śmierć nastąpiła nie później niż o wpół do piątej, najprawdopodobniej pomiędzy drugą a wpół do piątej.Panna Gilchrist zeznała, że znalazła ciało.Złożyli również swoje zeznania posterunkowy i inspektor Morton.Koroner pokrótce podsumował wyniki dotychczasowego dochodzenia i sąd wydał werdykt: „morderstwo dokonane przez osobę bądź osoby nieznane”.Gdy zgromadzeni wyszli z sali na dwór, rzucili się na nich fotoreporterzy z aparatami fotograficznymi.Pan Entwhistle zaprowadził Susan i pannę Gilchrist do „King’s Arms”, gdzie już wcześniej zapobiegliwie zamówił obiad w małej salce za barem.— Nie będzie to dobry obiad, niestety — usprawiedliwił się.Ale nie było tak źle.Panna Gilchrist pochlipywała wprawdzie trochę i mamrotała, że „to wszystko było po prostu okropne”, ale gdy pan Entwhistle wmusił w nią szklaneczkę sherry, odzyskała apetyt i ochoczo zabrała do duszonego mięsa.Prawnik zajął się Susan.— Nie wiedziałem, że wybierasz się tu dzisiaj, Susan, mogliśmy przyjechać razem.— Wiem, że powiedziałam, że nie przyjadę, ale wydawało mi się, że to świństwo, żeby nie przyjechał nikt z rodziny.Zadzwoniłam do George’a, lecz on rzekł, że jest zajęty, Rosamund miała próbę, a wuj Timothy był oczywiście wykluczony.Więc wypadło na mnie.— Mąż z tobą nie przyjechał?— Greg był zajęty w aptece.— Widząc zdziwione spojrzenie panny Gilchrist, Susan wyjaśniła: — Mój mąż pracuje w aptece.Mąż parający się handlem zupełnie nie pasował do eleganckiej Susan, ale panna Gilchrist nie dała po sobie poznać zaskoczenia.Odważnie powiedziała:— Zupełnie jak Keats.— Greg nie jest poetą — rzekła Susan i dodała: — Mamy wielkie plany na przyszłość.Chcemy otworzyć gabinet kosmetyczny z laboratorium, w którym będziemy opracowywać własne receptury na kosmetyki.— To brzmi ciekawie — pochwaliła panna Gilchrist — Coś jak Elizabeth Arden, ona naprawdę jest hrabiną.a może to Helena Rubinstein? Tak czy inaczej — dodała — apteka to nie to samo co zwykły sklep.jak pasmanteria czy warzywniczy.— Pani miała herbaciarnię, prawda?— Tak, rzeczywiście.— Twarz panny Gilchrist rozjaśniła się na to wspomnienie.Nigdy nie przyszło jej na myśl, że herbaciarnia była w takim samym stopniu „handlem” jak apteka.Prowadzenie herbaciarni stanowiło dla niej kwintesencję wytworności.Z zapałem zaczęła raczyć Susan swoimi opowieściami na ulubiony temat.Pan Entwhistle, który już to słyszał, zamyślił się nad innymi sprawami.I to tak głęboko, że Susan dwa razy musiała się do niego zwrócić, by wyrwać go z medytacji.— Przebacz mi — powiedział — rozmyślałem o twoim wuju, Timothym.Trochę się martwię.— Czym? Nie wierzę, że mu coś naprawdę dolega.To hipochondryk.— Może masz rację.Przyznam, że nie myślałem o jego zdrowiu.Raczej o żonie.Spadła ze schodów i skręciła nogę w kostce.Musi leżeć i wuj jest w strasznym stanie.— Bo będzie musiał zająć się nią, a nie ona nim.Dobrze mu to zrobi.— Chyba tak.Tylko pytanie, czy rzeczywiście zaopiekuje się ciotką.W domu nie ma żadnej służby.— Dla starszych ludzi życie jest naprawdę ciężkie — rzekła Susan.— Oni mieszkają w starym georgiańskim dworze, prawda?Pan Entwhistle skinął głową.Wychodząc z „King’s Arms” rozejrzeli się uważnie dookoła, ale reporterzy gdzieś zniknęli.Dwóch z nich czekało na Susan przed drzwiami domu.Zadowolili się jednak kilkoma sloganami i odeszli.Kobiety, odprowadzane przez pana Entwhistle’a, weszły do środka, a prawnik wrócił do „King’s Arms”, gdzie czekał na niego zarezerwowany pokój.Następnego dnia miał odbyć się pogrzeb.— Mój samochód ciągle stoi koło kamieniołomu — rzekła Susan.— Zapomniałam o nim kompletnie.Będę musiała go później przyprowadzić.— Nie za późno — powiedziała panna Gilchrist.— Niech pani nie wychodzi po zmroku.Susan spojrzała na nią z rozbawieniem.— Chyba nie myśli pani, że morderca ciągle się gdzieś czai?— Nie, raczej nie — odparła z zakłopotaniem panna Gilchrist.A właśnie że tak myśli — powiedziała do siebie Susan.— To zdumiewające.Panna Gilchrist zniknęła w kuchni.— Czy nie ma pani ochoty na wcześniejszą herbatę? Powiedzmy za pół godziny — zaproponowała.Wprawdzie Susan uważała, że podawanie herbaty o wpół do trzeciej to stanowczo przesada, ale nie oponowała.Pomyślała, że panna Głlchrist potrzebuje tego dla uspokojenia nerwów, a miała powody, by się jej przypodobać, zatem się zgodziła.W odpowiedzi z kuchni dobiegł ją brzęk naczyń.Panna Gilchrist rozpoczęła przygotowania, więc Susan przeszła do salonu.Nie minęło pięć minut, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka, a po chwili — rytmiczne stukanie.W tej samej chwili Susan wyszła do hallu i w drzwiach kuchni ukazała się panna Gilchrist.Wycierając w fartuch umączone ręce, starsza kobieta spytała:— Kto to może być?— Pewnie reporterzy — odparła Susan.— To musi być strasznie męczące dla pani, pani Banks.— Trudno.Otworzę.— Właśnie robię ciasto do herbaty.Susan podeszła do drzwi wejściowych, ale panna Gilchrist nie cofnęła się do kuchni.Dziewczyna zastanawiała się, czy tamta nie spodziewa się przypadkiem zaczajonego bandyty z siekierą.Okazało się jednak, że na progu stoi starszy mężczyzna.Widząc Susan, uniósł kapelusz i spytał:— Czy mam przyjemność z panią Banks?— Tak.— Nazywam się Guthrie, Alexander Guthrie.Byłem dobrym znajomym, właściwie przyjacielem pani Lansquenet.Pani jest chyba jej bratanicą, Susan, z domu Abernethie?— Tak, to ja.— Czy, skoro się znamy, mogę wejść?— Oczywiście.Pan Guthrie wytarł starannie buty, zdjął płaszcz, kapelusz położył na kufrze i podążył za Susan do salonu.— Szkoda, że spotykamy się z takiej smutnej okazji — rzekł pan Guthrie, który z natury był raczej skłonny do radości.— Tak, bardzo smutna.Akurat bawiłem tu przejazdem i pomyślałem, że jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji, to pójść na przesłuchanie.I pogrzeb.Biedna Cora.biedna, niemądra Cora.Poznałem ją, pani Banks, gdy była młodą mężatką.Nieustraszona niewiasta, i tak poważnie traktowała sztukę.i swojego męża, to znaczy jego malarstwo.Właściwie to nie był takim złym mężem.Błądził, wie pani, co mam na myśli, a więc błądził, ale na szczęście Cora traktowała to jako część jego artystycznej duszy.Był artystą, więc miał prawo być niemoralny.Wcale nie jestem pewien, czy nie poszła jeszcze dalej: jest niemoralny, zatem musi być artystą.Nie miała pojęcia o sztuce, biedna Cora, choć w innych sprawach wykazywała dużo rozsądku.zadziwiająco dużo rozsądku.— Wszyscy tak mówią — rzekła Susan.— Ja jej prawie nie znałam.— Odsunęła się od rodziny, ponieważ nie doceniali jej drogiego Pierre’a.Nigdy nie była ładna, ale coś w sobie miała.Była dobrym kompanem.Nigdy się nie wiedziało, co powie i czy ta jej naiwność jest prawdziwa czy celowa.Nieraz się z niej śmialiśmy.Uważaliśmy, że jest jak dziecko i nigdy nie wydorośleje.Ostatni raz, kiedy ją widziałem (po śmierci Pierre’a widywałem ją od czasu do czasu), nadal posiadała tę cechę.Susan zaproponowała panu Guthrie’emu papierosa, ale odmówił.— Dziękuję bardzo, moja droga.Nie palę.Zapewne zastanawia się pani, dlaczego przyszedłem? Powiem prawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]