[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Torrance zaczerwienił się, mówiąc to kłamstwo, ale w namiociebyło tak gorąco, a on tak mocno się pocił, że nikt tego nie zauważył.- Pański sierżant? - zapytał Wellesley.- To znaczy havildar?- Sierżant, sir - odparł Torrance.- Odziedziczyłem go po kapitanieMackayu, sir.Sierżant Hakeswill.- Hakeswill! - powiedział generał zdumiony.- Co on tu jeszcze robi?Powinien był wrócić do swojego regimentu!- Został jeszcze, sir - rzekł Torrance - z dwoma swoimi ludzmi.Tamci dwajzmarli z gorączki.Nie miał innych rozkazów, sir, a jest zbyt użyteczny, żebygo odesłać.- Użyteczny - powiedział Wellesley.Był oficerem dowodzącym 33., czyliregimentem Hakeswilla i dobrze znał sierżanta.Pokręcił głową.- Jeśli jestdla pana użyteczny, Torrance, może zostać do upadku Gawilghur.Ale potemwraca do swojego regimentu.Upewnijcie się, że tak będzie, Campbell.- Tak jest, sir - powiedział adiutant.- Ale zdaje mi się, że część 33.zmierzatutaj, sir, więc sierżant będzie mógł wrócić z nimi.- Przybywa tu 33.? - zapytał zaskoczony Wellesley.- Nic takiego nienakazywałem.- Tylko kompania, sir - wyjaśnił Campbell.- Kwatera główna wyznaczyłaich chyba do eskortowania konwoju.- Niewątpliwie przydadzą się - powiedział generał niechętnie.- Czy to dlaciebie kłopotliwe, Sharpe, służyć z Hakeswillem? - Oficerowie awansowaniz szeregów nie powinni służyć w swoich dawnych regimentach, a Wellesleynajwyrazniej zastanawiał się, czy starzy towarzysze nie są dla Sharpe akrępujący.- Zmiem twierdzić, że dasz sobie radę - powiedział, nie czekającna odpowiedz.- Zwykle sobie dajesz.Wallace mówił mi, że poleca cię doStrzelców?- Tak, sir.- To ci powinno odpowiadać, Sharpe.Bardzo odpowiadać.A do czasuwyjazdu im więcej nauczysz się o taborach, tym lepiej.- Jego chłodne oczypowróciły do Torrance a.- W tej armii panuje błędne przekonanie, żezapasy są mało istotne, lecz w istocie wojny bardziej wygrywa sięskutecznym zaopatrzeniem niż dzielnymi czynami.Dlatego nie chcę więcejopóznień.- Nie będzie ich, sir - powiedział Torrance pospiesznie.- A jeśli będą - rzekł Wellesley - będzie też sąd wojskowy.Może pan na toliczyć, kapitanie.Majorze Elliott? - generał zwrócił się do inżyniera, którydo tej pory był obserwatorem porażki Torrance a.- Proszę mi powiedzieć,czego potrzeba do zbudowania drogi.- Stu wołów - powiedział kwaśno Elliott - i to nie tych waszychskołowaciałych zwierzaków, Torrance.Chcę setkę najlepszych wołówmajsurskich do niesienia drewna i kamieni potrzebnych do budowy drogi.Potrzebuję codziennie ryżu dla połowy batalionu sipajów i takiej samejilości pionierów.- Oczywiście, sir - powiedział Torrance.- I chcę jego - Elliott wskazał palcem na Sharpe a - ponieważ potrzebujędo zajęcia się wołami kogoś, kto wie, co robi.Torrance otworzył usta, żeby zaprotestować, ale wykazał się rozsądkiemi je zamknął.Wellesley spojrzał na Sharpe a.- Jesteś przydzielony majorowi Elliottowi.Bądz u niego jutro o świcie.Zwołami.A pan, kapitanie Torrance, zapewni codzienne zaopatrzenie dlabudowniczych drogi.I więcej nie chcę słyszeć o wieszaniu.- Oczywiście, sir - Torrance czuł ulgę, że udało mu się wywinąć tak łatwoi pochylił głowę w niezgrabnym ukłonie.- Do widzenia panom - powiedział generał kwaśno i poczekał, aż dwajoficerowie opuszczą namiot.Potarł oczy i stłumił ziewnięcie.- Ile czasu potrzebujesz na zbudowanie drogi, Elliott?- Dwa tygodnie? - zasugerował major.- Masz tydzień.Tydzień! - Generał powstrzymał protest Elliotta.- Dowidzenia, Elliott.Inżynier zamruczał pod nosem i wyszedł w blednące światło.Welleseyskrzywił się.- Czy Torrance owi można ufać? - zapytał.- Pochodzi z dobrej rodziny, sir - odparł Blackiston.- Neron też z takiej pochodził, z tego co pamiętam - odparł Wellesley.- Aleprzynajmniej Torrance ma Sharpe a.I chociaż nie będzie z niego dobryoficer, nadaje się na przyzwoitego sierżanta.Niezle sobie poradził z odna-lezieniem zapasów.- Bardzo dobrze, sir - powiedział Campbell ciepło.Wellesley odchylił się w krześle.Na jego twarzy pojawił się cieńniesmaku, kiedy przypomniał sobie straszliwy moment, gdy zrzucono go zkonia pod Assaye.Nie pamiętał wiele z tego wydarzenia, ponieważ byłoszołomiony, ale przypominał sobie, że obserwował, jak Sharpe zabija.Azabijał z gwałtownością, która go zadziwiła.Nie podobało mu się spłacaniedługu wobec takiego człowieka, ale generał wiedział, że byłby martwy,gdyby Sharpe nie zaryzykował własnego życia.- Nie powinienem był dawać Sharpe owi awansu - powiedział z żalem.-Taki człowiek byłby zupełnie zadowolony z nagrody pieniężnej.Wymienialnej.Tego chcą nasi ludzie, Campbell, czegoś, co można zamienićna rum lub arak.- Wydaje się być trzezwym człowiekiem, sir - powiedział Campbell.- Zapewne dlatego, że nie stać go na alkohol! Mesy oficerskie to cholerniedrogie miejsca, Campbell, jak dobrze wiesz.Nagrodziłem Sharpe a,wpędzając go w długi, prawda? Bóg wie, czy Strzelcy są tańsi.Nie sądzę.Onpotrzebuje czegoś wymienialnego, Campbell, czegoś wymienialnego.-Wellesley odwrócił się i pogrzebał w jukach ułożonych za krzesłem.Wyciągnął nową lunetę z płytkim okularem, która była podarkiem odkupców z Madrasu.- Znajdz w towarzyszącym nam obozie złotnika, Campbell, i zobacz, czymoże zamienić tę miedzianą tabliczkę.- Na co, sir? Nic zbyt kwiecistego - pomyślał generał - ponieważ luneta zostaniezastawiona, aby zapłacić za rachunki w mesie lub za kupno dżinu.- Z wdzięcznością, AW - powiedział - i dodaj datę Assaye.Potem dajSharpe owi z pozdrowieniami ode mnie.- To bardzo hojne z pana strony, sir - powiedział Campbell, biorąc lunetę.- Ale może lepiej byłoby, gdyby sam mu ją pan wręczył.- Może, może.Blackiston! Gdzie ustawimy działa? - Generał rozwinąłszkice.- Zwiece - nakazał, ponieważ szybko robiło się ciemno.Wokół brytyjskiego obozu cienie wydłużyły się, zlały i zmieniły w noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]