RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tym musiał odziedziczyć on coś z wyglądu po Karolu II, jak sądzę o tymze zbioru fotografii otrzymanych od dra Wallicha.Uderzyło mnie podobieństwojednej z nich do Fitz-Roya.Spojrzawszy na nazwisko stwierdziłem, że przedstawia 33ona Ch.E.Sobieskiego Stuarta, hrabiego Albany [jak podaje Franciszek Darwin,pochodzenie hrabiego Albany z rodu królewskiego jest mitem], nieprawegopotomka tego monarchy.Usposobienie Fitz-Roya było wysoce nieszczęśliwe.Ujawniało się to nie tylko wwybuchach gniewu, ale i w napadach długotrwałej gderliwości w stosunku do tego,kto go uraził.Zazwyczaj w najgorszym usposobieniu był wczesnym rankiem iswym orlim okiem zawsze wypatrzył, że na okręcie coś jest nie w porządku, awówczas nie szczędził słów nagany.Młodsi oficerowie przy porannej zmianiezwykli byli pytać, "czy podawano dużo kawy rano", co było równoznaczne zpytaniem o humor kapitana.Był on nieco podejrzliwy i czasami wpadał wprzygnębienie, co pewnego razu wręcz wyglądało na obłęd.Czasem wydawało misię, że zawodzi go trzezwy sąd i zdrowy rozum.Dla mnie był wyjątkowouprzejmy, lecz trudno było się z nim zżyć w jednej kajucie i przy wspólnym stole.Często kłóciliśmy się; gdy wpadał w rozdrażnienie, stawał się zupełnienierozsądny.Tak np.na początku podróży, gdyśmy byli w Bahia w Brazylii, zacząłbronić i zachwalać niewolnictwo, które dla mnie było rzeczą wstrętną, ioświadczył, że właśnie gościł u wielkiego właściciela niewolników, któryprzywołał wielu z nich i pytał, czy są szczęśliwi i czy życzyliby sobie uzyskaćwolność, na co wszyscy odpowiedzieli: "Nie".Spytałem go wówczas, zapewne niebez drwiny, czy uważa, że odpowiedzi niewolników w obecności ich pana mająjakąkolwiek wartość.Strasznie go to rozgniewało.Powiedział, że nie możemyrazem dłużej mieszkać, ponieważ wątpię o prawdziwości jego słów.Myślałem, żebędę musiał porzucić okręt, lecz gdy tylko nowina rozeszła się - a rozeszła sięszybko, bo kapitan posłał po pierwszego porucznika, aby sobie ulżyć wylewającprzed nim całą złość na mnie - z wielką satysfakcją otrzymałem od wszystkichoficerów propozycję wspólnego mieszkania.Po kilku wszakże godzinach Fitz-Royokazał swą zwykłą wspaniałomyślność posyłając po mnie oficera z przeprosinami iprośbą, abym z nim dalej mieszkał.Przypominam sobie inny przykład jegobezpośredniości.Jeszcze przed wyjazdem z Plymouth okropnie się rozgniewał nahandlarza naczyń, który odmówił wymienienia pewnych przedmiotówzakupionych w jego sklepie.Kapitan spytał wtedy kupca o cenę bardzokosztownego serwisu porcelanowego i rzekł: "Kupiłbym to, gdyby nie był Pan taknieuprzejmy".Wiedziałem, że jego kajuta jest dosłownie zapchana wszelkiminaczyniami, zwątpiłem więc o szczerości tego zamiaru.Nie powiedziałem anisłowa, musiało to wszakże odbić się na mojej twarzy.Opuszczając sklep, popatrzyłon na mnie i zapytał, czy nie wierzę temu, co mówił i musiałem to potwierdzić.Milczał parę minut, a następnie powiedział, że mam rację i że postąpiłniewłaściwie ze złości na tego łajdaka. 34W Conception w Chile biedny Fitz-Roy był strasznie przepracowany i bardzoprzygnębiony.Uskarżał się gorzko przede mną, że musi wydać wielkie przyjęciedla wszystkich mieszkańców miasta.Zaprzeczyłem mu i powiedziałem, że niewidzę, by okoliczności go do tego zmuszały.Na to wpadł we wściekłośćoświadczając, że należę do tych ludzi, którzy korzystają chętnie z wszelkichwzględów, nic w zamian nie dając.Wstałem więc i opuściwszy bez słowa kajutę,wróciłem do Conception, gdzie wówczas mieszkałem.Po paru dniach wróciłem naokręt i zostałem przyjęty przez kapitana tak serdecznie, jak zawsze; burza minęła.Pierwszy porucznik jednak powiedział mi: "Niech pana licho wezmie, filozofie.Chciałbym, aby pan nie kłócił się z szyprem.W dniu, w którym opuścił pan statek,byłem śmiertelnie zmęczony (okręt był w naprawie), a on taszczył mnie dopółnocy po pokładzie, wygadując na pana".Trudności współżycia z kapitanemokrętu wojennego są tym większe, że gdy się chce mu odpowiedzieć jakkomukolwiek innemu, wygląda to niemal na bunt.Poza tym trudności te wzmagałajeszcze obawa, jaką odczuwali przed nim w tych czasach wszyscy znajdujący sięna pokładzie.Przypominam sobie ciekawą przygodę skarbnika z Adventure.Okrętten żeglował razem z Beagle w czasie pierwszego rejsu.Skarbnik kupował w Riode Janeiro rum dla załogi, gdy niewielki ubrany po cywilnemu gentleman wszedłdo sklepu.Skarbnik zwrócił się do niego: "Niech pan będzie tak uprzejmyskosztować tego rumu i dać o nim swą opinię".Gentleman uczynił zadość prośbie iwkrótce opuścił sklep.Kupiec zapytał wówczas skarbnika, czy wie, że mówił zkapitanem okrętu liniowego, który dopiero co zawitał do portu.Biedny skarbnikzmartwiał z przerażenia, upuścił szklankę z trunkiem na ziemię, natychmiastpobiegł na okręt i, jak mnie zapewniał oficer z Adventure, żadna siła nie mogła goskłonić do wyjścia na ląd; tak bał się on spotkania z kapitanem po tym okropnymakcie poufałości.Po moim powrocie do domu rzadko tylko widywałem Fitz-Roya, gdyż zawszeobawiałem się, aby go niechcący nie obrazić, co się zresztą nawet przydarzyło,prawie że bez widoków pogodzenia się.Pózniej był oburzony na mnie zaogłoszenie tak nieprawowiernej książki jak "Powstawanie gatunków" (stał się onbardzo religijny).Pod koniec swego życia wpadł on niemal w ubóstwo, co w dużejmierze było, jak sądzę, rezultatem jego hojności.W każdym razie po jego śmiercimusiano uciec się do subskrypcji, aby spłacić długi.Koniec jego życia był żałosny,popełnił bowiem samobójstwo, podobnie jak i jego wuj lord Castlereagh, któregotak przypominał z obejścia i wyglądu.Był to pod wieloma względami najszlachetniejszy ze znanych mi charakterów,choć przysłonięty ciężkimi wadami. 35Podróż na Beagle była najdonioślejszym zdarzeniem mojego życia i zdecydowałao całej mojej dalszej karierze.A zależało to od tak drobnej okoliczności, jak to, żewuj ofiarował się jechać ze mną 30 mil od Shrewsbury, co niewielu wujówchciałoby uczynić, i od takiego głupstwa, jak kształt mego nosa.Zawszeuważałem, że przede wszystkim tej podróży zawdzięczam sprawność mego umysłui wykształcenie.Skłoniła mnie ona do gruntownego zajęcia się rozmaitymigałęziami nauk przyrodniczych, przez co wydoskonaliły się moje zdolnościobserwacyjne, zresztą dość dobrze już przedtem rozwinięte.Daleko wszakżewiększe znaczenie miały badania geologiczne każdej zwiedzanej okolicy, tobowiem wymaga rozumowania.Nic nie wydaje się bardziej beznadziejne wpierwszym okresie badania nowej okolicy niż chaos skał.Jednakże jeśli się wwielu miejscach bada uwarstwienie skał i skamielin oraz ich właściwości, a przytym nieustannie człowiek myśli i stara się przewidzieć, co można znalezć wjeszcze innym miejscu, to powoli wszystko zaczyna się rozjaśniać i struktura stajesię mniej lub więcej zrozumiała.Zabrałem ze sobą pierwszy tom "Zasad geologii"Lyella i uważnie go studiowałem; książka ta okazała się dla mnie pod wielomawzględami wielce pomocna.Pierwsze już miejsce, które badałem, a mianowicie St [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl