[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogarnęła go męska satysfakcja.Podeszła do niego, kołysząc suknią i oparła dłonie najego torsie.Przechyliła głowę i spojrzała mu w oczy.Patrzył na nią z góry.Czekał.Chciał, żeby to onazlikwidowała dzielący ich dystans. Powinnam była pozwolić ci odejść. Potrząsnęłagłową z niedowierzaniem.Schyliła się, by wziąć podnóżek i ustawiła go tuż przednim.Potem stanęła na podnóżku.Teraz miała bliżej dojego ust, choć wciąż była sporo od niego niższa. Dlaczego posuwam się tak daleko?Uśmiechnął się.Teraz mógł odejść i zająć sięobowiązkami. Dlatego. I pocałował ją żarliwie.Rozdział 12 Lepiej się czujesz? zapytała panna Pool, zerkając naAmelię, gdy wracały do domu przez wioskę. Tak, dziękuję. Amelia pokiwała głową.Od tej nocy, kiedy Maria próbowała ją odbić, stała sięniespokojna.Gdy guwernantka spostrzegła, że Amelia niemoże skoncentrować się na temacie lekcji,zaproponowałaby, aby zwykłe zajęcia zastąpić spaceremna świeżym powietrzu.Wzięły więc parasolki i ruszyłyprzed siebie.Szły bez konkretnego celu, ale po jakimśczasie zorientowały się, że zmierzają w stronę pobliskiegotargu.Amelia rozkoszowała się popołudniowąprzechadzką.Z ciekawością przyglądała się, jakmieszkańcy oddawali się codziennym obowiązkom.Oniprzynajmniej mieli normalne życie.Nie to, co ona. Ciało trzeba gimnastykować tak samo jak umysł pouczała panna Pool łagodnie. Zawsze byłam tego samego zdania. Nic dziwnego,dzieciństwo spędziła na dzikich zabawach w towarzystwienader ruchliwego chłopca.Uwielbiała patrzeć na dołeczkiw jego policzkach, ale tych już od lat nie miała okazjipodziwiać. Masz bardzo ładnie upięte włosy. Guwernantkauśmiechnęła się. Jesteś wielką damą w każdym calu.Napiszę dziś wieczorem do twojego ojca, żeby poszukałdla ciebie służącej.Amelia nerwowo dotknęła fryzury.Włosy zaczesane dogóry i zwinięte w kok nieprzyjemnie obciążały szyję,nieprzyzwyczajoną do takiego uczesania.Jeśli jednak byłato cena za bycie młodą kobietą, a nie dzieckiem, Ameliabyła gotowa ją zapłacić. Dzień dobry mości panienkom.Panno Pool, pannoBenbridge.Kobiety zwolniły kroku i uśmiechnęły się do młodegoszewca, który wyszedł im na powitanie.Przystojnyblondyn z bródką nieśmiało odpowiedział im uśmiechem,nerwowo wycierając ręce w fartuch. Dzień dobry, panie Field. Panna Pool zarumieniłasię lekko, co nie uszło uwadze Amelii.Ci dwoje lubili siębardziej, niż chcieliby to okazać.Amelia pomyślała, żezapewne tak samo widać uczucia po niej, gdy spotykaColina.Jakże żałośnie musiała wyglądać z tymspojrzeniem pełnym uwielbienia w zestawieniu z jegoszorstkością i jawną niechęcią do jej osoby.Ogarnął ją jednocześnie żal i wstyd, że naruszaintymność dwojga ludzi.Odwróciła twarz od panny Pooli pana Fielda, a wtedy jej wzrok padł na znajomą,postawną sylwetkę.U boku Colina szła ładna blondynka,mniej więcej w jego wieku wnosząc po jej pełnych,kobiecych kształtach.Zmiali się i patrzyli na siebiebłyszczącymi oczami.Colin oparł rękę na plecachdziewczyny, popchnął ją lekko w bok i po chwili obojezniknęli za rogiem.Amelia energicznym krokiem ruszyła przed siebie.Nieumiała się powstrzymać.Colin i ta kobieta wpatrywali sięw siebie zupełnie tak samo jak panna Pool i pan Field.W ich spojrzeniach kryła się obietnica.Amelia skręciła za nimi.Zwolniła kroku, gdy usłyszałaich stłumione śmiechy.Zakradała się między beczułkamii skrzynkami, skoncentrowana na swoim celu tak bardzo,że gdy drogę przebiegł jej bezpański kot, przestraszyła sięna śmierć.Oparła się plecami o ścianę, przycisnęła dłońdo serca, które niemal wyskoczyło jej z piersi.Z przerażenia zacisnęła oczy.Skryła się w cieniu międzykramami i po chwili ochłonęła.Wiedziała, że powinna zawrócić.Panna Pool zarazzauważy jej nieobecność i zacznie się niepokoić.Jakzawsze Amelia zignorowała rozsądek i poszła za głosemserca.Gdyby umiała postępować inaczej, już wielemiesięcy temu zapomniałaby o Colinie.Wzięła głębokioddech i odepchnęła się od ściany.Skręciła za rogiemi przystanęła na tyłach straganów.Sparaliżował ją widok,jaki ukazał się jej oczom.Wstrzymała powietrzew płucach.Otwarta parasolka wypadła z jej dłoni i głuchouderzyła o ziemię.Colin i jego towarzyszka, zbyt zajęci sobą, nie usłyszelihałasu.Blondynka opierała się o ścianę i odchylała głowę,wypinając falujące piersi.Colin całował je pożądliwie.Uwięził niewiastę w ramionach, przytrzymując ją jednąręką, a drugą ugniatał jej biust, odsłonięty w głębokimdekolcie sukni.Ostry ból przeszył serce Amelii.Jęknęła z udręki.Colinuniósł głowę i na jej widok otworzył szeroko oczy zezdumienia.Natychmiast się wyprostował i odsunął odsiebie dziewczynę, która jeszcze przed chwilą dawała mutyle rozkoszy.Przerażona Amelia rzuciła się do ucieczki, o parasolcezupełnie zapomniała.Głośny szloch wstrząsał jej piersią,lecz mimo to usłyszała głos Colina.Wołał ją.Ochrypłytembr, jakże inny od chłopięcego tonu, do któregoprzywykła, zabrzmiał niemal błagalnie.Czyżby cierpiał, żeją zranił?Wiedziała, że to nieprawda.Przyśpieszyła kroku.Tętno pulsowało w jej uszach takgłośno, że nie słyszała stukotu własnych obcasów.Biegłaile sił w nogach, lecz mimo to nie zdołała umknąć przedwspomnieniem tej namiętnej sceny. Pozwolisz, że zajmę się tą sprawą? odezwał sięSimon, gdy on i Maria wyglądali przez okienka powozu. Nie, nie, nie upierała się, tupiąc zezniecierpliwieniem w drewnianą podłogę karety. Niebędzie tyle zamieszania, jeśli ja to załatwię. To niebezpieczne. Bzdura odparła kpiąco. Jeśli ty go zaczepisz,skończy się na bijatyce.A to ściągnie na nas niepotrzebnekłopoty.Nasz plan się powiedzie, pod warunkiem żeznikniemy stąd równie cicho, jak się tu pojawiliśmy.Simon westchnął głośno i ostentacyjnie opadł nasiedzenie, odgrywając rolę rozdrażnionego kochanka.Maria zaśmiała się i nagle zamilkła.Zza stajni, na tyłachrezydencji St.Johna, wyłoniła się wielka postać. To on? zapytała.Simon zmrużył oczy. Tak, ale lepiej będzie, jeśli zaczekamy na kogośo nieco bardziej lichej posturze.Rozważała przez chwilę jego sugestię.Przyznawaław duchu, że nie spodziewała się takiego wielkoluda.Z rozczochranymi kudłami i czarną brodą przypominałogromnego trolla.Szedł, stawiając ciężkie kroki.Mariamiała wrażenie, że trzęsła się pod nim ziemia.Wzięła głęboki oddech.Pomyślała o siostrze.Przepytała już swoich ludzi, którzy towarzyszyli jej tejnocy, gdy próbowała odbić Amelię [ Pobierz całość w formacie PDF ]