[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba jednakmożna mu wybaczyć to niedopatrzenie.Doprawdy, tyłem? Konno?– Danielu? – ponagliła go Elizabeth.– Nie – wykrztusił w końcu.– Nie jeździłem.Harriet pokręciła głową z żalem.TL R– Tak myślałam.Wzbudziła tym w Danielu nieprzyjemne poczucie, że z jakiegośpowodu nie spełnił pokładanych w nim nadziei.Co było śmieszne.I irytujące.– Jestem niemal pewien – powiedział – że na tej planecie nie znajdzieszani jednego człowieka, który jeździłby konno tyłem.– Cóż, to zależy – odezwała się panna Wynter.Daniel nie mógł uwierzyć, że ona podsyca to szaleństwo.– Nie potrafię sobie wyobrazić, w jakim celu.Pełnym gracji ruchem uniosła dłoń, jakby oczekiwała, że odpowiedźspadnie z nieba.148– Czy to człowiek siedzi na koniu tyłem, czy też koń porusza się dotyłu?– I to, i to – odparła Harriet.– Hm, nie wydaje mi się, żeby to było możliwe – orzekła panna Wynter,a Daniel niemal uwierzył, że traktuje tę rozmowę poważnie.W ostatniejchwili odwróciła się do niego i zauważył charakterystyczne napięcie wkącikach jej ust, świadczące o tym, że usilnie starała się nie roześmiać.Żartowała sobie z niego, wiedźma.Och, ale wybrała niewłaściwego przeciwnika.Nie ma szans w tymstarciu.– A jaką rolę zagra panna Wynter? – zwrócił się do Harriet.– Ja nie mam żadnej roli – wtrąciła się panna Wynter.– Nigdy.– A to dlaczego?– Nadzoruję.– Ja mogę nadzorować – zaproponowała Frances.– Ależ nie, nie możesz – powiedziała Elizabeth z zapałem i prze-konaniem prawdziwej starszej siostry.TL R– Jeśli ktokolwiek ma nadzorować, to powinnam to być ja – rzekłaHarriet.– Ja napisałam tę sztukę.Daniel oparł łokieć na stole, następnie oparł podbródek na dłoni ispojrzał na pannę Wynter z wystudiowanym namysłem, pozostając w tejpozycji na tyle długo, by zaczęła wiercić się niespokojnie na krześle.Wkońcu, nie mogąc już dłużej znieść jego obserwacji, wybuchnęła:– O co chodzi?!– Och, nic takiego.– Westchnął.– Myślałem tylko o tym, że nieuważałem pani za tchórza.Wszystkie trzy panny Pleinsworth jęknęły ze zgrozą i patrzyły, oczami149wielkimi jak obiadowe talerze, to na Daniela, to na pannę Wynter, jakbyoglądały mecz tenisa.I rzeczywiście był to rodzaj meczu.A teraz przyszła kolej na ruch pannyWynter.– To nie tchórzostwo – odparła.– Lady Pleinsworth zatrudniła mnie,abym doprowadziła te trzy młode damy do dorosłości tak, żeby mogłydołączyć do towarzystwa wykształconych kobiet.Podczas gdy Daniel starał się nadążyć za tym kwiecistym przykłademnonsensu, dodała:– Ja tylko wykonuję zadanie, do którego mnie zatrudniono.Trzy pary oczu zatrzymały się na nieco dłuższą chwilę na pannieWynter, po czym zwróciły się na Daniela.– To oczywiście bardzo szlachetne wysiłki – stwierdził.– Ale ich naukamoże tylko zyskać na naśladowaniu pani chlubnego przykładu.Spojrzenia spoczęły znowu na pannie Wynter.– Ach – rzekła, a Daniel mógłby przysiąc, że stara się zyskać na czasie.– Ale przez lata spędzone jako guwernantka nauczyłam się, że moje talentyTL Rnie obejmują sztuki teatralnej.Nie chciałabym skalać ich umysłów swoimimizernymi wysiłkami.– Pani talent sceniczny z pewnością nie może być gorszy od mojego.Jej oczy się zwęziły.– To możliwe, ale pan nie jest ich guwernantką.Jego oczy się zwęziły.– To pewne, lecz nie ma nic do rzeczy.– Au contraire – zauważyła z wyraźnym zadowoleniem.– Jako odmężczyzny i kuzyna, nikt nie oczekuje, że będzie pan dawał im przykładzachowania przystojącego damom.150Nachylił się ku niej.– Panią to bawi, nieprawdaż?Uśmiechnęła się.Może odrobinę.– Niezmiernie.– Myślę, że to lepsze niż sztuka Harriet – powiedziała Frances,podobnie jak siostry zerkając na Daniela.– Zapisuję to – stwierdziła Harriet.Daniel przyjrzał się jej badawczo.Nie potrafił się powstrzymać.Dobrzewiedział, że jedynym narzędziem, jakie trzymała, był widelec.– Hm, odnotowuję w pamięci, żeby móc wszystko spisać w przyszłości– przyznała.Daniel spojrzał na pannę Wynter.Wyglądała straszliwie poprawnie,kiedy siedziała na krześle wyprężona jak struna.Ciemne włosy spięła wpraktyczny kok, każdy kosmyk precyzyjnie mocując we właściwym miejscu.Nie było w niej nic, co odbiegałoby od normy, a jednak.Była olśniewająca.Przynajmniej dla jego oczu.I zapewne dla każdego mężczyzny wTL RAnglii.Jeśli Harriet, Elizabeth i Frances tego nie dostrzegały, to wyłączniedlatego, że były.cóż, dziewczętami.I to młodymi, które jeszcze nienauczyły się widzieć w innych kobietach rywalek.Nieskażone zazdrością iuprzedzeniami, postrzegały ją tak, jak zapewne sama chciała być widziana –jako lojalną, inteligentną, o doskonałym i ciętym poczuciu humoru.I ładną, oczywiście.To było najdziwniejsze, a Daniel nie miał pojęcia,skąd ta myśl przyszła mu do głowy, ale był przekonany, że panna Wynterlubiła być ładna, ale nie lubiła być piękna.Przez co wydawała mu się jeszcze bardziej fascynująca.– Proszę mi powiedzieć, panno Wynter – rzekł w końcu, z namysłem151dobierając słowa – czy kiedykolwiek próbowała pani zagrać w jakiejś sztuceHarriet?Zacisnęła usta.Postawił ją pod ścianą, zmuszając do udzielenia prostejodpowiedzi tak lub nie, i wcale nie była z tego zadowolona!– Nie – odparła w końcu.– Nie sądzi pani, że nadeszła już na to pora?– Nie.Raczej nie.Spojrzał jej prosto w oczy.– Jeżeli ja mam zagrać, to pani także.– To by bardzo pomogło – wtrąciła Harriet.– W sztuce jest dwadzieściapostaci i bez pani każde z nas będzie musiało zagrać pięć ról.– Jeśli pani się przyłączy – dodała Frances – będziemy mieli tylko pocztery.– Co daje – oznajmiła triumfalnie Elizabeth – dwadzieścia procentmniej!Daniel wciąż siedział z podbródkiem opartym na dłoni, więc nie-znacznie przechylił głowę, żeby podkreślić skupienie uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]