[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W szkole zastanawiał się, czy aby nie przesadza.Tymczasem wszystko zaczęło się od nowa, kiedy wracał do domu.Wstąpił do kiosku, gdzie była miła obsługa i pozwalali mu oglądać czasopisma komputerowe.Mógł czasami siedzieć tam dobre dziesięć minut, zanim cokolwiek powiedzieli, a i wtedy byli uprzejmi i przyjaźnie żartowali.Nie byli tak wrogo nastawieni jak ci, co na drzwiach sklepu wypisują: "W środku nie może przebywad więcej niż troje dzieci".Tego nie znosił.Uważali cię za złodzieja tylko dlatego, że miałeś za mało lat.Tam, gdzie są takie napisy, nigdy nie wejdzie i nie zostawi u nich pieniędzy.- Jak tam twoja urocza mama, Marcus? - spytał mężczyzna zza kontuaru.Lubili jego matkę, gdyż rozmawiała z nimi o miejscu, skąd pochodzili, a gdzie ona była kiedyś, jeszcze jako hippiska.- Wszystko w porządku - odrzekł.Po co ma wszystko opowiadać?Znalazł czasopismo, które do połowy przeczytał w zeszłym tygodniu, i zapomniał o całym świecie.Kiedy się ocknął, stali tuż koło j niego i się śmiali.Znienawidził ten dźwięk.Nie miałby nic przeciwko temu, żeby już nikt do końca świata nie zaśmiał się ani razu.- Co śpiewasz, Świrus?Znowu to zrobił.Myślał o jednej z piosenek, gdzie Joni Mitchell śpiewa o taksówce, i znowu mu się wymknęło.Mruczeli coś nieskładnie, podrzucając bezsensowne słowa, i szturchali go, żeby się obrócił.Ignorował ich i usiłował skupić się na tym, co czyta.Kiedy miał przed sobą artykuł o komputerach, nie musiał przywoływać baloników.Na początku udawał, ale po chwili naprawdę o nich zapomniał, i dopiero czując ruch za plecami, zorientował się, że wychodzą.- Ej, Mohammed - wrzasnął jeden w drzwiach, chociaż i pan Patel wcale się tak nie nazywał.- Sprawdź mu kieszenie, i To złodziej.I dopiero teraz zniknęli naprawdę.Natychmiast sięgnął do kieszeni i znalazł w nich czekoladki i gumy do żucia.Nic nawet nie zauważył.Poczuł się okropnie i chciał się tłumaczyć, ale pan Patel mu przerwał.- W porządku, Marcus.Miałem na nich oko.Marcus podszedł do lady i wysypał na nią wszystko, co wpakowali mu do kieszeni.- Są z twojej szkoły? Przytaknął.- Lepiej nie wchodź im w drogę.Jasne, tego nie trzeba mu było powtarzać.Problem w tym, że to nie on wchodził komuś w drogę.W domu zastał mamę leżącą na materacu na podłodze.Przykryta kurtką oglądała kreskówkę w telewizji.- Nie byłaś dzisiaj w pracy?- Tylko rano.Po południu źle się poczułam.- A co ci jest?Żadne] odpowiedzi.To nie w porządku; jest tylko dzieckiem.W miarę jak dorastał, coraz więcej się nad tym zastanawiał.Nie wiedział czemu może kiedy był jeszcze zupełnym dzieckiem, w ogóle sobie tego nie uświadamiał.Dopiero w pewnym wieku uzmysławiasz sobie to, że masz niewiele lat.A może kiedy był naprawdę mały, nie · było się jeszcze czym martwić; pięć czy sześć lat temu nie zdarzało się, żeby mama dygotała przykryta kurtką i oglądała durne kreskówki, poza tym nawet gdyby tak robiła, nie widziałby w tym nic nienormalnego.Teraz jednak było inaczej.Źle było w szkole, źle było w domu, a ponieważ całe jego życie rozgrywało się w szkole i domu, więc źle było w ogóle, z wyjątkiem co najwyżej czasu snu.Coś się musiało zmienić, ale on sam nie mógł nic poradzić.Tylko kto miał to zrobić, jeśli nie osoba, która teraz leżała owinięta kurtką.Dziwna była ta jego mama.Strasznie jej zależało na gadaniu, ciągle kazała mu o wszystkim opowiadać, ale chyba tak naprawdę wcale jej to nie obchodziło.Była fajna w drobiazgach, wiedział jednak, że gdyby poszło o coś poważnego, zaraz by się zaczęły kłopoty, szczególnie teraz, kiedy płakała i płakała bez powodu.Teraz nie widział jednak innego wyjścia: był tylko dzieckiem, ona była jego matką, a jeśli było mu źle, to ona powinna mu w tym pomóc.Nawet jeśli nie zechce, nawet jeśli potem będzie się czuła jeszcze gorzej.Trudno, za wiele się porobiło.Był dostatecznie zły, by z nią porozmawiać.- Po co to oglądasz? Przecież to głupoty.Zawsze mi tak mówisz.- Myślałam, że lubisz firmy rysunkowe.- Lubię, ale nie ten.Ten jest okropny.Przez chwilę milcząc, wpatrywali się w ekran.Dziwny stwór podobny do psa próbował złapać chłopca, który potrafił zamieniać się w coś w rodzaju latającego spodka.- Co ci było? - spytał surowym tonem, jakiego użyłby nauczyciel, pytając Paula Coxa, czy odrobił pracę domową.Znowu bez odpowiedzi.- Mamo, co ci było?- Och, Marcus, nic takiego, co można by.- Nie traktuj mnie jak idioty.Zaczęła płakać; ten głuchy, przeciągły szloch zawsze przerażał go najbardziej.- Musisz przestać.- Nie mogę.- Musisz.Jeśli nie możesz sama się mną zająć, to znajdź kogoś, kto może.Przewróciła się na brzuch i spojrzała na niego załzawionymi oczyma.- Jak możesz mówić, że się tobą nie zajmuję?!- Bo się nie zajmujesz.Najwyżej dajesz mi jedzenie, a to mogę sam zrobić.A resztę czasu płaczesz.Tak.nie wolno.Dla mnie to bardzo niedobre.Rozpłakała się jeszcze głośniej, poszedł więc na górę do siebie i ze słuchawkami na uszach grał w NBA, chociaż nie wolno mu było, jeśli następnego dnia miał lekcje [ Pobierz całość w formacie PDF ]