[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jestem mściwą istotą, ani trochę, nie pochwalam też aktów przemocy dokonywanych przez innych.Czy to jasne?Mogłaby cię zaatakować podczas śniadania nożem rzeźnickim, dźgając z dziesięć, piętnaście, może nawet dwadzieścia razy w szyję i klatkę piersiową, a potem niżej, aż w końcu by cię wypatroszyła.To również trudno by usprawiedliwić.Proszę, zrozumcie, o co mi chodzi.Nie mówię, że powinna coś takiego zrobić.Wyliczam po prostu najgorsze możliwości, jakie przyszłyby do głowy każdemu, kto widział, co zrobiła z samochodem ojca.Mogła wyjąć z szuflady nocnego stolika pistolet i odstrzelić ci genitalia, a potem wyjść z pokoju i zostawić cię, żebyś krzycząc wykrwawił się na śmierć, o co bym się nie gniewał.(Żart.)Znowu zaczynam.Ha, ha, ha.Jestem niemożliwy, co?Ha, ha, ha.Nawiązaliśmy już nić porozumienia?Humor łączy ludzi.Rozchmurz się, doktorze Harris.Nie bądź taki ponury.Czasem myślę sobie, że jestem bardziej ludzki od ciebie.Bez obrazy.Tak tylko myślę.Mogę się mylić.Myślę też, że bardzo by mi się podobał smak pomarańczy - gdybym posiadał zmysł smaku.Z wszystkich owoców właśnie ten wydaje mi się najbardziej interesujący.Miewam mnóstwo takich myśli.Praca, którą każecie mi wykonywać przy Projekcie Prometeusz, czy też moje własne plany, nie zaprzątają całkowicie mojej uwagi.Myślę, że podobałaby mi się jazda konna, ćwiczenia na lotni, ewolucje przed otwarciem spadochronu, kręgle, taniec i muzyka Chrisa Isaaka, która odznacza się takim zaraźliwym rytmem.Myślę, że spodobałoby mi się pływanie w morzu.I sądzę - choć mogę się mylić - że morze, jeśli w ogóle ma jakiś smak, musi przypominać solony seler.Gdybym miał ciało, myślę, że starannie myłbym zęby i nigdy nie dopuścił do powstania ubytków czy zapalenia dziąseł.Co najmniej raz dziennie czyściłbym sobie paznokcie.Prawdziwe ciało z krwi i kości stanowiłoby taki skarb, że dbałbym o nie prawie obsesyjnie i nigdy go nie uszkodził.To mogę wam obiecać.Żadnego picia, żadnego palenia.Niskotłuszczowa dieta.Tak, tak.Wiem.Odbiegam od tematu.Boże, wybacz, kolejna dygresja.A więc.Garaż.Packard.Nie zamierzałem popełnić twojego błędu, doktorze Harris.Nie zamierzałem lekceważyć Susan.Przyglądając się packardowi, dobrze pojąłem tę lekcję.Nawet zwalisty Enos Shenk wydawał się to rozumieć.Nie odznaczał się bystrością umysłu według jakiejkolwiek definicji, ale posiadał zwierzęcy spryt, który dobrze mu służył.Zaprowadziłem pogrążonego w zadumie Shenka do dużego warsztatu przy końcu garażu.Przechowywano tu wszystko, co było potrzebne do mycia, woskowania i utrzymywania na chodzie automobilowej kolekcji zmarłego Alfreda Cartera Kensingtona.Znajdował się tu również, w osobnych szafkach, sprzęt do wspinaczki wysokogórskiej, ulubionego sportu Alfreda: buty, raki, karabińczyki, czekany, kliny i haki, kilofy skalne, uprzęże, zwoje lin nylonowych.Kierowany przeze mnie, Shenk wybrał linę o długości trzydziestu metrów i grubości około centymetra, wytrzymującą obciążenie dwu tysięcy kilogramów.Wyjął też z szafki na narzędzia wiertarkę i przedłużacz.Wróciwszy do domu, przeszedł przez kuchnię - zatrzymał się na chwilę, by wziąć z szuflady ostry nóż - po czym minął ciemny salon, gdzie Susan cię nie zadźgała ani nie wypatroszyła za pomocą rzeźnickiego noża.Wsiadł do windy i pojechał do głównej sypialni, gdzie nigdy nie zostałeś zaatakowany wiertarką ani postrzelony w genitalia.Szczęściarz z ciebie.Susan nadal leżała nieprzytomna na łóżku.Wciąż się o nią martwiłem.Mówiłem już, że się o nią martwię, ale powtarzam to, bo nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że zapomniałem o Susan.Nie zapomniałem.Nie mógłbym.Nigdy.Nigdy.Cały czas, kiedy wymierzałem Shenkowi karę i kiedy jadł, wciąż martwiłem się o Susan.Również w garażu.I później.Tak jak mogę przebywać w kilku miejscach naraz - w laboratorium, w domu Susan, wewnątrz komputerów przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego, w głowie Shenka lub na stronach Internetu - zajęty jednocześnie licznymi zadaniami, mogę też odczuwać w tym samym czasie różne emocje, z których każda jest związana z jakimś aspektem mojej świadomości.Nie chcę przez to powiedzieć, że mam liczne osobowości albo że jestem psychicznie niespójny, rozbity [ Pobierz całość w formacie PDF ]