[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był już tak zdegenerowany, że nic go nie potrafiło zainteresować.Baines podszedł do drzwi samochodu i powiedział:- Zostałem.napadnięty.- Oj, niedobrze.Zabrali ci ubranie? Wsiadaj.- Walił w drzwi, dopóki nie otworzyły się ze zgrzytem.- Zawiozę cię do mnie.Dostaniesz coś do ubrania.- Wolałbym, abyś mnie zawiózł do chaty Ignatza Ledebura - rzekł ponuro Baines.- Chcę z nim porozmawiać.Ale jeżeli to tkwiło ukryte w tej kobiecie od zawsze, jak mógł winić świętego Heba? Nikt nie mógł tego przewidzieć.Zresztą gdyby mikstura w ten sposób działała na kobiety, Ledebur na pewno zaniechałby jej stosowania.- Kto to jest? - zapytał kierowca, zapuszczając silnik.Gabriel zdał sobie sprawę, że pytanie jest dowodem potwierdzającym teorię Mary Rittersdorf, dotyczącą ich wszystkich.Jednak zebrał się w sobie i, najlepiej jak potrafił, opisał lokalizację chaty świętego Heba.- A tak - rzekł kierowca.- To ten facet od kotów.Przejechałem jednego wczoraj.- Zachichotał.Baines zamknął oczy i jęknął.Wkrótce zatrzymali się przed słabo oświetloną chałupą Ledebura.Kierowca walnął w drzwi i zdrętwiały Baines wygramolił się na zewnątrz.Był cały obolały i wciąż cierpiał dotkliwie od miliona i jeden ukąszeń zadanych mu przez Mary Rittersdorf w chwili namiętności.W żółtym świetle reflektorów samochodu, krok po kroku przeszedł przez zaśmiecone podwórko.Znalazł drzwi do chaty, odepchnął z drogi stado kotów i zastukał.Na jego widok Ignatz ryknął śmiechem.- Jakież to musiały być chwile.Cały krwawisz.Dam ci coś do ubrania, a Elsie ma pewnie coś na te ukąszenia, czy co to tam jest.Wyglądasz, jakby cię pocięła nożyczkami.- Chichocząc i powłócząc nogami, zniknął gdzieś w głębi chaty.Gromada brudnych dzieci przyglądała się Bainesowi, grzejącemu się przy olejowym piecyku.Zignorował je zupełnie.Później, gdy żona Ledebura przyłożyła mu maść wokół nosa, ust i uszu, a Ledebur położył przed nim obdarte, ale czyste ubranie, Gabriel powiedział:- Wiem już o niej trochę.Najwyraźniej jest osobnikiem oralno-sadystycznym.Dlatego tak to się skończyło.- Pomyślał rzeczowo, że Mary Rittersdorf jest tak samo chora, a może nawet bardziej, niż wszyscy na Alfie III M2.Ale jej choroba była ukryta.- Terrański statek odleciał - rzekł Ledebur.- Wiem.- Baines zaczął się ubierać.- W ciągu ostatniej godziny doświadczyłem wizji - mówił dalej Heb - o przybyciu następnego statku z Terry.- Wojennego? - domyślił się Baines.- By zdobyć Da Vinci Heights.- Zastanawiał się, czy uciekną się do zrzucenia bomby wodorowej na siedzibę Mansów.W imię psychoterapii.- To mały, szybki statek pościgowy, jeśli wierzyć moim psychicznym przedstawieniom wywoływanym przez pierwotne siły.Wygląda jak pszczoła.Wylądował koło siedziby Poly, Hamlet-Hamlet.Baines natychmiast pomyślał o Annette Golding.Miał nadzieję, że nic się jej nie stało.- Czy masz jakiś pojazd? Cokolwiek, czym mógłbym wrócić do Adolfville? - Nagle przypomniał sobie, że zaparkował swój samochód obok miejsca, gdzie przedtem stał terrański statek.Mógłby pójść tam.I nie pojechałby do własnej kolonii, lecz do Hamlet-Hamlet, by upewnić się, czy Annette nie została ranna.- Zawiodłem ich - powiedział do Ledebura.- Twierdziłem, że mam plan.Zaufali mi oczywiście, bo jestem Pare.- Lecz Baines nie poddał się jeszcze.W jego głowie kłębiły się pomysły.I tak już miało być do śmierci: ciągłe planowanie, jak obronić się przed wrogiem.- Zanim gdziekolwiek pojedziesz, powinieneś coś zjeść - zaproponowała kobieta Ledebura - zostało jeszcze trochę gulaszu z nerek.Miałam go dać kotom, ale miło mi będzie cię poczęstować.- Dziękuję - odparł, próbując powstrzymać mdłości.Ale miała rację.Musiał nabrać trochę energii, inaczej padłby na miejscu.Dziwne, że tak się jeszcze nie stało, biorąc pod uwagę to, co mu się przydarzyło.Po zjedzeniu pożyczył od Ledebura reflektor, podziękował mu za ubranie, maść i posiłek, a potem piechotą ruszył przez wąskie, kręte i pełne śmieci ulice Gandhitown.Na szczęście jego samochód był jeszcze tam, gdzie go zostawił.Ani Hebowie, ani Terranie nie mieli ochoty go zwinąć, porznąć na kawałki lub zamienić w proch.Wsiadł i odjechał drogą na wschód do Hamlet-Hamlet.Znowu z żałosną prędkością siedemdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę, przez otwartą przestrzeń między osadami.Jechał z przeczuciem, że musi się spieszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]