RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta sama drobność wzrostów, wątłość kształtów, te same rysy cery i na ry-sach rozlane wyrazy.I kochaliż się, kochali! Podobno odumarli im wszyscy bliscy i byli naświecie tylko we dwoje.Samotność serc sierocych i wspólność zagrody rodzinnej, kędyśdaleko starymi lipami ocienionej, skrzepiały węzeł u kolebek zadzierzgnięty.Skrzepiała gojeszcze zapewne jednostajność tych gwiazd, które rządzą ludzkimi ukochaniami, chęciami,pracami.Pracowali razem.Brat uczył siostrę, siostra pomagała bratu i zawsze byli razem,we dwoje: w szkole w domu, na ulicach miasteczka, na drogach polnych i leśnych.Aż za-bawnie było patrzeć na tę parkę ludzi młodziuteńką, małą, jasnowłosą, różowotwarzą,wiecznie ze sobą sprzęgniętą i wiecznie ze sobą rozmawiającą, naradzającą się, zagadaną,z błyskami w błękitnych oczach i wesołymi uśmiechami na rumianych ustach.Ona go na-zywała Marysiem, a on ją Anielką.Dobrze im było ze sobą i każdy z łatwością mógł zgadnąć, że dobrze im było na świe-cie.Wkrótce jednak przyszedł czas, że na ulicach miasteczka, na polnych i leśnych drogachpoczęli ukazywać się nie we dwoje już, ale we troje.Towarzyszem ich często bywać za-czął ów młodzieniec spod zielonych bluszczów, z postawą wyniosłą, silną, i ze śniadymprofilem Rzymianina, który to potem na tej polanie miał dowodzić jazdą.Ten zewnętrzniewcale do nich podobnym nie był; owszem, jakby innej rasy był, czerwieńszej krwi, spodzamaszystszego, potężniejszego młota natury.Pomimo to zawiązywało się pomiędzy tymtrojgiem coś coraz serdeczniejszego: przyjazń? miłość? jedna i druga razem? - aż dniapewnego, za sprawą nowego towarzysza, dziewczyna zapłakała krótko, lecz rozpacznie.Było to tak.W lesie, tym, co tuż za miasteczkiem, siedziała z bratem na obalonej kło-dzie i oboje z głowami ku sobie pochylonymi przyglądali się jakiejś pierzastej trawie, poktórej pełzał drobny jakiś owadek, gdy tamten spiesznie nadszedł i przed nimi stanął.Szu-kał ich i znalazł.Od dość już dawna wiedział, gdzie, kiedy najłatwiej znalezć ich może.148 Zmieniony był, jakiś nie taki jak co dzień.Oczy mu gorzały, spod czarnego wąsa ustazdawały się krwią tryskać, burza uczuć wstrząsała śniadym czołem.Stanął przed nimi, bezsłowa powitania odkrył głowę i ręką po kruczych włosach powiódł, a ręka ta, duża, silna,biała, herbowym sygnetem na palcu błyszcząca, trochę drżała.Zrozumieli i - zawiązała sięszybko rozmowa.- Już dzień oznaczony?- Oznaczony.- Kiedy?- Za dni dziesięć.- Gdzie?- W Dziatkowiczach.- Dokąd?- Za Kanał Królewski, do lasów horeckich.Tu głos dziewczyny zawołał:- Już!A on brata jej zapytał:-Postanowienia nie zmieniłeś?- Chybaby dusza moja zmieniła się na inną!- Więc razem?- Razem!- Za dni dziesięć do mnie i ze mną tam, gdzie będą wszyscy.Zamilkli, bo rozmowę przerwał im płacz niewieści.Z twarzą ukrytą w drobnych dło-niach Anielka łkała, i było to łkanie rozpaczne.Wiedziała, że to się stanie, lecz kiedy już, już stawać się miało, tak płakać poczęła, żeaż całe wątłe jej ciało w tym płakaniu kurczyło się i drżało, aż jasne włosy rozsypywały siępo ramionach i na szarą sukienkę przez palce przeciekały strumienie łez.Ale niedługo,niedługo.Mocowała się z łkaniami, z łzami - i ustały.Wstała i ramionami otoczyła szyjębrata.Przycisnęła się do piersi jego mocno, mocno i odrywając się od niej powtórzyła kil-ka razy:- Idz, Marysiu, idz!Twarz jej, od łez mokra, stanęła w uśmiechu takim, co to bólem usta kurczy, i rumieńcez niej zniknęły.Ale postać drobną z całej siły wyprostowywała i w oczach brata topiąc swebiedne, mężnie ze łzami walczące oczy, powtarzała:- Idz, Marysiu, idz! Trzeba!W wieczór dnia tego w małym ogródku, gdzie rosło kilka jabłoni i trochę bzów kwitło,dwa głosy z cicha z sobą rozmawiały.Głos dziewczęcy prosił:- On silny duchem, ale ciałem słaby, w ćwiczenia męskie niewprawny.Od dzieciń-stwa książka, nauka, górne myśli i zamiary.Odważny, lecz siła skąd? Kocha, jak kocha,ja jedna tylko wiem, ale czy zdoła? Nie tu urodzony, nikogo tam swego mieć nie będzie.Pan nigdy niczego się nie lękał, to poznać łatwo.Więc pan nie wie, co to trwoga taka.jakszyba lodu na sercu, jak nóż w sercu.O, panie.bądzcie wy tam często razem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl