[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Istotnie to jest trudne do odczytania, jeśli nawet nie niemożliwe - powiedział.- Choć nie wątpię, że mamy skrybów, którym udałoby się to zrobić.Muszę być jednak z tobą szczery, sir Jamesie, i rzec, że zadziwiasz mnie prędkością tego drugiego rodzaju pisma.W tym przypadku nie przyda nam się to jednak.Lepiej pisz tym pierwszym sposobem - jak to znowu nazwałeś?- Drukiem - przypomniał Jim.- Za pierwszym razem zapisałem te słowa drukowanymi literami.- Im więcej się im przyglądam, tym bardziej zdają się być cudownie przejrzyste, jeśli nawet nieco dziwne - powiedział sir John.- Z pewnością dla naszych celów nadają się świetnie, gdyż trzeba będzie może przesyłać tam i z powrotem jakieś krótkie pisemne wiadomości.Dla mojej własnej przyjemności, czy byłbyś jednak skłonny zademonstrować, jak piszesz po łacinie i po francusku?- Chętnie, sir Johnie - rzekł Jim i zrobił tak, kreśląc te same słowa.- Cudownie! - wykrzyknął sir Chandos z podziwem, potrząsając głową nad następnymi dwiema linijkami, które Jim napisał drukiem i zwykłym pismem odręcznym.- Nie powiem, żebym mógł odczytać którąś z tych kursyw, ale nie wątpię, że ty sam potrafisz.I może jakiś kleryk, zwłaszcza francuski kleryk, mógłby je obie odczytać, zwłaszcza to, co postawione zostało sposobem, który nazywasz drukowanym.To się świetnie nada.Przyjrzał się Jimowi dokładniej.- Tuszę, że zdolność, jaką mi tu pokazałeś, ma coś wspólnego z tym osobliwym talentem, o jakim mówiłem przedtem?Jima kusiło, by powiedzieć, że w jego świecie i czasie mnóstwo było ludzi umiejących pisać, tak jak to właśnie pokazał.Jednak rozsądek kazał mu trzymać język za zębami.- Wybacz mi, sir Johnie - powiedział.- Na to pytanie zakazano mi odpowiadać.- Aha - odezwał się sir Chandos z wielką powagą.Przytaknął.- Oczywiście.To ma coś wspólnego z tym twoim talentem.Rozumiem.Nic więcej nie powiemy.Zostało jeszcze tylko parę innych spraw.Zdjął z palca jeden z kilku pierścieni, jakie nosił na obu dłoniach, i podał go Jimowi.- Sir Jamesie - powiedział - ty, jako szlachcic najwyższy tu rangą, będziesz nosił ten pierścień.Kiedy dotrzecie do Brestu, ty i sir Giles zajmiecie kwaterę w gospodzie z zielonymi drzwiami.W istocie zwie się ona „Gospodą pod Zielonymi Drzwiami”, oczywiście we francuskiej mowie.Okaże się, że będą tam miejsca.Czekajcie tam, aż spotka się z wami ktoś, kto pokaże wam identyczny pierścień z tym.Radziłbym, żebyś nosił go wchodząc do gospody, a potem trzymał na widoku, aż zobaczysz kogoś z drugim takim samym.Ten człowiek będzie miał dla was słowo co do tego, jaki ma być wasz następny krok.No, a teraz zostaje już tylko sprawa twojego godła.- Godła? - zawtórował zdezorientowany Jim.Ale sir John zwrócił się już ku drzwiom i głośno zawołał.Dotychczas mówił tak cicho, że Jim nie zorientował się, iż był on tenorem.Teraz jednak, gdy zdecydował się krzyknąć, okazało się, że jego głos jest obdarzony cechą niezwykłej donośności.Jimowi przypomniał się fakt, że gdzieś tak do dziewiętnastego wieku korzystne było, aby oficerowie piechoty byli tenorami, gdyż ich wyżej ustawione głosy słyszane były przez ludzi znacznie lepiej wśród bitwy i wystrzałów.Tenor sir Chandosa był przenikliwy jak u śpiewaka operowego.- Cedricu! - zawołał.Prawie natychmiast drzwi otworzyły się i w przejściu stanął chudy, łysiejący mężczyzna, którego pióra pożyczył sobie Jim.- Sir Johnie?- Sprowadź tarczę sir Jamesa i malarza - polecił sir John.Cedric wyszedł zamykając za sobą drzwi.- Hrabia Northumberland - powiedział sir Chandos zwracając się do Jima - w czasie narady u Jego Królewskiej Mości miał przyjemność dowiedzieć się, że Jego Wysokość przyznał ci herb.Niewątpliwie w kraju, z którego pochodzisz, macie swoje własne herby.Niemniej uznano, że póki jesteś jednym z nas i żyjesz w naszej Anglii, powinieneś, jak każe prawo, nosić angielski herb.Wygląd jego jest także w pewnym stopniu określony przez prawo.W każdym razie z Londynu został przysłany człowiek doświadczony w malowaniu herbów, mający wszystkie potrzebne informacje, który właśnie ukończył malować ten herb na twojej tarczy.- Na mojej tarczy? - powtórzył Jim.Ostatnim razem, kiedy ją widział, tarcza stała w gospodzie, pod opieką Theolufa, razem z całą resztą bagażu należącego do trzech mężczyzn.- Wysłałem Johna Chestera po tarczę zaraz po tym, jak po raz pierwszy rozmawiałem z sir Johnem - wyjaśnił sir Brian.- Powiedział mi, że byłeś wówczas zajęty rozmową na dziedzińcu z sir Gilesem, więc nie chcąc ci przeszkadzać, po prostu poszedł na górę, pomówił z Theolufem, zabrał tarczę i przyniósł ją tutaj.- Aha - powiedział Jim.Prawdę mówiąc nosił swoją tarczę w futerale, to znaczy okrytą płóciennym pokrowcem, od chwili kiedy opuścili Malencontri.Dotąd jeszcze nie zdecydował się, żeby na jej gładkiej, metalowej powierzchni umieścić jakikolwiek herb, chociaż sir Brian zapewniał go, że mógłby umieścić na niej taki herb, jaki tylko chciał.Żaden inny rycerz nie sprzeciwiłby się temu, chyba że zdarzyłoby mu się skopiować herb kogoś innego.Naprawdę był nieco zdziwiony, że Jim nie umieścił natychmiast na swojej tarczy herbu, jaki niewątpliwie posiadał w swoim odległym kraju Riveroak, z którego przybył.Wahanie się Jima brało się z poczucia winy, że przypisał sobie nie tylko nie istniejącą pozycję, ale i fałszywy herb, który wymyślił na poczekaniu, kiedy po raz pierwszy spotkał rycerza.Kiedy tak rozmyślał, drzwi otworzyły się i wrócił Cedric, a za nim mały człowieczek o artretycznie pochylonych plecach.Mógł on mieć nieco ponad czterdzieści lat, gdyż włosy dopiero zaczynały mu siwieć i miał większość zębów, ale ze swego zachowania i pomarszczonej, wysuszonej skóry wyglądał na lat siedemdziesiąt.Mały człowieczek niósł tarczę Jima, już bez pokrowca, ale z licem odwróconym od Jima.Cedric podszedł do stołu, w milczeniu odebrał swoje gęsie pióro i wrócił do pulpitu.Mały człowiek wystąpił naprzód, kiwnął głową sir Johnowi, a potem pozostałym trzem, i oparł tarczę na ostrym zakończeniu, z licem wciąż odwróconym od Jima.- I cóż, Mistrzu Herbowy? - spytał sir Chandos.- Skończyłeś?- W rzeczy samej skończyłem, sir Johnie - odrzekł mały człowieczek skrzypiącym głosem - chociaż farba jest wciąż wilgotna, tak więc radziłbym, aby żaden z was, szlachetni panowie, nie dotykał tarczy jeszcze przez jakąś godzinę.Czy mam pokazać godło?- Po to tu właśnie jesteś, człowieku - powiedział sir John z lekkim rozdrażnieniem.Nie wydawało się, żeby mały człowieczek poczuł się obrażony czy onieśmielony reakcją sir Chandosa.Odwrócił tylko tarczę, by pokazać jej przednią stronę.Jim przyjrzał się jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]