RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Snopy promieni słonecznych przedzierały się między ścianami i dachem, ptaszki ćwierkały i śpiewały między belkami stropu.Ojciec Sebastian narzucił na długi bia­ły habit zieloną kapę i ze swą imponującą brodą wyglądał tak łagodnie, jak dobroduszny dziadek.Nastrój przypominał operę.Główny punkt programu stanowił chóralny śpiew, przy czym psalmy śpiewano w języku polinezyjskim, przeważnie według starych miejscowych melodii.Wszyscy obecni uczestniczyli w chó­rze z wyjątkiem nas.My za to nastawialiśmy uszu, gdyż słucha­nie wspaniale wyuczonego śpiewu, wykonanego z takim rytmem i z taką barwą głosów, jakie można spotkać tylko wśród wyspia­rzy na morzach południowych, było przeżyciem zgoła niezwy­kłym.Nabożeństwo ojca Sebastiana odznaczało się prostotą, kazanie zaś rozsądkiem.Wokół nas siedzieli bandyci i piraci i ich wesołe vahiny, śledząc wszystko z takim napięciem, jak dzieci film z życia cowboyów.Znalazły się także specjalne słowa dla nas, obcych przybyszów; aby powiodło się wyprawie i aby wszyscy mieszkańcy wyspy, mężczyźni i kobiety, pomogli nam w miarę swych sil; chociaż bowiem wyznajemy inną wiarę, to jednak wszyscy jesteśmy chrześcijanami mającymi te same idee.Od tego dnia scementowały się stosunki między nami a miejscową ludnością; skoro ojciec Sebastian nas uznał, musieliśmy być porządnymi ludźmi.Po nabożeństwie gubernator podejmował wszystkich uczestni­ków wyprawy wspaniałym obiadem; oprócz gospodarzy i ojca Sebastiana spotkaliśmy tam prawie wszystkich członków białej kolonii, a więc zakonnice z leżącej na północ od wioski stacji dla trędowatych, chilijskiego kapitana lotnictwa, który zajmował się przygotowaniami do budowy przyszłego transoceanicznego lotni­ska na wyspie, wreszcie dwu pomocników gubernatora.Brako­wało tylko miejscowego lekarza i nauczyciela.Tych dwu nigdyśmy nie widzieli, nawet w kościele, zauważyłem zresztą, że na­szego własnego lekarza specjalnie poproszono o zbadanie guber­natora, gdyż ten miał coś nie w porządku z sercem.Gdy wieczorem wracaliśmy do domu, zatrzymał nas niski, mocno zbudowany mężczyzna z czarnymi oczyma i czarnymi, stojącymi włosami, który okazał się miejscowym leka­rzem.Zapraszał nas na tańce hula.Okazja była zbyt pociąga­jąca, aby jej nie ulec.Tańce odbywały się w małym domku siostry wójta, gdzie było już tak pełno, że część ludzi musiała wygramolić się przez okno, abyśmy mogli wejść drzwiami.Ku swemu przerażeniu zobaczyłem, że wśród obecnych krążył potężny dzban płynu koloru whisky, który rozlewano do dużych szklanek.Okazało się jednak, że jest to tylko agua puro, czyli „czysta woda”, którą łapano ściekającą z dachu.Mimo tego nastrój był bardzo wesoły, padały dowcipy w czterech językach i salwy śmiechu uderzały w sufit, gdy vahiny ciągnęły zażeno­wanych marynarzy i nieco sztywnych w nogach uczonych na środek posadzki i tam zmuszały do takich wygibasów, jakie wyczynia węgorz na haczyku.Gęsty tłum uczestników tak sza­lał z uciechy, że ściany domu niechybnie by się rozleciały, gdyby ich nie podpierał drugi tłum, cisnący się z zewnątrz i usiłujący zaglądać przez okna.Czterech gitarzystów grało i śpie­wało, a w trakcie najlepszej zabawy lekarz przecisnął się w moją stronę i zaczął mnie wtajemniczać w zawiłe problemy polityczne.- Moim celem jest otwarcie tym ludziom okna na świat - oświadczył.Przydałoby się, pomyślałem, gdyż zaczynało brakować powie­trza.Lecz on miał na myśli coś zgoła innego, musiałem z nim wyjść na zewnątrz i wysłuchać jego poważnej przemowy.Lekarz i nauczyciel znajdowali się w opozycji wobec innych białych na wyspie.- Mamy indiańską krew w żyłach - zwierzył mi się wskazu­jąc na swe pałające czarne oczy.- Chcielibyśmy umożliwić mieszkańcom wyspy wyjazd i poznanie reszty świata.„Na to zaś nie godzi się ojciec Sebastian - pomyślałem.- Obawia się bowiem, że upiliby się na umór przy pierwszej okazji nieograniczonego dostępu do alkoholu.Obawia się też, że daliby się wykorzystywać i zeszliby na psy”.- Chcielibyśmy podnieść stopę życiową do poziomu odpowiadającego naszym czasom - ciągnął dalej lekarz.- Chcielibyśmy, aby ci, którzy chodzą teraz boso, mieli obuwie na nogach.„Ojciec Sebastian jest natomiast zdania, że to nierozsądne” - pomyślałem sobie.Słyszałem go raz mówiącego, że wyspiarze, którzy nigdy nie mieli na nogach obuwia, najlepiej dają sobie radę na lądzie i morzu.Ze względu na ostre kamienie obuwie i tak nie wytrzymuje.Ci zaś, którzy zaczęli go używać, wyde­likacali sobie stopy i ranili za każdym razem, gdy buty się rozlatywały.„Każde zagadnienie ma dwie strony” - pomyśla­łem.Poza tym ojciec Sebastian spędził niemal całe życie na rozważaniu tych spraw, podczas gdy młody lekarz przybył tu ostatnim okrętem wojennym.- Zanim panowie pójdą, musicie dać muzykantom 1000 pesos albo jeszcze lepiej 15 dolarów w twardej walucie.Oczekują tego - dodał.- Ale przecież całe towarzystwo zajada naszą czekoladę i pali nasze papierosy, a wszyscy bawią się równie dobrze jak my - odpowiedziałem.- Czy w Europie nie płaci pan orkiestrze, która przygrywa do tańca? Jeżeli nie dacie czegoś muzykantom tylko dlatego, że są miejscowymi, nikt już więcej nie zaprosi was na tańce.Spokojnie zebrałem całą swoją grupę, pięknie podziękowaliśmy i ruszyliśmy do domu.Nie zapłaciliśmy ani grosza.W czasie naszego dalszego pobytu na wyspie bynajmniej nie ustawały zaproszenia na tańce hula do wioski Hangaroa.IV.Tajemnica olbrzymówKto marzy o podróży na księżyc, ten powinien połazić sobie trochę po stożkach wygasłych wulkanów na Wyspie Wielkanocnej.Da mu to przedsmak upragnionych wrażeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl