[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej brat, zapytany nieśmiało przez Ignasia, co właściwie znaczy przedziwne zdanie wygłoszone przez nią smutnym, prawie rozdzierającym głosem, orzekł jasno:— To nic nie znaczy.Ona wymyśla takie hece, aby ci zaimponować! To jej stary kawał.We Lwowie nikt by się na te brednie nie dał nabierać, bo tam każdy miglanc jest chytry, więc próbuje ich w Warszawie.— Aha! A co to takiego „miglanc”?— Czy ja wiem? Tak się mówi.„Miglanc” to jest taki szmondrak.— A co to jest „szmondrak”?— Także dobrze tego nie wiem, ale tak się też u nas mówi.Taki jakiś facet.Ale to wszystko jedno, bylebyś ty nie dał się okpić.A może to ona o tobie bredzi, że ty masz profil Cezara?— Nie, nie, nie o mnie! — szepnął Ignaś gorączkowo.I uciekł czym prędzej z rozterką w duszy, obawiając się, że przyjaciel odczyta z jego twarzy jak z książki awanturniczą wiadomość o jego wzburzonym sercu, które zaczynało bić szybciej, ile razy ta przewrotna dziewczyna spojrzała na niego kocim spojrzeniem.Czuł, że się z nim dzieje coś dziwnego, że się zamyśla i zapada w milczenie; często zdumiewał się, kiedy idąc w przeciwną stronę nagle nieświadomie zawracał i kilka razy przechodził ulicą, przy której mieszkała Inka.Kiedy jej nie widział, świat wydawał mu się smutny i szary, wszystko natomiast piękniało i oblewało się blaskiem, kiedy ona była w pobliżu.Tadzio przyglądał mu się pilnie i kręcił głową myśląc z goryczą, że już widział kilku takich, serdecznych swoich przyjaciół, którzy opętani urokiem jego siostry tracili humor, werwę i co najważniejsze — tracili apetyt.Chłopak, który miał apetyt i zęby młodego wilczka, najznakomitszy czasem rekordzista w jedzeniu, taki, który mógł rozgryźć kość, a bułkę z szynką połykał w dwóch dozach, opętany przez tę straszliwą kobietę, co w październiku skończy lat szesnaście, zrezygnowanym ruchem człowieka, co rozpoczyna głodówkę, odsuwał najbardziej smakowite jedzenie i chudł na zawołanie.Byli tacy nawet, co w głodowej malignie usiłowali pisać wiersze.Niektórym takie posty wychodziły na zdrowie, nie trwały zresztą zbyt długo, gdyż u tych bohaterów małej wiary żołądek okazywał się zazwyczaj mocniejszy niż serce.Ignaś jednak ma charakter i — jeśli postanowił gardzić jedzeniem i nie zechce usłuchać rozsądnego, choć burkliwego głosu żołądka — źle się to może skończyć.Dlatego Tadzio patrzył chmurnie i czuwał nad przyjacielem.Nie on jednak przywiódł Ignasia do opamiętania.Uczynił to przypadek.Ignaś dzielił ławkę w szkole z jednym bardzo wielkim elegantem, miłym zresztą chłopcem, który od dwóch dni nieustannie spoglądał w lusterko i dziwaczne stroił miny.Kiedy przed dwoma dniami właśnie Ignaś spotkał go u Tadzia, elegant nie zdradzał jeszcze takiego zainteresowania swoją twarzą i zachowywał się normalnie.Wczoraj dopiero i dzisiaj ogarnął go nieznaczny obłęd, polegający na tym, że co pięć minut wyjmował z kieszonki lusterko i patrzył z cielęcym zachwytem w swoje oblicze.— Czego tak ciągle patrzysz w lusterko? — zapytał go wreszcie Ignaś.— Czyś sobie skrzywił oko?Elegant uśmiechnął się smętnie i tajemniczo.— Ignaś! — powiada — ty jesteś dobry chłop, więc się ciebie zapytam.Czy widziałeś kiedy wizerunek Juliusza Cezara?Ignasiowi zdawało się, że serce wypadło mu z piersi i jak okrągły kamień potoczyło się po podłodze.— Albo co? — zapytał krwawym szeptem.— Tobie powiem, ale pod najświętszym słowem honoru.Przed dwoma dniami powiedziała mi jedna śliczna panienka że ja mam profil Juliusza Cezara! Uważasz? Więc się sobie przyglądam… Ale co tobie jest?— Nic… nic… Cicho bądź!… Znam portret Cezara… Ty jesteś bardzo podobny…— Tak przypuszczałem… Ta panna nie kłamie… Ignasiu! Ty masz łzy w oczach…— Głupstwo! — szepnął Ignaś.— Ty je także mieć będziesz.— Ja? Nie znasz mnie! Cicho, Ignasiu, cicho!Od tego dnia Ignaś przestał bywać u Tadzia.Otarł rękawem oczy i nikt nie dowiedział się nigdy, że nad jego sercem przeleciała malutka, wiosenna burza, z której jedna kropelka deszczu upadla na gorące serce.Nawet Raczek niczego nie spostrzegł.Jednego poranka chłopak, dotąd smutny, westchnął, potem roześmiał się i z nagłą furią rzucił się na swoje książki, na których zaczął osiadać srebrny pył.Tadzio odwiedzał go coraz częściej i nigdy nie wspomniał o tym, co się dzieje u niego w domu.Po tygodniu oświadczył krótko:— Sprałem ją!— Na Boga, kogo? — krzyknął Ignaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]