[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmieniał się na ciele i zmieniało mu się w głowie, a tymczasem mama znowu zaczęła płakać.Podobnie jak przedtem nie było żadnych widocznych powodów i podobnie jak przedtem wszystko rozwijało się powoli: na początek lekkie pochlipywanie po kolacji, które pewnego razu przerodziło się w wielki wieczorny szloch, na który nie pomagały słowa i uściski Marcusa, potem łzy przy śniadaniu i teraz Marcus wiedział już, że sytuacja jest poważna i niebezpieczna.l Zmieniła się jednakże jedna rzecz.Kiedy po raz pierwszy J pojawił się płacz, jakieś sto lat temu, był zdany tylko na siebie, a teraz miał wokół siebie mnóstwo osób.Miał Willa, miał Ellie, miał.No, dobrze, miał przynajmniej tych dwoje, dwoje przyjaciół, i dzięki temu było odrobinę lepiej.Mógł pójść do któregokolwiek z nich i powiedzieć: "Z mamą znowu się zaczęło", a oni będą wiedzieli, o co mu chodzi, i doradzą coś sensownego.- Z mamą znowu się zaczęło - powiedział Willowi po drugim rozszlochanym poranku.(Po pierwszym nic nie powiedział, bo mogło się przecież okazać, że to tylko przelotna depresja, nazajutrz jednak zrozumiał, że nadzieje są płonne).- Co się zaczęło?Marcus poczuł w pierwszej chwili rozczarowanie, ale zaraz potem pomyślał, że nie dał Willowi zbyt wielu informacji.Trudno powiedzieć, by jego mama była bardzo przewidywalna, dlatego mogły się z nią zacząć różne rzeczy.Mogła się czepiać wizyt Marcusa u Willa albo tego, że nie grał już na pianinie, albo mogła sobie znaleźć faceta, który Marcusowi nie bardzo by się podobał (kiedyś opowiedział Willowi o dziwnych kolesiach, którzy pojawiali się u jej boku po tym, jak rodzice się rozstali).Nawet dość mu się to podobało, że mógł mieć na myśli tak wiele różnych spraw, kiedy mówił: "Z mamą znowu się zaczęło", znaczyło to bowiem, że jest osobą interesującą i skomplikowaną, jaką bez wątpienia była.- Płacz.- Aha.- Robili sobie właśnie grzanki, co stało się zwyczajem czwartkowego popołudnia.- I niepokoisz się o nią?- Pewnie.Jest teraz tak samo jak wtedy.A nawet gorzej.Co nie było prawdą.Nic nie mogło być gorsze od tamtej sytuacji, tamta ciągnęła się bowiem i ciągnęła, a ostatecznie zwieńczył ją Dzień Martwej Kaczki.Chciał jednak, by Will potraktował sprawę poważnie.- I co zrobisz?Marcusowi nie przyszło do głowy, że on sam mógłby coś zrobić - po części dlatego, że nic nie robił poprzednim razem (ale poprzednim razem wszystko rozegrało się fatalnie, może więc nie należało tego używać do żadnego przykładu), po części dlatego, że oczekiwał jakiejś inicjatywy ze strony Willa.Na to liczył.Od tego są przyjaciele, czyż nie?- Co ja zrobię? Co TY zrobisz!- Co ja zrobię? - Will zaniósł się śmiechem, ale zaraz sobie przypomniał, że temat rozmowy nie był szczególnie zabawny.Marcus, przecież ja nic nie mogę zrobić.- Mógłbyś z nią porozmawiać.- A dlaczego miałaby mnie słuchać? Kim ja jestem dla niej? Nikim.- Nie jesteś nikim.Jesteś.- Posłuchaj, przecież dlatego tylko, że zachodzisz tutaj po szkole na herbatę, nie mogę powstrzymać twojej matki.Nie mogę jej rozweselić.Wiem, że tego nie potrafię.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.- O kurwa! Przepraszam.- Will sparzył się przy wyjmowaniu grzanek.- Tak byś to określił? Przyjaciółmi?Wydawało mu się to zabawne, a w każdym razie się uśmiechał.- Tak.A jak ty byś to określił?- OK, przyjaciele, to brzmi nieźle.- To z czego się śmiejesz?- A to nie śmieszne? Ja i ty?- Może.- Marcus chwilę się zastanowił.- A dlaczego?- Taka różnica wzrostu między nami.- O!- To żart.- Ha, ha, ha.Will zostawił smarowanie grzanek Marcusowi, który uwielbiał to robić.To znacznie lepsze niż przy grzankach z tostera, bo tam, jeśli masło było za twarde albo za zimne, to podczas smarowania usuwało brązową skorupkę, a o nią przecież chodziło najbardziej.Kiedy grzanki były z grilla, wystarczyło położyć na nie masło i poczekać, aż się rozpłynie.Jedna z nielicznych sytuacji w życiu, gdy wszystko udaje się za każdym razem.- Chcesz coś na nie?- Mhm.Marcus sięgnął po miód, włożył nóż do słoika i zaczął obracać.- Posłuchaj - odezwał się Will.- Masz rację.Jesteśmy przyjaciółmi.I właśnie dlatego nie mogę pomóc twojej mamie.- Jak to?- O tej różnicy między nami powiedziałem żartem, ale nie do końca.Może powinieneś spojrzeć na to od tej strony.Jesteśmy kumplami, a ja jestem dobrą stopę wyższy od ciebie.I w tym rzecz.- Nic nie kumam - obruszył się Marcus.- Miałem w szkolę kolegę wyższego ode mnie o stopę.Był olbrzymem.Już w drugiej klasie miał sześć stóp wzrostu.- U nas nie ma drugiej.- OK, w ósmej [ Pobierz całość w formacie PDF ]