RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ jednak postępował przytym bardzo przebiegle, nie można go więc było zdemaskować, gdystwarzał niekiedy poważne sytuacje.Ja sam padłem raz ofiarą tego rodzaju plotki.Rozeszła się pogłoska,że życzliwi mi wyżsi urzędnicy więzienni umożliwili mi przyjmowaniew nocy wizyt kobiet w celi.Jakiś więzień za pośrednictwem pewnegourzędnika przemycił tę wiadomość na zewnątrz w formie zażalenia do,wyższych władz nadzorujących wykonanie kary.Pewnej nocy zjawiłsię nagle w mojej celi dyrektor departamentu więziennictwa z kilkuwyższymi urzędnikami i dyrektorem więzienia wyciągniętym z łóżka,aby na własne oczy przekonać się o prawdziwości denuncjacji.Mimo drobiazgowego śledztwa nie można było wykryć ani donosi-ciela, ani autora plotki.Dopiero przy moim zwolnieniu mój  współpra-cownik" powiedział, że to on wymyślił tę plotkę, a więzień z sąsiedniejceli napisał doniesienie, po czym on sam przemycił list na zewnątrz wszystko w tym celu, aby zrobić na złość dyrektorowi więzienia za to,że odrzucił jego prośbę o ułaskawienie.Oto przyczyna i skutek.Złośliwimogą w ten sposób narobić wiele złego. Szczególnie interesowali mnie tam nowo przybyli więzniowie.Bezczelny, pewny siebie i impertynencki przestępca zawodowy, któ-rego nawet najcięższa kara nie mogła umitygować, był optymistą.Wie-rzył, że i dla niego może w jakiś sposób powstać korzystna sytuacja.Często był zaledwie parę dni na wolności, niby na urlopie.Więzieniestopniowo stawało się dla niego stałym miejscem pobytu.Przygnębieni, nieśmiali, przeważnie smutni, małomówni, często zalęk-nieni  to ci, którzy potknęli się po raz pierwszy lub też z powoduprzeciwności losu po raz drugi czy trzeci zostali skazani.Z twarzy ichmożna było odczytać nieszczęście, nędzę i rozpacz.Dość materiału dlapsychoanalityka lub socjologa.Po tym wszystkim, co widziałem i słyszałem w ciągu dnia, rad by-łem, gdy mogłem wieczorem powrócić do samotności swej celi.Rozmyś-lałem w spokoju nad zdarzeniami dnia i wyciągałem z nich wnioski.Zagłębiałem się w książki i czasopisma lub czytałem listy otrzymane oddrogich, dobrych ludzi.Czytałem o planach i zamiarach w stosunku domnie po zwolnieniu z więzienia i uśmiechałem się, gdy chcieli mi dodaćodwagi i otuchy.Nie było mi to już potrzebne; stopniowo doszedłem dotego, że w piątym roku zżyłem się z więzieniem i celą.Miałem do od-siedzenia jeszcze pięć lat bez widoków na najmniejsze choćby skróceniekary.Wiele podań o ułaskawienie, pochodzących od wpływowych oso-bistości, zostało odrzuconych ze względów politycznych, nawet osobisteprzedstawienie prośby o ułaskawienie przez człowieka stojącego bliskoprezydenta Rzeszy von Hindenburga.Nie liczyłem więc na wyjściez więzienia przed upływem dziesięciu lat.Byłem jednak głęboko prze-konany, że resztę mojej kary przetrwam w fizycznym i moralnym zdro-wiu.Miałem też plany co do dalszych prac w zakresie nauki językówi dalszego kształcenia zawodowego.Myślałem o wszystkim możliwym,tylko nie o przedterminowym zwolnieniu.A zwolnienie przyszło w ciągu jednej nocy! W Reichstagu znalazłasię większość złożona z przedstawicieli najskrajniejszej prawicy i lewi-cy, które w równej mierze były zainteresowane w uzyskaniu zwolnie-nia swoich więzniów politycznych.Niemal bez przygotowania zostałauchwalona amnestia dla politycznych i zostałem zwolniony wraz z wie-loma innymi więzniami.13PRACA NA ROLI (1929 1934)Po sześciu latach znowu na wolności, znów przywrócony życiu!Jeszcze dziś widzę siebie stojącego na wielkich schodach Dworca13Ustawa o amnestii z dnia 14.7.1928 r.(RGBI.I, s.195). Poczdamskiego w Berlinie, spoglądającego z zainteresowaniem na ciżbęna Placu Poczdamskim.Długo musiałem tak stać, aż zagadnął mnie jakiśpan pytając, dokąd chcę się udać.Zapewne dość głupio na niego spoj-rzałem i niedorzecznie mu odpowiedziałem, gdyż szybko się oddalił.Dlamnie cały ten ruch był czymś nierzeczywistym; zdawało mi się, żejestem w kinie i patrzę na film.Zwolnienie z więzienia przyszło zbytnagle i nieoczekiwanie, wszystko wydawało mi się tak nieprawdopo-dobne, tak obce.Dostałem telegraficzne zaproszenie do jednego z zaprzyjaznionychdomów berlińskich.Choć dobrze znałem Berlin, a do owego mieszkaniałatwo można było dotrzeć, potrzebowałem długiego czasu, aby się tam,dostać.W pierwszych dniach zawsze mi ktoś towarzyszył, gdy odważa-łem się wyjść na ulicę, ponieważ nie zwracałem uwagi na znaki komu-nikacyjne ani na szalejący ruch wielkomiejski.Poruszałem się jakwe śnie.Minęło wiele dni, zanim zdołałem dojść do ładu z sobą i rzeczywi-stością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl