[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale mylił się.Możecie mi wierzyć, że płakałem biegając po pustej pracowni i oglądając jego obrazy.Były to dobre obrazy.I przysięgałem sobie, że go odnajdę, nawet gdybym miał przeszukać wszystkie więzienia całego kraju.Tak zaczęło się moje życie - Szczura Więziennego.ROZDZIAŁ XXIPIELGRZYMKA SZCZURAPoszukując mego przyjaciela malarza, trafiałem do najdziwniejszych miejsc i stykałem się z najróżniejszymi ludźmi.Zdaje mi się, że w sumie zwiedziłem w owym czasie ze dwa tuziny więzień.Poznałem więźniów wszelkich rodzajów: tak zwanych „politycznych” (są to ludzie, którzy się pokłócili z rządem); złodziei kieszonkowych, fałszerzy pieniędzy, złodziei psów, fałszywych graczy, morderców.Wszystko to, chociaż takie smutne, interesowało mnie z różnych względów bardzo.Wszyscy - albo prawie wszyscy - starali się zawrzeć ze mną znajomość.Zrobiłem to odkrycie po raz pierwszy, że na ogół człowiek tylko w więzieniu pragnie przyjaźni ze szczurem.Czy to nie dziwne? Przypuszczam, że pochodzi to stąd, iż człowiek w więzieniu czuje się samotny i przygnębiony.Jedynie mój malarz był i na wolności przyjaźnie do mnie usposobiony.Na tym polegała różnica między nim a innymi ludźmi.Bardziej niż kiedykolwiek postanowiłem szukać go, dopóki nie znajdę.Rozumie się, że podczas tych wędrówek poznałem dużo innych szczurów, mieszkających stale po więzieniach.Do nich zwracałem się za każdym razem, gdyż spodziewałem się, że udzielą mi wiadomości o miejscu pobytu mego malarza.Niektóre z nich uważały mnie za szaleńca.„Ach - mówiły - na pewno dawno o tobie zapomniał.Gdyby chciał przyjaźnić się ze szczurami, może znaleźć mnóstwo ich w każdym więzieniu.A zresztą nie ufaj żadnemu człowiekowi.Ludzie są zaprzysiężonymi wrogami szczurów”.Ale ja odpowiadałem tylko to: „On jest w trudnej sytuacji i muszę go odnaleźć.Był dla mnie dobry, takiej rzeczy się nie zapomina”.Przez długie tygodnie odbywałem moją pielgrzymkę, często ścigany przez koty, a celu swego nie osiągałem.Cierpliwie wędrowałem z więzienia do więzienia i w każdym pozostawałem tylko tak długo, dopóki się nie przekonałem, że nie ma tam mego przyjaciela.Ale nie było to takie proste.Musicie wiedzieć, że w większości więzień jest mnóstwo cel.Gdy przybywałem do nowego więzienia, przede wszystkim sprawdzałem ilość cel i ile z nich było zajętych.Potem należało znaleźć sposób przedostania się po kolei z jednej celi do drugiej.Gdy mi się to nie udawało - w niektórych nowych więzieniach nawet szczury mają bardzo utrudnioną swobodę ruchów - musiałem trwać w pobliżu, dopóki więźnia nie wyprowadzono na spacer, żeby móc zobaczyć jego twarz.Zdarzało się, że więźnia bardzo rzadko wyprowadzano, w ten sposób traciłem dużo czasu.Muszę przyznać, że po dwóch lub trzech miesiącach odczułem zniechęcenie.Mimo to nie traciłem nadziei.Mój malarz miał zwyczaj przy malowaniu nucić pewną melodię.Pewnego dnia przybyłem do jeszcze jednego więzienia i zwiedziłem już po kolei wszystkie cele, z wyjątkiem jednej.Do tej celi nie mogłem się dostać, a więzień nie wychodził z niej nigdy na spacer.Tylko z powodu tej jednej celi przebywałem już cały tydzień w tym więzieniu, gdyż miałem wciąż nadzieję, że uda mi się wreszcie do niej dostać i poznać jej mieszkańca.Przy końcu tygodnia zacząłem się poważnie zastanawiać, czy nie czas przenieść się do następnego więzienia.Wydawało mi się, że nie opłaca się tracić tyle czasu dla jednej celi, gdy mam przed sobą jeszcze tyle innych więzień, których nie przeszukałem.A jednak nie mogłem się zdecydować na odejście, dopóki nie zbadam dokładnie wszystkiego.O, jakże byłem szczęśliwy, że tego nie zrobiłem! Gdyż tej samej nocy, gdy odbywałem straż przed zamkniętymi drzwiami celi, usłyszałem - nareszcie, nareszcie - znajome pogwizdywanie ulubionej melodii mego malarza.Po trzymiesięcznych poszukiwaniach nareszcie go znalazłem.Co za radość!Teraz z lżejszym sercem dokładałem wszelkich starań, aby dostać się do tej celi.Tak bardzo pragnąłem zobaczyć mego przyjaciela, że naraziłem się na straszne niebezpieczeństwo.Postanowiłem wkraść się do celi wraz z dozorcą, który przynosił rano śniadanie.Był to bardzo śmiały krok, gdyż jak wam może wiadomo, w celi więziennej znajduje się bardzo mało sprzętów, za którymi szczur mógłby się ukryć.Mimo to udało mi się.Siedziałem w oczekiwaniu przed drzwiami i gdy dozorca nadszedł ze śniadaniem, wcisnąłem się za nim niepostrzeżenie.Potem w odpowiedniej chwili, właśnie gdy dozorca zalewał zupę, wsunąłem się pod pryczę i czekałem tam, dopóki nie wyszedł i nie zamknął drzwi za sobą.Potem wyszedłem śmiało z ukrycia i ukazałem się więźniowi.„Halo - powiedział mój malarz - jesteś tak zuchwały i bezczelny, że mógłbyś uchodzić za mego przyjaciela Machiavellego”.A potem dodał dziwnym tonem:„Ależ to jest naprawdę Machiavelli.Poznaję go po tym, że kuleje”.Był blady i wychudły.Ale wydawał mi się tak samo mądry i imponujący jak dawniej; tak samo gotowy do mówienia rzeczy zabawnych, śmiesznych, nieoczekiwanych jak niegdyś.Nie posiadał się z radości na mój widok.Podnosił mnie i głaskał jak pieska pokojowego.„Mój pierwszy gość - powtarzał - właściwie mój jedyny gość: Machiavelli.Mój kochany, dobry Mak”.Zaprosił mnie, abym z nim razem zjadł śniadanie, i przepraszał, że jest takie skromne [ Pobierz całość w formacie PDF ]