RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przylecą statki i zabiorą wszystkich ocalonych.- I Flota uważa, że w ten sposób poradzi sobie z wrogiem? - spytała Dorthy.- Właśnie.Tylko spójrz na tę budowlę.Dozorcy spędzili w niej dwa tygodnie, ucząc się, odkrywając.Co będą mogli zrobić za następne dwa? Ty mi to powiedz.Nie wiemy nawet do czego są zdolni już teraz.Myliłem się, to nie jest miasto.To broń.Cała ta budowla to pieprzona broń.Angel Sutter roześmiała się.- A więc trzeba załatwić to jak najszybciej, czy tak? Jezu Chryste, Dorthy miała rację.Stadniki to nasz wróg.- Nie wiem czy miałam rację - mruknęła Dorthy.- Nie chcę stać tutaj i zastanawiać się nad tym - powiedziała Sutter.- Duncanie, powinniśmy wynieść się stąd zanim zauważą, że nas przeoczyli.Ruszcie się, do diabła! Jesteśmy za blisko.- Polecimy tylko za grań - rzekł Andrews.- Jeszcze nie powiedziałem wszystkiego.Andrews siadł za sterami i poleciał tuż nad szczytami drzew ku grani.Dorthy, wciśnięta na tylnym siedzeniu, patrzyła na malejące światła twierdzy, czekając aż coś się zdarzy.Nic się jednak nie stało.Przed nimi i w górze poszarpana krawędź grani zdawała się wygładzać i gdy helikopter wzniósł się wyżej Dorthy zobaczyła, że wokół szczytów powstają rzeki mgieł.A kiedy wpadli w tę białą toń napięte jak postronki nerwy Angel Sutter zaznały odrobiny ukojenia.Andrews skulił się nad drążkiem sterowym, lecąc według wskazań radaru.Po chwili powiedział:- Przelecieliśmy.Posadzę maszynę.- Leć dalej, Duncanie - powiedziała Sutter.- Nic nie może­my zrobić.- Może nie tu - odparł i w tym momencie Dorthy przypomnia­ła sobie, co dostrzegła w umyśle niosącego ją dozorcy, kiedy obca inteligencja uwolniła go.Pozostałość: wskazówka.Helikopter wylądował w pobliżu źródła rzeki, wzdłuż której Dorthy podążała w drodze na przełęcz.Tak dawno temu.Mgły unosiły się nad mokrą, łupkową skałą, a zachodzące słońce zmieniło się w przyćmione, bezbarwne oko daleko w dole.Wiatr świszczał wokół kabiny helikoptera, gdy Andrews połączył się z zespołem biologów pracujących w lesie na zewnętrznym zboczu i opowiedział Jose McCarthy'emu, co się stało.- Musisz natychmiast wrócić i zawiadomić Chung - rzekł i uciął w zarodku jego protesty.- Naprawdę, nic tu nie możesz po­móc.Bardzo chciałbym, żeby było inaczej.My wrócimy do Obozu Zero za dwa dni.Postaraj się, żeby to dotarło do Chung.Dwa dni.Wyłączył radio, a Sutter rąbnęła pięścią w plastik deski roz­dzielczej.- Jezu Chryste, co to za gówno? - w jej głosie słychać było niedowierzanie.- Zamierzam coś zjeść - rzekł beznamiętnie Andrews i otwo­rzył luk.Zimne powietrze wtargnęło do środka, gdy wychodził z kabiny.Sutter gwałtownie odwróciła się do Dorthy i zmierzyła ją gniew­nym spojrzeniem.- Ty wiesz o co tu chodzi, prawda?- I tak nie zdołasz go przekonać, żeby zmienił zdanie -powiedziała Dorthy.- Jezu Chryste, jakbym o tym nie wiedziała.Jak myślisz, może powinnam teraz wystartować?Jednak po chwili ruszyła w ślad za kochankiem.Dorthy podkręciła ogrzewanie skafandra na pełną moc, zbijając ramiona na mroźnym wietrze.Większość krwi zaschniętej na jej prawej dłoni zeszła, ale pod każdym paznokciem została czarna obwódka.Stojący obok Andrews, zdawał się nie zauważać chłodu.W końcu urodził się na zimnej planecie.Wiatr tarmosił jego jasne włosy, gdy jadł żelazną rację z samoogrzewającej się puszki.Ledwie widoczna we mgle Sutter kręciła się po nagim zboczu nad helikop­terem.Dorthy obserwowała ją, skubiąc krew zaschniętą pod pazno­kciami i wokół stawów palców.Po chwili Andrews rzekł:- Chodź tu i pociągnij łyk.Dorthy pociągnęła przez metalową rurkę.W małej flaszce był oleisty, pędzony ukradkiem rum, który palił gardło.Rozkaszlała się.- Dzięki - zdołała wykrztusić.- Jak się czujesz?Podniosła upstrzoną plamami krwi rękę.- Przydałoby mi się trochę wody, żeby to zmyć.- Możesz się jeszcze wycofać, jeśli chcesz.Naprawdę.- Dlaczego to robisz? - zapytała.- No wiesz, kiedy tworzono Federację, miało to być dla dobra wszystkich.-Na jego ściągniętej twarzy malowała się zaduma.- Pewnie jesteś za młoda, żeby to pamiętać.W tamtych czasach panował ogólny entuzjazm.Ziemia pomogła Elysium wydostać się z barbarzyństwa, w jakie popadliśmy - przynajmniej w Nameryce.Wiesz, jestem na tyle stary, żeby pamiętać koniec Interregnum, podczas którego na ponad czterysta lat straciliśmy kontakt z Ziemią.Podobnie było na innych skolonizowanych planetach.A potem przyleciały statki z Ziemi i napęd fazowy nagle otworzył przed nami wszechświat.To oczywiste, że byliśmy wdzięczni.Już nie trzeba było przesypiać kilkunastu lat, ani udawać się w podróż w jedną stronę, a to otwierało drogę do wolnego handlu i eksploracji kosmo­su.Sentymenty, idealizm, narodziny Federacji Wspólnego Rozwoju.To były wielkie dni, Dorthy, wielkie dni.Jednak szybko minęły, gdyż wkrótce stało się jasne, że Federacja przyniosła największe korzyści Ziemi, a szczególnie Większej Brazylii.My mieliśmy su­rowce i Ziemia brałaje, ale bardzo mało dawała w zamian.Natomiast co do wszechświata.No cóż, oto jesteśmy tutaj, w pierwszej linii odkrywców, a nie znajdujemy się dalej od Ziemi, niż ona od Elysium.Zaledwie dwie nowe, skolonizowane planety w ciągu pięćdziesięciu lat.Amerykanie i Rosjanie więcej osiągnęli z ich archaicznymi arkami, przewożącymi kolonistów z prędkością mniejszą od pręd­kości światła.Wciąż słyszę o rozsądku i rozwadze.Zazwyczaj jako przykład podaje się Wiek Marnotrawstwa.Jednak prawdziwą przy­czyną jest to, że gdyby ludzie zaczęli rozpraszać się po całym kosmosie, osiadając gdziekolwiek, znaleźliby sprzyjające warunki, a Ziemia szybko straciłaby nad nimi kontrolę.- Uśmiechnął się.- Podejrzewam, że nie jesteś w odpowiednim nastroju do wysłuchi­wania politycznych pogadanek.Przepraszam.- Nie wiedziałam, że interesujesz się polityką.- Każdy, kto ma pieniądze, musi się nią interesować.Mówię o prawdziwych pieniądzach.W dzisiejszych czasach nawet krymi­naliści muszą mieć w kieszeni jakiegoś polityka.Ja prawie nie zajmuję się polityką, ale mój ojciec tkwi w niej bardzo głęboko.No cóż, jestem tutaj i mam nadzieję uchylić zamknięte przez Flotę wieko i podać fakty do publicznej wiadomości.Potrząsnąć systemem i zo­baczyć, co siusianie.Oni chcą to ukryć, ja zamierzam to ujawnić.A co z tobą?- Będziesz potrzebował mojego talentu, nawet jeśli nie potrze­bujesz mnie.Zaśmiał się.- Potrzebna mi każda osiągalna pomoc.- Wiesz, nigdy nie wierzyłam w to, że ludzkie postępowanie zawsze można jakoś wytłumaczyć.Chociaż na tym polega moja praca.Nie po tym, co zrobiła Hiroko, kiedy została uratowana z tej farmy.Kiedy uratowała ją Dorthy.A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało, kiedy kryła się w krzakach w gorącą noc i kiedy wymy­kała się przeczesującym busz ludziom ojca.Na tym zimnym zboczu obcej planety powiedziała:- Poza tym nie powiedziałam ci o czymś, co dostrzegłam w umyśle tego nowego samca, który mnie schwytał.To było wtedy, kiedy coś uwolniło go spod kontroli.Znikło, ale zostawiło pewien obraz.Myślę, że chciało, abym go zobaczyła.- Mów dalej - nalegał, cały zmieniając się w słuch.- Chcesz polecieć do ostoi na równiku, tam gdzie zbudowali radioteleskop.No cóż, właśnie to miejsce widziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl