RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechlujny grubas zdziwił się, uniósł brwi i zamarł, jakby czemuś się przysłuchując.- Nie - powiedział w końcu.- Najpierw obejrzymy Udałowa.Dzień dobry, Udałow.- Dzień dobry.- Korneliusz skinął głową.- Nie ma tu za dużo do oglądania.- Gdzie jest moje szkło pomniejszające? - zapytał grubas.Nikt nie mógł mu pomóc.Grubas zaczął szperać w fałdachswojego obszernego, pomiętego ubrania, w końcu wyciągnął skądś szkło, przyłożył je do oka, które od razu wielokrotnie się powiększyło, i zaczął się wpatrywać w Udałowa.Oglądał delegata z Ziemi przez jakieś dwie minuty.Udałowowi znudziło się stanie i zaczął przestępować z nogi na nogę.- Nie robi specjalnego wrażenia - powiedział rozczarowany grubas.- Nakarmcie ich i przygotujcie do ceremonii.Żołnierz zaprowadził jeńców do stołówki.Stołówka była obok, za przepierzeniem ze skrzynek i walizek oplecionych dzikim winem.Jej ściany pomalowano na brązowo, podłoga była brudna, okna zakurzone, w szczelinach podłogi rosła trawa.Kuchni przy stołówce nie było.Tylko kontuar, na którym leżały sterty pomiętych płatków róż i bukieciki hiacyntów.Kucharz i jego pomocnicy kroili płatki szerokimi nożami, a chłopcy na posyłki mielili hiacynty w maszynkach do mięsa.Udałow pomyślał, że powoli zaczyna mieć dość tych kwiatowych zapachów.Poczuł straszną ochotę na śledzia.W stołówce było mało ludzi.Wszyscy jedli to samo - sałatkę z pokrojonych płatków, a na drugie kaszę ze zmielonych płatków.Jedli szybko, obojętnie i bez apetytu, mimo że od czasu do czasu z ich ust wyrywały się okrzyki zachwytu.Żołnierz popchnął jeńców w kierunku kontuaru, gdzie kucharz rzucił im na talerze po łyżce sałatki, a chłopcy na posyłki dorzucili po garści kwiatowej kaszy.Jeńcy wzięli swoje porcje i znaleźli przy długim stole wolne miejsca.Grabarz powąchał jedzenie i powiedział:- Jak u nas na cmentarzu!- Też tak jecie? - zdziwił się Udałow.- Nie, tylko wąchamy, a potem wyrzucamy wieńce.Udałow pokręcił głową.Nie spodobał mu się ten rodzaj humoru.Potem popatrzył na swojego sąsiada przy stole.Był nim zarośnięty młody człowiek o tępym spojrzeniu, w marynarce włożonej tył na przód.Jadł powoli i cichutko jęczał.Naprzeciwko Udałowa siedziała staruszka w narzuconej na ramiona serwecie.Udałow przetarł brudną łyżkę chusteczką do nosa, nabrał trochę sałatki i ostrożnie podniósł do ust.Tak jak się obawiał, sałatka była gorzka.- Nie da rady - westchnął Udałow.- Nie zjem tego.Żeby chociaż posłodzili.- Nie smakuje? - zapytała wrogo starucha w serwecie.- Patrzcie no, nektar mu nie smakuje!- A pani smakuje? - zdziwił się Udałow.- Co za głupie pytanie - skrzywiła się starucha.- Wszystkim smakuje.- Nie przeczę - zmieszał się Udałow.- Estetycznie, elegancko, przyjemnie pachnie.Ale kwiaty nadają się raczej do wąchania niż do jedzenia.- A olejki eteryczne? - przypomniał surowo młody człowiek w marynarce.- Dobre do wody kolońskiej i dla motyli - stwierdził Udałow.- Choć nie chciałbym krytykować cudzych obyczajów.- Dziwne - rozeźliła się staruszka na dobre.- Panom smakuje, a jemu, rozumiecie, nie.Co w takim razie byś sobie życzył, gołąbeczku?- Chleba - przyznał się Udałow.- Chleba mu się zachciewa! - wykrzyknęła staruszka, nie poruszając wargami.- A to łajdak!Ale jednocześnie jej oczy zwilgotniały, a młody człowiek głośno i gwałtownie przełknął ślinę.Udałow zrozumiał, że i oni chętnie zjedliby kawałek chleba.Zapadła cisza.Zupełnie jakby ktoś niewidoczny, ale potężny rozkazał wszystkim zamilknąć.Ludzie wstali od stołu, ustawili się dwójkami w kolumnie i zaczęli iść, skandując przy tym, początkowo nieśmiało i niepewnie, a potem coraz głośniej i z coraz większym zapałem:- Niech żyje kwiatowa sałatka! Niech żyją olejki eteryczne!Precz z chlebem i wstrętnymi kotletami!- Precz! - niosło się po sali.Brzęczały naczynia.Kucharze, pomocnicy i chłopcy na posyłki bili brawo i wznosili niepochlebne okrzyki pod adresem białeki węglowodanów.Co prawda, u wszystkich usta poruszały się niezgodnie ze słowami.Rozentuzjazmowani ludzie w podskokach zbliżali się do drzwi i znikali w nich.W końcu stołówkę opuścił ostatni człowiek.Pozostała tylko obsługa, żołnierz i jeńcy.Żołnierz jak gdyby nigdy nic kończył swoją kwiatową kaszę.Pasikonik popatrzył na niego z pogardą i powiedział:- Wyniszczą się zupełnie.- Schudli - zgodził się z nim grabarz.- W sam raz dla mnie.To nie planeta, tylko żyła złota.- Jeśli ich pan przeżyje na tej diecie - zauważył Udałow.- Nie przeżyje - uśmiechnął się krzywo pasikonik.- Wszystkich was wykończą psychicznie.- A ciebie?- Mnie nie.Jestem skończonym łajdakiem, a tacy jak ja są towarem deficytowym.Fenomenalna atrofia sumienia: wszystkich mógłbym sprzedać.- Wiesz co, Udałow - powiedział grabarz - trzeba go było zlikwidować na tym statku.Pochowalibyśmy go i po krzyku.- Zdaje się, Tori - rzekł Udałow - że grabarz ma rację.A może jeszcze nie jest za późno?- Jest - zachichotał pasikonik, wskazując wypukłymi oczkami żołnierza.Żołnierz wylizał talerz, potem powąchał go, podniósł leżący na stole płatek, wstał, podszedł do jeńców i powiedział:- Idziemy, potencjami!Następną godzinę jeńcy spędzili w byłym pokoju dla matki z dzieckiem, przerobionym na izolatkę za pomocą krat w oknach.W izolatce było brudno i zimno.Trzymano tutaj worki z nasionami kwiatów.Grabarz robił dobrą minę do złej gry i mówił, że jako profesjonalista upaja się atmosferą grobowca.Udałow szybko chodził po pomieszczeniu, omijając dziecięce krzesełka i połamane zabawki.Nagle pasikonik wykrzyknął:- Co z ciebie za kolega, Udałow! Egoista!- Dlaczego? - zdziwił się Udałow.- Pudełko ze skorpionem gdzie masz? W kieszeni?- Zupełnie o nim zapomniałem.Wybacz.Udałow wyjął skorpiona z kieszeni.Skorpion powąchał chłodne powietrze i od razu stworzył wokół nich normalną atmosferę.W izolatce zrobiło się cieplej, zapachniało różami.Jeńcy zbili się w ciasną grupkę, żeby dla wszystkich starczyło ciepła.- Dziwna planeta - powiedział Udałow, gdy już się trochę ogrzał.- W oczach pustka, jedzą kwiaty, mówią, że chleba nie potrzebują, krzyczą: „Precz z kotletami!" i w ogóle wyglądają niechlujnie.- To proste - odrzekł pasikonik.- Cały cywilizowany świat zastanawia się nad planetą Ke, wszyscy uważają jej mieszkańców za chorych na dziwną chorobę.A wyjaśnienie jest bardzo proste - planeta została wzięta do niewoli.- To czemu wcześniej nic nie powiedziałeś? Już dawno byśmy coś przedsięwzięli.- Zapomniałeś, że się im sprzedałem?- Niezbyt rentowna transakcja - zauważył grabarz.- Teraz to już się od nich odciąłem.Dlatego właśnie wyjawiam tę straszną tajemnicę.Tobie, Udałow, jako pierwszemu.- No to opowiadaj.- Nie ma za wiele do opowiadania.Jakimś cudem trafiły na tę planetę mikroby.Czy przyleciały, czy tu się jakoś wylęgły, nieważne.Od zwykłych mikrobów różnią się tym, że są rozumne.Wydawałoby się, że powinny zająć się jakąś twórczą pracą, dołączyć do galaktycznego bractwa.Ale nie - same nie chcą pracować, wolą pasożytować na innych istotach.- Pasożyty! - wykrzyknął Udałow.- Nic podobnego - rozległ się czyjś głos i drzwi do izolatki otworzyły się nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl