[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za to wspaniale zabija gorączkę - stwierdziła Lunzie z kostycznym uśmieszkiem.- Ciekawa jestem, co by powiedziała Divisti, gdyby się dowiedziała, że jej rośliny tak nam będą dobrze służyć! - Lekarka zwróciła się ku Varian, oczy miała poważne: - Mówiłaś wieczorem, że hibernowaliśmy czterdzieści trzy lata?- Przekazałabym ci i pozostałe wiadomości, gdybyś mi tak brutalnie nie przeszkodziła.- Dziewczyna łypnęła ponuro na Lunzie, lecz ta tylko się uśmiechnęła.- Zasnęłaś w odpowiednim momencie - oznajmiła lekarka.- Czy jacyś buntownicy jeszcze żyją?- Tylko jeden z nich.Tanegli.- Widziałaś go? - zapytał Kai.- Nie.Za to spotkałam krzepkiego młodzieńca o imieniu Aygar.Ów wspaniały młodzian akurat uśmiercał kłącza przy pomocy dzidy z metalowym grotem z zadziorami.- Wspaniały??? - Kai skrzywił się z najwyższym niesmakiem.- Zastosował właściwą strategię - odparła wymijająco Varian; nie chciała się wdawać w niepotrzebne szczegóły.- Nie wiesz przypadkiem, czy nadal mieszkają w obozie pomocniczym?- Nie.Przenieśli się do innych siedzib.- No to gdzie był ogród Divisti? - zrzędził Kai.- Może zacznę od początku.- Ale najpierw zjedz drugą miseczkę polewki - oznajmiła twardo Lunzie.Varian pałaszowała z apetytem, nie przejmując się obowiązującymi przy jedzeniu dobrymi manierami; cieszyła się, że zyskała czas na uporządkowanie myśli.Wyskrobała resztki pysznej potrawy i - pokrzepiona i wzmocniona - opowiedziała o wydarzeniach poprzedniego dnia, które rozegrały się pod okiem nieoczekiwanej eskorty ptaszysk.Nikt nie przerywał jej opowieści pytaniami.Kiedy opowiadała o zwycięskim pojedynku z Aygarem, dodając, że dopiero co umykał przed rozwścieczonym kłączem, w oczach Lunzie zalśniły złośliwe iskierki.Za to Kai z niezadowoleniem zmarszczył brwi.Hmmm, cóż, może i powinna była sobie darować ów pokaz siły; ale wtedy nigdy by się jej nie udało zaskoczyć Aygara i pokonać go.Czworgu słuchaczom bardzo się podobało, że przedstawiła się jako osoba z wyprawy ratowniczej, poszukującej członków pierwszej ekspedycji.Owo bezczelne kłamstwo mógł zdemaskować tylko Tanegli.- Aygar powiedział mi, że Tanegli jest bardzo słaby i już długo nie pożyje - poinformowała ich dziewczyna.- Miejmy więc błogą nadzieję, że go nie będzie wśród osób, z którymi się spotkasz - Lunzie zmarszczyła brwi.- Nie mogę pojąć, jak to się stało, że przeżył właśnie on, najstarszy z grawitantów; a Bakkun i Berru, młodsi od niego, już nie żyją.- Jak długo mogli zachować swoje grawitacyjne przystosowanie na planecie o mniejszym ciążeniu? - spytał Triv.- Gdyby udało im się symulować zwiększoną grawitację i ćwiczyć w takich warunkach.- Wygląda na to, że własnoręcznie wnieśli na górę wszystkie kamienie, z których budowali osadę - stwierdziła Varian.- A stoi tam osiem dużych budynków oraz sześć czy siedem mniejszych, z łupkowymi dachami.- To mogło być dobre ćwiczenie - w głosie Lunzie brzmiało jednak powątpiewanie.- Gdyby się bawili w ścigaj-kłacza-aż-się-wykrwawi-na-śmierć - wtrąciła Varian - to by nie obrośli tłuszczem.- Ich potomkowie nie mają, oczywiście, takich problemów i odziedziczyli zdolności do wspaniałej rozbudowy mięśni - ciągnęła Lunzie.- Ten Aygar musi być bardzo wytrzymały, jeśli uciekał przed rozwścieczonym drapieżcą, aż ów się wykrwawił na śmierć; i jeszcze próbował cię pokonać, Varian.Czyli nadal są o wiele silniejsi od nas.Lepiej udajmy się na to spotkanie silni Dyscypliną i nie w pojedynkę.Racja, Kai?- Będę przy tobie, Varian!Dziewczyna kiwnęła potakująco głową, lecz spojrzała na Lunzie; lekarka milczała, za to jej oczy powiedziały “nie".- Musimy mieć łączność - Varian zerknęła na Portegina, który obudził się już na tyle, żeby przysłuchiwać się całej rozmowie.- Na pewno coś zmajstruję, zwłaszcza jeśli będą działać komunity ślizgaczy.Przy takiej ilości matryc powinienem naprawić nawet to, co Paskutti rozwalił w wahadłowcu; przynajmniej do użytku planetarnego.- Szkoda, że nie mamy żadnej broni obezwładniającej - Varian podrapała się w ucho.- Coś mnie niepokoi w zachowaniu Aygara, choć nie umiem powiedzieć, co!- Jaką miał broń? - zapytał Portegin.Dziewczyna opisała kuszę i Portegin się roześmiał:- Możemy mieć coś lepszego, jeśli tylko Lunzie zostało trochę narkotyżerów!- Hmmm, prawdę mówiąc, zostało - rzekła zdumiona lekarka.- Niezbyt dużo - dodała pospiesznie - ale wystarczy na kilka strzał.- Świetnie.No to potrzeba mi jeszcze trochę twardego drewna i będziesz miała broń, która unieruchomi twojego kusznika, zanim zdąży wycelować.- O ile zdołamy pierwsi wystrzelić - stwierdziła Varian.- Oby tak było! - oznajmiła zdecydowanym tonem Lunzie.- Nie mam ochoty nikogo zastrzelić - sprzeciwiła się Varian.- Hibernacja nie zmieniła moich poglądów.- Za to drastycznie zmieniła okoliczności.Jest nas pięcioro [ Pobierz całość w formacie PDF ]