RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I odesłał na kory tarz.Po obu stronach znajdowałysię sale, w niektóry ch odby wały się proste zabiegi, w inny ch siedzieli ludzie podłączeni dokroplówek.Czas pły nął powoli, pacjenci przemieszczali się głównie na łóżkach lub w wózkach.Jedy ny m zródłem zamieszania by ł opieszały personel.W końcu zjawił się młody chirurg; Glistapomy ślał, że przy słali go prosto po liceum, tak niepoważnie wy glądał.Ciekawe, czy jest jakieśliceum dla lekarzy. Przy kro mi, ale nic tu nie widzę  oświadczy ł, kiedy już oświetlił wnętrze gardła małąlatarką w kształcie długopisu. Co się pan wy durnia? Przecież czuję ość  warknął pacjent.Chirurgiczny czeladnik jeszcze raz wcisnął przty czek na końcu pióra i pokręcił głową.Roman nie walczy ł.Jego wzrok zatrzy mał się na widoku, który ujrzał przez uchy lone drzwi gabinetu.Nie mógł się my lić.Na łóżku ustawiony m na kory tarzu leżała Cy nowska.Glista zamarłz otwartą szczęką.My śli przelaty wały mu przez głowę, jego umy sł, zaskoczony widokiem,wy łączy ł wszy stkie procedury odpowiedzialne za podjęcie jakiejkolwiek decy zji.AgnieszkaCy nowska przeby wała z nim pod jedny m dachem, niemal na wy ciągnięcie ręki.Nie miałpojęcia, co robić.Nic mu nie przy chodziło do głowy. Niech pan poczeka, pójdę po pęsetę  rzucił konował i wy szedł.Do leżącej na kory tarzu policjantki podszedł inny lekarz.Glista wstał i zbliży ł się douchy lony ch drzwi.Usły szał komunikat  Zabieram panią na oddział , ale nie miał pojęcia, o jakiejspecjalizacji mowa.Pielęgniarz odblokował koła łóżka, chwy cił za krawędz i pchnął w stronę holu.Glista złapał się za gardło.Rozejrzał się.Wy szedł na kory tarz, łóżko z Cy nowską zniknęło zadrzwiami. O! Tu pan jest  zawołał chirurg i zawrócił Glistę do zabiegowego. Proszę otworzy ć usta wy dał polecenie młodzik ziry towany ty m, że chory wpatruje się tępo w jego biały fartuch.Ale Glista skoncentrował się na jego plakietce z imieniem i nazwiskiem oraz wiszącej nasmy czy karcie magnety cznej.Wiedział, że ta karta jest jak klucz, który otwiera wszy stkie drzwiw szpitalu.Ubrana w długą spódnicę, koszulę, sweterek, który zapewne sama zrobiła na drutach, kobietaw chustce na głowie wy glądała na ty pową wiejską starowinkę, a praca w polu zapewne dołoży łajej lat.Zeszła po schodkach z ganku, wzięła na ręce swojego kundelka, który wciąż szczekał,wpatrzony czarny mi ślepiami w Zuzę.Z wy razem zaciekawienia na twarzy otworzy ła łączącąposesje furtkę i z pieskiem w ramionach podeszła wprost do okna, za który m zobaczy ła nastolatkę.Zuza szarpnęła za klamkę w ramie, ale mogła ją przekręcić ty lko do jednej pozy cji, takiej,w której okno lekko się uchy lało u góry, tworząc niemożliwą do pokonania szparę. Pomoże mi pani?  zagaiła dziewczy na.Spojrzenie kobiety błądziło wokół Zuzy, ale jeszcze ani razu nie spojrzała jej w oczy. Pomoże mi pani?  odpowiedziała. Niech pani nie żartuje.Jestem tu uwięziona, rozumie pani?  naciskała młoda Ty mańska. Niech pani nie żartuje, pani niech nie żartuje  powtórzy ła bezmy ślnie starucha.Coś ją przestraszy ło.Wy puściła psa, który merdając krótkim, zadarty m ogonem, poleciałgdzieś w stronę bramy z głośny m ujadaniem.Sąsiadka pobiegła z powrotem do swojej chaty,o kundlu zapomniała.Zrodkiem wewnętrznej drogi, tuż przed oczami Zuzy przejechał masy wnyciągnik siodłowy, a za nim dwupoziomowa naczepa, zabudowana metalową konstrukcją.Przezliczne otwory widać by ło pokry te brunatną albo czarno-białą sierścią ciała.Zuza cofnęła się o krok.Szczęknął zamek w drzwiach. Widziałem, że rozmawiałaś z babcią  zagaił z uśmiechem Maciek.Podszedł do okna i zamknął je. Ojciec kazał wstawić pancerną szy bę, taką wzmocnioną folią, nie da się rozbić. Postukałzgięty m palcem w szy bę. Posiedzisz tu.Masz więcej światła. Postawił na podłodze metalowykubeł z nakry wką, który wcześniej stał w pomieszczeniu ze zbiornikiem na mleko.Przy gruby mZuza bała się z niego korzy stać, bolał ją pęcherz.Ulży ła sobie, dopiero jak gruby uciekł.  Teraz muszę pomóc staremu przy rozładunku.Ale potem pogadamy, dobra?Pokiwała głową bez słowa, bo co miała powiedzieć? Ciągle ży wiła nadzieję, że Maciek jąwy puści.Chłopak zbliży ł się do Zuzy, silnik tira hałasował.Z naczepy dochodziły niespokojne, jakbygniewne odgłosy by dła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl