[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy w życiu nie pracowała tak ciężko jak przez te kilka ostatnich dni, gdy do Labiryntu dotarła wiadomość o kryzysie na zachodzie Zimroelu.Kawiarnię od rana do wieczora wypełniali zaniepokojeni urzędnicy Pontyfikatu, wymieniali między sobą najświeższe informacje przy jednej lub kilku butelkach wyśmienitego Muldemar lub doskonałego, złotego wina z Dulorn; kiedy tak się bali, zamawiali tylko to, co najlepsze.Tak więc musiała nieustannie biegać tam i z powrotem, żonglując zapasami i wysyłając dodatkowe zamówienia do handlarzy.W pewien sposób było to nawet podniecające, przynajmniej na początku; czuła się niemal tak, jakby osobiście uczestniczyła w krytycznych chwilach tworzących historię.Teraz jednak mogła już myśleć wyłącznie o zmęczeniu.Ostatnią myśl przed zaśnięciem poświęciła Hissune'owi.księciu Hissune'owi; ciągle jeszcze uczyła się tak o nim myśleć.Od miesięcy nie miała od niego żadnej informacji, nie słyszała nic od chwili, gdy nadszedł ten zdumiewający list, jakże podobny do snu, z informacją, że powołano go do najwyższych kręgów Góry Zamkowej.Po tym liście syn zaczął się jej wydawać kimś nierealnym; nie był to już w końcu mały, bystrooki, sprytny chłopak, który zabawiał ją, pocieszał i pomagał przeżyć, lecz obcy w pięknych szatach, spędzający dni na radach, wśród możnych królestwa, prowadzący niewyobrażalne wręcz dyskusje o ostatecznym losie tego świata.Pod powiekami widziała obraz syna siedzącego za wielkim stołem wypolerowanym do lustrzanego połysku, w towarzystwie starszych mężczyzn o rysach, których wprawdzie nie dostrzegała wyraźnie, lecz z których promieniowało dostojeństwo i władza; wszyscy oni patrzyli na przemawiającego właśnie Hissune'a.Nagle scena ta znikła, Elsinome dostrzegła żółte chmury i różowe wzgórza, i Pani weszła w jej umysł.Było to najkrótsze z przesłań.Znalazła się na Wyspie - dostrzegła pionowe, białe skalne klify i kręgi tarasów, umieszczonych jeden nad drugim, wiedziała więc, że to Wyspa, choć nigdy tam nie była i w ogóle nigdy nie opuściła Labiryntu - i w senny, spokojny sposób szła ogrodem, który najpierw sprawiał wrażenie idealnego, a potem, niepostrzeżenie, stał się ciemny, zbyt zarośnięty.Towarzyszyła jej Pani, ciemnowłosa kobieta w białych szatach, sprawiająca wrażenie smutnej i zmęczonej, w niczym niepodobna do tej silnej, ciepłej, współczującej osoby, którą Elsinome znała z wcześniejszych przesłań - Pani była pochylona z troski, oczy miała podpuchnięte i podkrążone, ruchy niepewne.“Podziel się ze mną swą siłą" - szepnęła, a Elsinome pomyślała, że wszystko jest tu nie tak, przecież Pani przychodzi, by dać siłę, nie po to, by ją odbierać.Lecz Elsinome ze snu, wysoka, silna, wokół której głowy i ramion tańczyły promienie światła, nie zawahała się.Przytuliła Panią, przycisnęła do piersi i trzymała w silnym uścisku, a Pani westchnęła i wydawało się, jakby jej ból nieco zelżał.Potem obie kobiety rozdzieliły się i Pani, opromieniona blaskiem, który kiedyś otaczał Elsinome, dotknęła warg dłonią, przesłała jej pocałunek i znikła.To wszystko.Zaskakująco nagle Elsinome ocknęła się, patrząc na znajome, obdrapane ściany swego mieszkania na Dziedzińcu Guadelooma.Przesycała ją aura przesłania, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości, lecz otrzymywane niegdyś przesłania pozostawiały ją zawsze z poczuciem, że ma do czego dążyć, ukazywały nowe kierunki działania; po tym pozostało tylko zdumienie.Nie rozumiała sensu takiego przesłania, lecz być może dopiero z czasem sens ten stanie się jasny, pomyślała, za dzień, za dwa dni.Usłyszała dźwięki dobiegające z pokoju córek.- Ailimoor? Maraune?Nie odpowiedziały.Elsinome zajrzała do ich pokoju i dostrzegła, jak pochylają się nad jakimś niewielkim przedmiotem, który Maraune natychmiast schowała za plecami.- Co tam chowasz?- Nic takiego, mamo.Zwykły drobiazg.- Co za drobiazg?- Amulet.Tak jakby.Coś w tonie córki sprawiło, że Elsinome nabrała podejrzeń.- Chcę go zobaczyć.- Przecież to nic ważnego.- Pokaż!Maraune rzuciła szybkie spojrzenie starszej siostrze.Ailimoor, niepewna siebie i najwyraźniej zakłopotana, tylko wzruszyła ramionami.- To sprawa osobista.Czy dziewczęta nie mają już prawa do odrobiny samotności?Elisnome wyciągnęła dłoń.Maraune westchnęła, po czym z wahaniem podała matce mały kieł smoka morskiego, pokryty delikatnym i niepokojąco tajemniczym reliefem, składającym się głównie z kątów ostrych.Elsinome, nadal otoczona aurą swego szczególnego przesłania, uznała amulet za złowrogi, groźny.- Skąd go masz?- Wszyscy je mają, mamo.- Pytam, kto ci to dał?- Vanimoon.Właściwie to siostra Vanimoona, Shulaire, ale ona dostaje je od niego.Możesz mi go oddać?- Wiesz, co to coś oznacza?- Oznacza?- Słyszałaś pytanie? Co on oznacza? Maraune tylko wzruszyła ramionami.- Nic nie oznacza.To tylko amulet.Mam zamiar wywiercić dziurkę i nosić go na rzemyku.- Spodziewasz się, że w to uwierzę? Maraune zamilkła.Odezwała się za to Ailimoor:- Mamo, ja.- powiedziała i przerwała.- Mów dalej.- To tylko zabawka, mamo.Wszyscy je mają.Krąży jakaś głupia liimeńska gadka, że smoki są bogami, że podbiją świat, że wszystkie ostatnie kłopoty to oznaka tego, co ma nadejść.Ludzie opowiadają, że jeśli nosi się kieł smoka, będzie się zbawionym, gdy smoki wyjdą na brzeg.- Nie ma w tym nic nowego.Takie bzdury ludzie opowiadają od tysięcy lat.Lecz nigdy głośno, zawsze szeptem, bo to niebezpieczne, chore szaleństwo.Smoki morskie to bardzo wielkie ryby i nic poza tym.Bogini opiekuje się nami, chroni nas przez Koronala, Pontifexa i Panią.Rozumiecie? Rozumiecie? - powiedziała Elsinome bardzo chłodnym tonem.Jednym szybkim, gniewnym ruchem złamała rzeźbiony kieł na pół i rzuciła połówki Maraune.Córka odpowiedziała jej spojrzeniem pełnym takiego gniewu, jakiego Elsinome nigdy przedtem nie widziała u swych dzieci.Obróciła się szybko i poszła do kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]