[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem oczywiście wszystko się uciszy i zostaną szkielety.99 lnrockuptibłes" - ancuski tygodnik kulturalny o orientacji lewicowej, poświęcony głównie muzyce (promował m.in.indie rock)a także filmowi, literaturze i sprawom społecznym.Wydaje mi się, że nie byłoby wcale zle porozmawiać o tychsprawach.Ciekawe byłoby też wykazać, że w pewnym sensienic się nie zmieniło.I doprawdy zabawne jest to, że na przykład Telerama", ten głupi szmatławiec, ukazuje van Goghaczy Artauda, gdy tylko coś się na ich temat dzieje, jako ofiaryburżuazyjnego społeczeństwa ich własnej epoki, jego umysłowej ciasnoty i obskurantyzmu.Zabawny jest cały związany z tymi kwestiami dyskurs, zwłaszcza jeśli pomyśleć, że niejest możliwe, byśmy stali się dziś dużo bardziej inteligentnii otwarci.Nowością jest jednak nieprzyzwoitość, z jaką się touprawia.Niewiarygodny brak delikatności i człowieczeństwa.Mnie na przykład trudno jest znieść chęć przypodobania się innym, z jaką dziennikarz Demonpion, powołanyobecnie na konsultanta, pozuje na eksperta w mojej własnejsprawie.To jak z rzyganiem.Pojawia się odruch wymiotny,mam mdłości i nie mogę tego powstrzymać.W porównaniu z tym dużo lepiej znoszę widok krwii nienawiści.W gruncie rzeczy możliwe jest, że fakt, iż niemiało się matki, wzmacnia człowieka, ale też w sposób,w jaki nikomu by się tego nie życzyło.Nigdy nie uważa sięmiłości za coś oczywistego.Mówiąc krótko, trochę trudno jest nam do końca w nią uwierzyć.I do samego końcapozostajemy pewnego rodzaju niesfornym dzieckiem: nigdycałkowicie pogodnym, nigdy całkowicie oswojonym, zawszegotowym ugryzć.Fakt, iż nie miało się matki? Wiedziałem przynajmniej , żeona istnieje, mogłem ją jakoś umiejscowić z genealogicznegopunktu widzenia (nawet jeśli z reguły nie było mi wiadome, w jakiej części świata mogła się znajdować).Moja siostrawidywała ją jeszcze rzadziej niż ja.Dla niej stawało się toobecnością niemalże widmową.Uderzające jest jednak, żedzieci, które spędziły całe życie w rodzinie adopcyjnej, czasami szczęśliwej, tak czy inaczej odczuwają (zazwyczaj podkoniec okresu dojrzewania) potrzebę odnalezienia swych prawdziwych rodziców".Gdy je o to zapytać, wszystkie odpowiadają, że odczuwają potrzebę wiedzy".Potrzebę wiedzy o czym? Niektórymz nich, choć bardzo nielicznym, wystarcza genealogia, kilkabiograficznych wskazówek.Ale prawie wszystkie, o ile jest tojeszcze możliwe, usiłują zorganizować spotkanie.Są dzieci patetyczne, które tworzą sobie wysublimowanyobraz i którym wydaje się, że spotkają jakąś księżniczkę (to maz reguły miejsce wówczas, kiedy rodzina adopcyjna nie byłaszczęśliwa).Ale większość z nich myśli trzezwo.Zdają sobiedoskonale sprawę, że ktoś, kto je porzucił tak, jak pozbywamy się starego mebla, ma niewielkie szanse na to, aby okazać się godną większego szacunku ludzką istotą.Spodziewająsię, i słusznie, spotkać jakiś ludzki wrak lub jakiegoś śmiecia.A mimo to wiążą z owym spotkaniem nadzieje, prowadzą poszukiwania i czasami poświęcają temu znaczną energię.Ale rzadko prowadzi to do trwałej relacji.Często wystarczy im jedno, tylko jedno spotkanie.Kilka godzin za czyjeścałe życie.To, co w ciągu tych kilku godzin się wydarza, pozostaje oczywiście wielką tajemnicą.Wydaje mi się jednak, żejestem w stanie lepiej to sobie wyobrazić niż inni.Co dziwne, prawie nigdy nie ma w tym nienawiści.Nie, w gręwchodzi coś bardziej chłodnego i bardziej smutnego.Nie ma w tym też wybaczenia.Przyznam, że dość zleprzyjmuję deklaracje matki powinniśmy wszyscy sobie nawzajem wybaczyć" itd., w których usiłuje małpować Dostojewskiego w tym, co w nim najbardziej drażniące [ Pobierz całość w formacie PDF ]