[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwiastun Burzy zaczął śpiewać.Elryk trzymał go oburącz przed sobą.Naglezaczął nim kręcić jak tarkeshicki tancerz.Coraz szybciej i szybciej, tak jakby miecz ciągnął go za sobą, krojąc, tnąc i rozcinając jeźdźców z Kelmain.Po chwili napastnicy cofnęli się, porzucając leżących wokół albinosa swych martwych towarzyszy.Potem Książę Umbda, po krótkiej naradzie z ThelebK’aarnem, kazał im powtórnie zaatakować.Elryk jeszcze raz zakręcił swoim mieczem, ale tym razem nie zabił już tylu wrogów.Ciała w zbrojach spadały jedne na drugie, ich krew mieszała się, a konie ciągnęły po czerwonym śniegu uwieszone u strzemion trupy.Melnibonéanin jeszcze nie upadł, ale coś się z nim działo.Kiedy wstał dzień, zdał sobie sprawę, że z niewytłumaczalnych powodów miecz runiczny jest syty.Albinos nadal był pijany rzezią, a miecz dalej wibrował, ale nic już nie przepływało do jego żył.Potęga Elryka umniejszała się.— Bądź przeklęty, Zwiastunie Burzy! Daj mi swoją siłę!Miecze ciągle spadały na niego, nadal parował te ciosy, uderzał i ciął.— Daj mi swoją siłę!Jego siła była oczywiście nadal o wiele większa i nieporównywalna z mocązwykłego śmiertelnika, lecz furia opuszczała go i kiedy zbliżyli się nowi wojownicy, poczuł niepokój.Budził się ze swojego krwawego snu.Potrząsnął głową, wziął kilka głębokich oddechów.Bolały go plecy.— Czarny Mieczu! Daj mi swoją siłę!Uderzał w twarze, ramiona, piersi, nogi, aż cały pokryty został krwią napastników.— Co z tobą, mieczu? Nie chcesz mi pomóc? Nie chcesz walczyć z tymistworami, bo pochodzą z Chaosu tak jak i ty?Nie, to nie mogło być powodem.Po prostu miecz miał dosyć sił witalnychi nie przekazywał już ich Elrykowi.Walczył jeszcze przez godzinę, zanim jakiś jeździec na wpół oszalały z prze-rażenia nie uderzył go w głowę.Cios nie roztrzaskał mu czaszki, tylko ogłuszyłgo na tyle, że upadł pomiędzy pocięte ciała.Chciał się podnieść, ale uderzony po raz drugi, stracił przytomność.Rozdział 8ŚMIECH CZAROWNIKAJest lepiej niż przewidywałem — mruknął zadowolony Theleb K’aarn.—Wzięliśmy go żywcem.Elryk otworzył oczy i spojrzał z nienawiścią na czarownika, który gładził się po czarnej brodzie.Niewiele pamiętał z wydarzeń, które przywiodły go tutaj, zda-nego na łaskę przeciwnika z Pan Tang.Przypomniał sobie strumienie krwi, śmiechy, śmierć, ale wszystko to było raczej podobne do snu niż do jawy.— Co za niebywała furia, renegacie.Myślałem, że jest z tobą cała armia.Ale bez wątpienia strach pomieszał ci zmysły, biedaku.Nie będę tracił czasu na wy-jaśnianie przyczyny tego zbiegu okoliczności.Mogę zawrzeć pakt z Panami z innych wymiarów, jeśli dam im twoją duszę.Ciało zachowam dla siebie, aby pokazać Królowej Yishanie, co zrobiłem z jej kochankiem.Elryk zaśmiał się ignorując Theleb K’aarna.Kelmainowie czekali na rozkazy.Jeszcze nie zajęli Kaneloon.Słońce świeciło teraz nisko nad horyzontem.Elryk widział stos trupów wokół siebie.W złotych twarzach Kelmainów zobaczył nienawiść i strach.Uśmiechnął się jeszcze raz.— Nie kochani Yishany — powiedział wreszcie spokojnie.Tak jakby byłomu wszystko jedno, czy jest z nim Theleb K’aarn.— Twoja zazdrość sprawia, że tak myślisz.Aby odnaleźć cię, opuściłem Yishanę.Nigdy miłość nie kierowała krokami Elryka z Melniboné, czarowniku.Tylko nienawiść.— Nie wierzę ci — odparł Theleb K’aarn.— Kiedy całe południe będzienależeć do mnie, no i do moich towarzyszy, zdobędę Yishanę i uczynię ją Królową Całego Zachodu i Południa.Wspólnymi siłami opanujemy Ziemię.— Wy, z Pan Tang, byliście zawsze dziwną rasą, wciąż myślicie o podbojachi o złamaniu równowagi Młodych Królestw.— Pewnego dnia — warknął Theleb K’aarn — Pan Tang będzie tak potężne,że twoje Chwalebne Cesarstwo wyda się przy nim pyłkiem zagubionym gdzieśw historii.Ja jednak nie robię tego wszystkiego dla chwały Pan Tang.— Więc dla Yishany? Na bogów, czarowniku, cieszę się, że kieruje mną nie-38nawiść, a nie miłość.Sprawiam chyba o połowę mniej kłopotów niż zakochani.— Rzucę całe południe do stóp Yishany, a ona będzie z tego zadowolona!— Nudzi mnie twoje gadanie.Co chcesz ze mną zrobić?— Najpierw sprowadzę cierpienia na twoje ciało.Na początek bardzo delikat-ne.Będę tak to robić, aby wyzuć cię zupełnie z osobowości.Później skontaktuję się z Władcami Górnego Piekła, by dowiedzieć się, któremu najbardziej zależy na twojej duszy, i który da za nią najwięcej.— A co zrobisz z Kaneloon?— Kelmainowie zajmą się tym.Teraz potrzebny jest już tylko nóż, aby zarżnąć śpiącą Myshellę.— Jest chroniona.Twarz czarownika na chwilę pociemniała, ale zaraz wybuchnął śmiechem.— Też coś.Wrota zostaną rozbite, a twój rudy przyjaciel zginie razem z Myshellą.Theleb K’aarn przejechał palcami po swoich natłuszczonych, kręconych wło-sach.— Na prośbę Umbdy pozwoliłem Kelmainom odpocząć przed zniszczeniemzamku.Kaneloon spłonie przed zmierzchem.Elryk spojrzał na zamek i ośnieżoną równinę.Był pewien, że jego próby nie pokonały zaklęcia czarownika.— Myślę.— zaczął, lecz przerwał zobaczywszy srebrno-złoty błysk na murach.Jeszcze nie sformułowana myśl zaczęła mu się kołatać po głowie.— Co? — spytał ostro Theleb K’aarn.— Nic.Zastanawiałem się tylko, gdzie jest mój miecz.Czarownik wzruszył ramionami.— Nigdzie tam, gdzie mógłbyś go odnaleźć, łotrze.Zostawiliśmy go w miej-scu, gdzie upadł.To przeklęte ostrze nie będzie ci już potrzebne.Ani też żadne inne.Elryk zastanawiał się, co by się stało, gdyby zawołał swój miecz.Nie mógłby go chwycić, bo czarownik związał go solidnym jedwabnym sznurem.Jedyne, co mógł, to go wezwać.Wstał.— Chcesz mnie, Biały Wilku? — spytał nerwowo Theleb K’aarn.Elryk odpowiedział mu uśmiechając się.— Chcę tylko lepiej zobaczyć upadek Kaneloon, to wszystko.Albinos przymknął oczy i zaczął szeptać pewne imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]