[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ze mną się przeprowadza Eksperyment, a nie z nimi".Nawet nie zauważył, że mówi po rosyjsku.Wystraszona Kira wpatrywała się w niego oczami pełnymi łez i bez słowa okrywała jego twarz pocałunkami.Potem otuliła go starymi prześcieradłami - Uno jednak nie zdecydował się na kupienie nowych - i pobiegła na dół przygotować grzane wino.Rumata zwlókł się z łóżka i jęcząc z bólu, który skręcał mu ciało, poczłapał boso do gabinetu, otworzył sekretny schowek w biurku, grzebał przez chwilę w apteczce, po czym zażył kilka tabletek sporaminy.Gdy Kira wróciła z parującym kociołkiem na ciężkiej srebrnej tacy, leżał na wznak wsłuchany w siebie, obserwując, jak ustaje ból, zmniejsza się szum w głowie, a w ciało wlewają się nowe siły i rześkość.Opróżniwszy kociołek poczuł się już całkiem dobrze, przywołał Mugę i kazał mu przygotować ubranie.- Nie chodź, Rumata - poprosiła Kira.- Nie chodź.Zostań w domu.- Muszę, maleńka.- Boję się, zostań.Zabiją cię.- Co tez ty mówisz.Z.jakiej racji mieliby mnie zabijać? Oni wszyscy czują strach przede mną.Znów zaczęła płakać.Cicho, nieśmiało, jakby się obawiała go rozgniewać.Rumata posadził ją sobie na kolanach i delikatnie głaskał po włosach.- Najgorsze już minęło - tłumaczył.- No i przecież zamierzamy stąd wyjechać.Ucichła przytuliwszy się do niego.Muga czekał obojętnie, trzymając w pogotowiu spodnie swego pana przybrane złotymi dzwoneczkami.- Ale na razie mam tu jeszcze dużo do zrobienia.Dzisiejszej nocy zamordowano wielu ludzi.Muszę się dowiedzieć, kto żyje, a kto został zabity, l muszę pomóc tym, których czeka pewna śmierć.- A tobie kto pomoże?- Ten jest szczęśliwy, kto myśli o innych.A poza tym nam obojgu pomagają bardzo potężni ludzie.- Nie mogę myśleć o innych - powiedziała.- Ledwo uszedłeś z życiem.Widzę przecież, że cię bili.Una zatłukli na śmierć.Gdzież wtedy byli twoi potężni ludzie? Czemu nie zapobiegli morderstwu? Nie wierzę.Nie wierzę.Spróbowała wysunąć się z jego ramion, lecz trzymał ją mocno.- Trudno - powiedział.- Tym razem trochę się spóźnili.Ale teraz znów nas strzegą.Czemu mi dziś nie wierzysz? Przecież zawsze wierzyłaś.Sama widziałaś, ze wróciłem ledwie żywy, a spójrz na mnie teraz?.- Nie chcę patrzeć - odparła chowając twarz.- Nie chcę znów płakać.- No popatrz! Ledwie parę zadrapań!.Głupstwo.Najgorsze już minęło.Przynajmniej dla nas obojga.Ale są ludzie bardzo wartościowi, nieprzeciętni, dla których ta groza jeszcze się nie skończyła, l muszę pospieszyć im z pomocą.Westchnęła głęboko, pocałowała go w szyję i delikatnie zsunęła się z jego kolan.- Wróć dziś wieczorem - poprosiła.- Wrócisz?- Ależ bez wątpienia! - zapewnił gorąco.- Przyjdę wcześniej i chyba nie sam.Oczekuj mnie w porze obiadowej.Odeszła na bok, usiadła w fotelu i złożywszy ręce na kolanach patrzyła na niego, gdy się ubierał.Rumata mrucząc pod nosem jakieś rosyjskie słowa wciągnął spodnie z dzwoneczkami (Muga natychmiast przykucnął i jął zapinać niezliczone sprzączki i guziki), ponownie włożył na świeżą bieliznę nieocenioną kolczugę i na koniec wybuchnął z rozpaczą:- No zrozum, maleńka, ja przecież muszę iść, nic na to nie poradzę! Nie wolno mi nie iść.- Czasami nie mogę zrozumieć - powiedziała nagle ocknąwszy się z zadumy - dlaczego ty mnie nie bijesz?Rumata, który właśnie zapinał koszulę z przepysznymi kryzami, znieruchomiał na moment.- Co takiego? Jak to dlaczego cię nie biję? A czy ciebie można bić?- Ty nie tylko jesteś dobrym, wspaniałym człowiekiem - ciągnęła nie słuchając.- Jesteś jeszcze bardzo dziwny.Jak jakiś archanioł.Kiedy jesteś ze mną, staję się odważna.Na przykład teraz.Muszę cię koniecznie o coś zapytać.Nie dziś, później, jak już wszystko minie, czy opowiesz mi o sobie?Rumata długo nie odpowiadał.Muga podał mu pomarańczową kamizelę z kokardami w czerwone prążki.Włożył ją ze wstrętem i mocno zaciągnął pas.- Tak - przemówił wreszcie.- Kiedyś opowiem ci wszystko o sobie, maleńka.- Będę czekała - rzekła z powagą.- A teraz idź i nie przejmuj się mną.Rumata podszedł do niej, przycisnął swoje rozbite wargi do jej warg, następnie zdjął z ręki żelazną bransoletę:- Włóż ją na lewą rękę - powiedział.- Dziś raczej nikt już nie powinien przyjść do nas, ale gdyby przyszli, pokaż im to.Patrzyła za nim, a on doskonale wiedział, co teraz myśli: "Nie wiem, kim jesteś, diabłem, synem bożym czy człowiekiem z cudownych zamorskich krajów, wiem tylko, że jeśli nie wrócisz - umrę", l był jej nieskończenie wdzięczny za to, że milczała, albowiem było mu niezwykle trudno odchodzić - jak gdyby ze szmaragdowego słonecznego brzegu rzucał się głową w dół do cuchnącej kałuży.ROZDZIAŁ VIIIDo kancelarii biskupa arkanarskiego Rumata próbował przedostać się tyłami zabudowań.Chyłkiem przebiega) ciasne podwóreczka, zaplątując się w rozwieszonych do suszenia szmatach, przełaził przez dziury w płotach zostawiając na zardzewiałych gwoździach wytworne kokardy oraz strzępki drogocennych soańskich koronek, na czworakach przemykał się między zagonami kartofli.A jednak nie udało mu się ujść czujnym oczom czarnego rycerstwa.Gdy wyszedł na wąską, krzywą uliczkę, prowadzącą do zsypiska śmieci, natknął się na dwóch ponurych i z lekka podchmielonych mnichów.Spróbował obejść ich, lecz wyciągnęli miecze i zastąpili mu drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]