[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziała też mężczyznę w skórze, kiedy przejeżdżała obokparkingu, by zrobić rekonesans.Potem straciła go z oczu, tak jak Kordiana.A terazmogła więcej go nie zobaczyć, przeszło jej przez myśl.Dopóki jego kontakty ograniczały się do mrówek czy nawet skupczyka, Joanna niemiała obaw.Pózniej mogło być jednak różnie, a ona zamierzała czekać w pogotowiu,gdyby coś poszło nie tak.Teraz nie miała nawet pojęcia, gdzie szukać Zordona. Daj mi numer do twojego dowódcy powiedziała, obracając się przez ramię.10Jechali przez pół godziny, może godzinę.Była to dla Oryńskiego katorga z dwóchpowodów.Po pierwsze, był zaniepokojony tym, co nadchodziło.Po drugie, wokółznajdowały się tysiące papierosów.I ani jednej zapalniczki.W końcu transit się zatrzymał.Chwilę pózniej Kordian usłyszał, jak otwierają siędrzwi z przodu.Nasłuchiwał kroków, ale kierowca najwyrazniej miał jeszcze coś dozrobienia, zanim zdecydował się otworzyć pakę.Kiedy wreszcie tylne drzwi się rozsunęły, Oryński osłonił twarz przed promieniamisłońca. Wyłaz. Po co takie akcje robić? zapytał Kordian, gramoląc się na zewnątrz. Do środka odparł mężczyzna w skórze, wskazując na niewielką ruderę tuż obok.Aplikant powiódł wzrokiem po zniszczonej elewacji i oknach, które były tak brudne,że nie sposób było dojrzeć, co dzieje się w środku.Wokół jednopiętrowegomurowanego domu roztaczał się zaniedbany ogród.Trawy nikt nie przycinał od lati teraz niepodzielnie rządziły tu dzikie zielska.Pośród nich leżały zardzewiałe częścisamochodowe, a obok budynku kilka aut stało na cegłach. Wchodz do środka.Wizja znalezienia się wewnątrz niespecjalnie do niego przemawiała, ale posłusznieruszył we wskazanym kierunku.Kiedy znalezli się bliżej, usłyszał rozweselone, tubalnegłosy.Nie musiał się w nie wsłuchiwać, żeby stwierdzić, że kilku mężczyzn w środkujest nawalonych w sztok.Ten w skórze westchnął, a potem zapukał do drzwi.Głosy nagle ucichły, a po chwili w progu pojawił się umięśniony osobnik o mętnymwzroku. Kabior? zapytał tego w skórze. Co jest, kurwa?Kabior znów westchnął. Był nalot, trzeba było zwijać wszystko na dzisiaj. Ktoś wpadł? Nie, zdążyliśmy wszystko załadować. Nic nie zajebali? Nic a nic odparł Kabior i wskazał na Kordiana. Dzięki temu gościowi.Nawalony handlarz znów otaksował go wzrokiem.O ile na parkingu Oryński mógłprzełknąć odmienność swojego ubioru od reszty, tutaj czuł się po prostu nie na miejscu.Przestąpił z nogi na nogę, patrząc na wpół zamknięte oczy gospodarza. A co to za fagas? Nie wiem.Podbił do mnie i mówi, że nalot będzie.To zaraz wszystkich zebrałem,jego wziąłem na pakę i jazda. Mądrze. No potwierdził Kabior. Jest szef? Nie ma. Trudno.Poczekajcie z tym chłopkiem, aż przyjedzie polecił mężczyzna w skórzei obrócił się. Fajki są z tyłu dodał, a potem skierował się do starego escortastojącego przed bramą.Kordian przez moment chciał go zatrzymać, ale szybko zmitygował się, że nie będziez tego nic dobrego.Przemytnik stojący w progu zawołał swoich kumpli, a ciniespiesznie wyszli na zewnątrz.Przeciągając się, pobieżnie spojrzeli na Oryńskiegoi nie wykazali większego zainteresowania.Najwyrazniej w ich świecie potencjalnezagrożenie musiało mieć kilka centymetrów w bicepsie, uznał Kordian. Chodz odezwał się jeden z nich. Pomożesz rozpakowywać.Gdy Oryński z trudem podniósł pierwszy pakunek, uzmysłowił sobie, że kierowcaforda zabrał ze sobą jego telefon.Trudno.Jest wojna, są straty, tak to zawsze działa.Mimo że całe towarzystwo było pijane, udało im się sprawnie przenieść cały ładunekdo dziupli.Potem opadli ciężko na stare kanapy, których tapicerka wyglądała jakpogryziona przez dzikie zwierzęta.Kordian wybrał krzesło. Czego chcesz od szefa? zainteresował się jeden z zebranych. Mam z nim do pogadania.Rozmówca prychnął przez nos. A co to, kurwa, jakaś tajemnica?Oryński wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji.Nie byłosensu kłamać, bo zaraz pojawi się herszt tej bandy i cała konstrukcja runie jak domekz kart.Prawdy też nie mógł powiedzieć.Ostatecznie milczenie wydawało sięnajlepszym wyjściem.Przynajmniej przez chwilę.Ten, który pytał, szturchnął swojego kompana.Drugi potrząsnął głową, jakby nieomalprzysnął. Słyszałeś, Dżordi? Nie. mruknął tamten niechętnie. Jakieś tajne układy, czaisz. Jakie układy?Kordian poprawił się na krześle, zerkając na zegar ścienny.Miał wrażenie, żewskazówki nie tyle zwolniły, co się zatrzymały. Kolo twierdzi, że ma do szefa jakieś sprawy.Dżordi na szczęście nie był specjalnie zainteresowany.Pociągnął łyk piwa, a potemgłowa bezwładnie mu opadła.Drugi z mężczyzn podniósł się i strzelił karkiem.Uniwersalny sygnał, że żarty się skończyły, pomyślał Kordian. Spokojnie powiedział aplikant. To nic wielkiego.Muszę po prostu. Ta? wpadł mu w słowo dresiarz. A jak będzie gnój, to nam się oberwie, że cię tuwpuściliśmy. Skąd on się w ogóle wziął? dodał bełkotliwie inny. Kabior za niego poręczył. Jak poręczył? Normalnie.Przyprowadził go, nie? No tak.Drugi też się podniósł.Stanęli kilka kroków przed Kordianem i spojrzeli na niegoz góry.Fakt, że jezdził passatem Sakrata, zapewnił mu uwagę mężczyzny w skórze, cynkzaś go uwiarygodnił.I w tamtej sytuacji prawnik mógł czuć się względnie dobrze.Terazwszystko zależało od tego, na ile tych dwóch ufało owemu Kabiorowi. Mów, co chcesz od szefa, albo przemodeluję ci ryj zapowiedział jeden z nich.Najwyrazniej nie ufało. Powiem, jak tylko przyjdzie. Kto? Szef. Jak się, kurwa, nazywa? Co?Nietrudno było przejrzeć jego nędzny fortel, ale miał nadzieję, że kilku nawalonychgości będzie mieć lepsze rzeczy do roboty niż maglowanie go. No jak się nazywa?Kiedy Oryński głowił się nad odpowiedzią, handlarze spojrzeli po sobie. Te, Dżordi, budz się. Nnniiieee. wymamrotał Dżordi i ułożył się wygodniej na kanapie, korzystającz tego, że zwolniło się miejsce obok. Budz się! Ta ciota może być z psiarni! ryknął jeden z nich.Nie tylko Dżordi się rozbudził, ale także cała reszta.Wszyscy jak jeden mąż zerwali sięna równe nogi i żaden nie sprawiał wrażenia, jakby przed momentem miał ochotę nasen.Jeden wziął do ręki pustą butelkę po piwie.Kordian szybko przeanalizował swoje możliwości.Uznał, że może to rozegrać tylkow jeden sposób.Zmusił się do tego, by ryknąć śmiechem. Brawo powiedział, kręcąc głową. Odkryliście prawdę.Jestem psem.Nie sprawiali wrażenia rozbawionych. Spenetrowałem waszą organizację jak DiCaprio w Infiltracji i. %7łe co? zapytał jeden z nich. Co on pierdoli? dodał drugi, patrząc po towarzyszach.Oryński poczuł ciepło rozchodzące się po plecach.Zaczynało oplatać całe jego ciałoi młody prawnik wiedział, że za moment pierwsze krople potu wystąpią mu na czoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]