[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinien też powiedzieć Sebellowi o rozmowie z Torlem.Mistrz Harfiarzy musi dowiedzieć się o kurierskich obawach.Tyle jest jeszcze do zrobienia… strasznie dużo! Trzeba przeczytać skargi i brać te, którymi ojciec powinien zająć się ze szczególną uwagą.’ cóż, dobry dzień na siedzenie w ciepłym domu.Wbiegł na schodach do Warowni, biorąc po dwa stopnie naraz.Cech Drukarzy w Keroonie, 1.3.31Tagetarl zmusił się, by zamknąć zmęczone oczy i uszczypnął w siodełko długiego nosa, zastanawiając się, dlaczego ma wraże że to poprawi mu wzrok.Sen by pomógł, ale musiał przejrzeć jeszcze erratę do słownika; niektórzy starzy harfiarze mieli za mało do rób więc podważali definicje i kwestionowali nowe słownictwo technicz ne, niezbędne młodym studentom do zrozumienia języka podręczników.Możliwość wydrukowania wielu kopii tego samego tekstu na była niesamowitym ułatwieniem po dniach ręcznego kopiowania.Każdy harfiarski uczeń, który musiał odrabiać przymusowe godziny pracy w Archiwum, błogosławił wprowadzenie prasy drukarskiej, ale musi być przecież jakiś sposób, by w końcu wyłapać wszystkie błędy, jakie potrafią wkraść się w kaszty drukarskie.Za jego uczniowskie czasów błędy można było wyskrobać czubkiem noża i napisać tek na nowo, najlepiej zanim wpadło to w oko Mistrzowi Amorowi.Niełatwo było poprawiać błędy po wydrukowaniu kilkuset egzemplarzy.Wydawano bardzo wiele technicznych tekstów, które musiały być dokładne: wyjaśnienia i instrukcje jasne jak kryształ.Rosheen była w tym naprawdę świetna, a swoimi zręcznymi palcami potrafiła złożyć stronę o wiele szybciej niż on.Oboje uczyli siej jak zarządzać skomplikowanymi sprawami nowego rzemiosła, Tagetarlowi zaś bardzo zależało, aby okazać się godnym dobrego mniemania, jakie miał o nim Mistrz Robinton.Z tego względu chciał, by drukarstwo okazało się najbardziej udanym projektem zainicjowanym przez jego Mistrza i przez Assigi.Ciche skrzypnięcie drzwi do gabinetu zabrzmiało w ciszy nocnej jak wystrzał.Zerwał się na nogi.Noc? Spojrzenie w okno wychodzące na wschód powiedziało mu, że już prawie rano.— Oto ja! — rozległ się szept.— Błąd gramatyczny.Powinno się mówić: „to ja” albo „oto jestem” — poprawił Cabasa ze znużeniem.— Jak się tu dostałeś? Brama jest zamknięta.Po fali ataków w dzień Końca Obrotu fanatycy przycichli, ale nie znaczyło to, że nie planują niczego więcej.Tagetarl nigdy się nie dowiedział, jak błędnie wydrukowane strony z tekstów medycznych, które wydał w zeszłym Obrocie, dostały się w ręce tych drani.Od tej pory, dla bezpieczeństwa, Cech zaczął niszczyć wszystkie odrzuty z prasy drukarskiej.— Masz rację.Śliczna, solidna brama — stwierdził Cabas i wszedł w krąg światła rzucanego przez lampę na biurku.Nie był wysoki, a jego twarz o wysokich kościach policzkowych, pokryta brudem i znużona, nigdy nie rzucała się w oczy.Teraz udawał górala z Keroonu — nawet jego zapach o tym świadczył.Niesamowity talent do wtapiania się w otoczenie, imitowania akcentu i intonacji z dowolnego regionu w Pernie, na północy i na południu, czuły snach i bystry wzrok czyniły z niego idealnego obserwatora.Niezwykle sprawny, cyniczny umysł doskonale interpretował wszystkie wiadomości.Cabas przyciągnął nogą stołek i usiadł sobie, jakby nie miał żadnych zmartwień.Pełen wdzięku uśmiech ukazał równe, ładne zęby, a brązowe oczy bystro spoglądały na rozmówcę.— Nie skorzystałem z bramy.Myślałem, że o tej porze już śpisz, więc wszedłem…— Znowu po dachu? Któregoś dnia wpadniesz do tkackiego warsztatu.— Och, to całkiem solidny dach.Tak przy okazji, Ola Rosheen przyleciała sprawdzić, kto idzie, ale kiedy poznała, że oto ja…— Że to ja — poprawił go bezlitośnie Tagetarl.— …i Bista, poszła z powrotem do łóżka — Cabas mlasnął językiem.— Bista, przywitaj się z Mistrzem Tagetarlem.Złote stworzonko, owinięte wokół szyi harfiarza jak drugi szalik, podniosło głowę i mrugnęło do Drukarza zielonymi jak klejnoty oczami.— Po co siedzisz po nocach? Tagetarl kciukiem wskazał korektą.— Jeśli kiedyś w podróży trafisz na człowieka, który zna się na pisowni, składni i gramatyce, to mam pracę dla niego albo dla niego.A najlepiej dla nich.Cabas krótko skinął głową.— Rozejrzą się.— Dzięki.A więc co cię sprowadza w moje progi o tej porze nocy?— Już prawie dzień — poprawił go łagodnie Cabas.— Sprawdzałem to i owo, węszyłem po samotnych gospodarstwach i kupieckich składach, przesiadywałem u kurierów.W Keroonie po górach siedzą różni ludziska, sam wiesz.Niektórzy nie chcą, żeby harfiarze uczyli ich dzieci i żeby uzdrowiciele ich leczyli.Do tego są inni, właściwie wcale niegórale.Tacy, co przyjmują dużo gości i robią w czterech ścianach bardzo ciekawe rzeczy.Sięgnął do kieszeni i wydobył kartkę papieru, wielokrotnie składaną.Rozwinął ją starannie i pokazał dwa szkice: en face i z profilu— Pamiętaj, że nie byłem wśród zaproszonych gości, ale znalazłem sobie punkt obserwacyjny i zrobiłem też parę notatek.Zrobię lepszy szkic, jeśli dasz mi porządny papier i węgiel.— Popatrzył prosząco na Tagetarla: — Mistrzu, można papier? Ołówki? Najnowszą wersję atramentu opracowaną przez Assigi?— Jacy górale?— Nie, górale.Ludzie mieszkający w górach.Można papier? I ołówki? — podsunął stołek w stronę biurka.Tagetarl w jednej chwili zebrał kartki, nad którymi pracował i złożył je w zgrabny stosik poza zasięgiem Cabasa.Wyciągnął z szuflady czysty papier i cały zestaw różnych narzędzi do rysowania.— Siadajże, siadaj! Chcesz klahu, jedzenia, wina?Cabas złapał w rękę zaostrzony kawałek węgla, przesunął kartki na prawo — był leworęczny — i zaczął szkicować [ Pobierz całość w formacie PDF ]