RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi mężczyzna roześmiał się z aprobatą i podniósł nogę, aby dołączyć do zabawy.Nagle opancerzona pięść uderzyła Kempa w nerkę z siłą, która przerzuciła burmistrza nad Drizztem i wysłała, koziołkującego, w dół długiego zbocza pagórka.Jego porucznik odwrócił się, dogodnie przykucając, żeby przyjąć następny zamach płazem topora Bruenora prosto w twarz.- Dla ciebie też jedno! - warknął krasnolud, poczuwszy, że nos mężczyzny złamał się pod jego potężnym uderzeniem.Cassius z Bryn Shander, widząc ten incydent ze szczytu wzgó­rza wrzasnął z wściekłości i rzucił się w dół zbocza w kierunku Bruenora.- Mógłbyś się nauczyć trochę dyplomacji - złajał go.- Zostań tam gdzie jesteś, synu zabłoconej świnił - zabrzmia­ła groźna odpowiedź Bruenora - Zawdzięczacie ciemnemu elfo­wi swoje śmierdzące życie i domy - ryknął do wszystkich wokół, którzy mogli go słyszeć.- A traktujecie go jak robaka!- Uważaj na swoje słowa, krasnoludzie! - odparł Cassius, próbując sięgnąć do rękojeści swego miecza.Wojownicy Bruenora utworzyli szyk wokół swego przywódcy, zaś ludzie Cassiusa sku­pili się wokół niego.Nagle wyraźnie rozległ się trzeci głos.- Uważaj, Cassiusie - ostrzegł Agorwal z Termalaine.- Zro­biłbym to samo Kempowi, gdybym posiadał odwagę Bruenora! - Wskazał na północ.- Niebo jest czyste - krzyknął.- Jeśli nie byłoby takie dzięki drowowi, wypełnione byłoby dymem płonące­go Termalaine! - Burmistrz Termalaine i jego towarzysze dołą­czyli do szyku Bruenora.Dwóch mężczyzn podniosło delikatnie Drizzta z ziemi.- Nie obawiaj się o swego przyjaciela, krasnoludzie - powie­dział Agorwal.- Będziemy go pielęgnować w moim mieście.Od teraz ani ja, ani moi ludzie nie będziemy go oceniać według kolo­ru skóry, ani według reputacji jego ludu!Cassius obraził się.- Zabierz swoich żołnierzy z terenów Bryn Shander! - wrza­snął do Agorwala, lecz było to zupełnie niepotrzebne, gdyż ludzie z Termalaine odeszli już wcześniej.Zadowoleni z tego, że drow jest w bezpiecznych rękach Bru­enor i jego klan ruszyli, aby przeszukać resztę pola bitwy.- Nie zapomnę tego! - zawołał z dołu Kemp.Bruenor splunął w stronę burmistrza Targos i kontynuował swoją pracę, wcale tym okrzykiem nie zrażony.Tak więc sojusz ludzi z Dekapolis przetrwał tylko przez wspól­ne zagrożenie.EpilogNa wzgórzu rybacy z Dekapolis chodzili wśród poległych wro­gów, grabiąc barbarzyńców z niewielkich bogactw, jakie ci posiada­li i przebijając mieczami tych, którzy mieli to nieszczęście, że jesz­cze nie umarli.Jednak wśród tej krwawej scenerii można było znaleźć odprysk łaski.Człowiek z Good Mead odwrócił bezwładną postać nieprzy­tomnego, młodego barbarzyńcy na plecy, gotując się do zakoń­czenia jego życia sztyletem.Podszedł do nich Bruenor i poznaw­szy w młodzieńcu chorążego, który wygiął jego hełm, powstrzy­mał cios rybaka.- Nie zabijaj go.To tylko chłopiec, naprawdę nie wiedział, co robi on sam i jego lud.- Bal - parsknął rybak.- Pytam cię, jaką litość okazałyby te psy twoim dzieciom? On i tak już jedną, nogą jest w grobie.- Jednak nadal proszę, abyś zostawił go przy życiu! - mruk­nął Bruenor, stukając toporem o ramię.- W istocie żądam tego!Rybak nachmurzył się - podobnie jak krasnolud -jednak był świadkiem sprawności Bruenora w walce i pomyślał, że lepiej będzie nie posuwać się zbyt daleko.Z westchnieniem obrzydzenia odszedł w dół wzgórza, aby znaleźć mniej chronioną ofiarę.Leżący na trawie chłopiec poruszył się i jęknął.- A więc pozostawiliśmy w nim trochę życia - powiedział Bruenor.Uklęknął obok głowy chłopca i podniósł ją za włosy, aby napotkać na jego wzrok.- Posłuchaj mnie.Uratowałem ci życie - dlaczego, tego sam nie jestem pewien - lecz nie myśl, że darowali by ci je ludzie z Dekapolis.Chciałbym, abyś zoba­czył nieszczęście, jakie sprowadził na nas twój lud.Może masz zabijanie we krwi, a jeśli tak, to pozwól, żeby osoba jakiegoś rybaka skończyła z tobą! Czuję bowiem, że w tobie jest coś wię­cej i powinieneś mieć czas na to, żeby mi to pokazać.Będziesz służył mnie i mojemu ludowi w kopalniach przez pięć lat, do chwili, gdy wykażesz, że jesteś wart życia i wolności.Bruenor zobaczył, że młodzieniec odpłynął znów w nieświa­domość.- Mniejsza z tym - mruknął.- Usłyszysz o mnie zanim to wszystko się skończy, bądź tego pewien! - Chciał odrzucić głowę na trawę, lecz zamiast tego delikatnie ją ułożył.Dla tych, którzy przyglądali się postępowaniu szorstkiego kra­snoluda, okazywanie współczucia barbarzyńskiemu młodzieńco­wi było czymś niezwykłym, lecz nikt nie mógł się domyślić pobu­dek tego, czego byli świadkami.Sam Bruenor, oceniając charakter barbarzyńcy podług jego towarzyszy, nie mógł przewidzieć, że ten chłopiec - Wulfgar - wyrośnie na mężczyznę, który zdoła odmienić ten region tundry.* * * * *Daleko na południu, na szerokim przejściu między wznoszącymi się w górę szczytami Grzbietu Świata, Akar Kessell omdlewał w słodkim życiu, jakie zgotował dla niego Crenshinibon.Jego niewolnicy- gobliny - specjalnie dla niego pochwycili kobiety z karawany kup­ców, aby go zabawiały, lecz teraz coś innego przykuło jego wzrok: dym wznoszący się w puste niebo z kierunku Dekapolis.- Barbarzyńcy - domyślił się Kessell.Słyszał pogłoski o tym, że klany zgromadziły się w czasie, gdy on i magowie z Luskanu odwiedzili Easthaven.Lecz nie obchodziło go to - dlaczegóż miałoby go to obchodzić? Miał wszystko czego potrzebował, tu, w Cryshal-Tirith i nie chciał się stąd ruszać dokądkolwiek.Żadnych żądań z własnej woli.Crenshinibon był reliktem, który naprawdę żył w swej magii, a częścią jego życia była chęć podboju i rozkazywania.Kryształo­wy relikt nie zadowalał się istnieniem w pustym grzbiecie gór­skim, gdzie jedynymi sługami były skromne gobliny, chciał czegoś więcej, pożądał mocy.Podświadome przypomnienie Dekapolis u Kessella, wywołane przez zauważone słupy dymu, pobudziło głód reliktu, który teraz użył tej samej sugestii względem Kessella.Najgłębsze pokłady chciwości maga pochwyciły nagłe wyobrażenie.Zobaczył samego siebie, siedzącego na tronie w Bryn Shander - niezmiernie boga­tego i poważanego przez wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl