[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-To, że zabrał mnie ze szkoły? - Wzniósł ręce do góry.-Do diabła z nim.Zabij go - wyrzucił z siebie.- Nie - odparłem -przebacz mu albo zabij go sam.Dalej, zabij własnego ojca!Stary człowiek błagał, byśmy powiedzieli mu, o czym mówimy.Ciągle wołał: „synu, synu”, a Lestat tańczył jak szalony wokół łóżka, jak gdyby nogami chciał przebić podłogę.Podszedłem do koronkowych zasłon.Widziałem i słyszałem niewolników otaczających nasz dom, ich czarne kontury wplecione w noc, zbliżające się.- Byłeś Józefem pośród swych braci - rzekł stary -najlepszym z nich, ale skąd miałem to wiedzieć? Zrozumiałem to dopiero, kiedy odszedłeś, kiedy wszystkie te lata minęły, nie dając mi żadnego ukojenia, żadnego pocieszenia.A wtedy ty wróciłeś i zabrałeś mnie z farmy, ale to już nie byłeś ty.To nie był ten sam chłopak.Obróciłem się w kierunku Lestata i dosłownie zaciągnąłem go do łóżka.Nigdy dotąd nie widziałem go tak osłabionego, a zarazem tak wściekłego.Odepchnął mnie od siebie, a potem przykląkł przy łóżku, patrząc na mnie spode łba.Byłem jednak zdecydowany, wyszeptałem:- Przebacz mu!- W porządku ojcze, zaśnij w spokoju.Nie mam do ciebie żadnej urazy - powiedział Lestat głosem cienkim i napiętym od skrywanej złości.Stary obrócił się na poduszce i zamruczał coś cicho, z ulgą, ale Lestata już tam nie było.Zatrzymał się na krótko przy drzwiach, rękoma zatykał sobie uszy.- Nadchodzą - szepnął, a potem obrócił się tak, by mógł mnie widzieć i dodał: -Bierz go.Na Boga, bierz!Stary nawet nie uświadamiał sobie tego, co wydarzyło się potem.Nigdy już nie obudził się ze swego odurzenia.Pozwoliłem mu szybko wykrwawić się, zadając długie i głębokie cięcie, tak że wkrótce umarł.Nie chciałem, by umierał, zaspokajając moją diabelską namiętność.Ta myśl była mi wstrętna.Wszystko to jednak nie miało już znaczenia.Postanowiłem spalić dom.Nie czekało nas tu już nic dobrego.Tymczasem Lestat uganiał się za niewolnikami.Sam był w stanie zostawić za sobą takie spustoszenie, że w rezultacie nie pozostałby nikt, kto mógłby opowiedzieć o tej nocy w Pointę du Lac.Teraz i ja przyłączyłem się do niego.Do tej pory zawsze jego dzikość była dla mnie nie do pojęcia, tej nocy ja również obnażyłem kły gotowy do zabijania.Mój równy krok pozwalał z łatwością doścignąć ich niezdarny i żałosny bieg, gdy zapadła zasłona śmierci, czy raczej szaleństwa i wściekłości.Nie im było mierzyć się z siłą i sprawnością wampira.Niewolnicy rozpierzchli się we wszystkich kierunkach.Wbiegłem z powrotem schodami na górę, aby podłożyć ogień.Lestat wielkimi susami dogonił mnie.- Co robisz? - wykrzyknął.- Oszalałeś!Nie było już jednak sposobu, by powstrzymać ogień.- Uciekli, a ty to wszystko niszczysz.Nie przestawał się obracać i spoglądać po raz ostatni na delikatny przepych saloniku.- Wyciągnij swoją trumnę.Masz trzy godziny do brzasku - powiedziałem.Dom był już stosem pogrzebowym.- Czy ogień był niebezpieczny dla pana? - zapytał chłopak.- Z całą pewnością - odpowiedział wampir.- Czy wrócił pan tej nocy do kaplicy? Czy było to bezpieczne?- Nie, bez wątpienia nie.Około pięćdziesięciu niewolników rozpierzchło się po okolicy.Wielu z nich nie bardzo się uśmiechało życie uciekiniera i z całą pewnością uciekli na plantację Freniere’ów albo na południe, w dół rzeki, do Bel Jardin.Oczywiście, nie miałem zamiaru nocować w kaplicy.Ale wtedy w ogóle mało było czasu na to, by udać się gdziekolwiek.- A ta kobieta, Babette? - zapytał chłopak.Wampir uśmiechnął się.- Tak, poszedłem do Babette.Mieszkała wtedy na plantacji ze swoim młodym mężem.Miałem dostatecznie dużo czasu, aby załadować swoją trumnę na wóz i pojechać do niej.- A co z Lestatem? Wampir westchnął.- Lestat pojechał ze mną.On sam miał zamiar udać się do Nowego Orleanu i próbował mnie nawet do tego przekonać, ale kiedy zobaczył, że jestem zdecydowany udać się na plantację Freniere’ów, również uznał to rozwiązanie za najszczęśliwsze.Prawdopodobnie w ogóle nie udałoby się nam dotrzeć do Nowego Orleanu.Robiło się już jasno.Nie dla ludzkich oczu, ale dla nas było to wyraźne.Jeśli chodzi o Babette, to odwiedziłem ją jeszcze kiedyś.Jak ci mówiłem, Babette stała się zgorszeniem całego wybrzeża, po tym jak została sama na plantacji, w domu bez mężczyzn, a nawet bez starszej kobiety.Jej największym problemem było to, że mogła osiągnąć sukces finansowy jedynie kosztem izolacji i społecznego ostracyzmu.Jej wrażliwa natura powodowała, że nie uważała bogactwa za rzecz najistotniejszą.Natomiast rodzina, potomstwo - to było coś, co posiadało dla niej wartość [ Pobierz całość w formacie PDF ]