RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Recepcjonistkaod razu zaczęła się usprawiedliwiać, że jeszcze nie udało się im odszukać jejpoprzednika.Po prostu zniknął.Nagle powiedziała mu rzecz niesłychaną:- Wysłaliśmy kierowcę naszym hotelowym samochodem na lotnisko Roissy.Jeśli nie utknie w korku, to powinien dotrzeć na lotnisko przed.no, wie pan.przedtym TWA.Pana przyjaciółka nie odebrała swojego paszportu z recepcji, więckierowca ma nawet jej fotografię i postara się ją odszukać.To wszystko, co mogę dlaniej zrobić.Był jej tak ogromnie wdzięczny.ONA: Z zaciekawieniem obserwowała przez okno taksówki krzątaninę naulicach Paryża.Lotnisko Roissy-Charles de Gaulle jest oddalone około 23 km napółnocny wschód od centrum Paryża i kierowca, zanim dotarł do autostrady292 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w sieciprowadzącej na lotnisko, musiał przejechać przez zatłoczone porannym ruchemcentrum.Miała dużo czasu, więc nie denerwowały jej częste przestoje na światłach orazstanie w korkach.Arabski kierowca przyglądał się jej od czasu do czasu w lusterku i uśmiechałsię.Na początku próbował nawiązać rozmowę, ale gdy zorientował się, że onaodpowiada mu po angielsku, przestał i tylko się uśmiechał.Poza tym często wykrzykiwał coś po francusku, gwałtownie hamował lubprzyśpieszał, a czasami otwierał okno i wymachiwał rękami, wykrzykując cośwzburzonym głosem do innych kierowców.Bawiło to ją.Była w doskonałym nastroju i wszystko ją dzisiaj bawiło i cieszyło.W taksówce rozbrzmiewała poranna muzyka, głównie francuska, przerywanawiadomościami i komunikatami.W pewnym momencie, podczas kolejnychwiadomości, kierowca podgłośnił radio i słuchał w skupieniu.Potem zaczął cośmówić do niej po francusku, ale nie widząc żadnej reakcji, zamilkł.Wkrótce wjechali na autostradę.Teraz mijali ogromne, podobne jeden dodrugiego jak krople wody, bloki przedmieść Paryża.Przestało być tak ładnie; uznała,że w zasadzie w Warszawie jest zupełnie podobnie.Po dwudziestu minutach byli w Roissy i podjeżdżali do terminalu, na którymlądowały samoloty TWA.Zapłaciła taksówkarzowi, który błyskawicznie wysiadł ztaksówki, gdy się zatrzymali, i podbiegł otworzyć jej drzwi.Pomyślała, że wWarszawie jednak tak nie jest.Jak dotąd żaden taksówkarz nigdy jeszcze niewyszedł, aby otworzyć jej drzwi.Po wejściu do holu terminalu rozejrzała się i pierwsze, co zauważyła, tonieprawdopodobna cisza.Wokół było w zasadzie mnóstwo ludzi, ale miała wrażenie,że jest niezwykle cicho.Wyciągnęła wydruk jednego z maili, w którym informował ją oszczegółach swojego lotu.Postanowiła, że zanim pójdzie do bramy dokowaniaTWA800, poinformuje się, czy nie nastąpiła jakaś zmiana.Zaczęła szukać stanowisk obsługi TWA.Dostrzegła duży, czerwony napis z nazwą tej linii.Gdy podeszła, zauważyłanagle tłumy ludzi, ekipy telewizyjne z kamerami i dziennikarzy z mikrofonami.Namarmurowej posadzce stały obok siebie trzy komplety noszy, używanych zwykleprzez karetki pogotowia; leżały na nich trzy zapłakane kobiety.Nad noszami293 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w siecinachylali się sanitariusze w żółtych odblaskowych kamizelkach.Przy jednych zezdumieniem ujrzała księdza trzymającego za rękę milczącą starszą kobietę.Poczuła się nieswojo.Przecisnęła się do znajdującego się najbardziej na uboczu stanowiska obsługipasażerów.Stał tam starszy siwy mężczyzna w granatowym mundurze z odznakąTWA.Zapytała o lot TWA800.Nagle stało się coś dziwnego.Mężczyzna wyszedł zza ciężkiej ladyoddzielającej obsługę od pasażerów, podszedł do niej bardzo blisko i zapytał, czyprzyszła odebrać kogoś przybywającego tym lotem.Gdy potwierdziła, skinął głowądo kogoś stojącego przy następnym stanowisku, złapał ją za obie dłonie, popatrzył jejw oczy i powiedział spokojnym, wyraznym głosem po angielsku:- TWA800 nie przyleci.Samolot wpadł do morza jedenaście minutpo starcie i wszyscy pasażerowie oraz załoga zginęli.Jest nam ogromnieprzykro.Stała spokojnie i dziwiła się, dlaczego ten obcy mężczyzna trzyma ją za ręce.Wysłuchała tego zdania.i odwróciła się, sądząc, że on mówi do kogośinnego.Nie było nikogo.Nagle dotarło do niej to  Jest nam ogromnie przykro." iwtedy zrozumiała wszystko: nosze, telewizję, ciszę.Znów usłyszała głos tego mężczyzny:- Kim był dla pani ten pasażer, którego chciała pani powitać?- Był??? Jak to był.To jest Jakub.On jest, a nie był.Azy popłynęły w niekontrolowany sposób.Próbowała coś powiedzieć, ale niemogła.Nagle podbiegła jakaś kobieta w takim samym mundurze jak ten mężczyzna,z którym rozmawiała przed chwilą, i nie pytając o przyzwolenie, razem odprowadziliją do fotela stojącego za ladą.Straciła głos.Słyszała wszystko, co się wokół niej dzieje, ale nie mogła nicpowiedzieć.Jakub nie żyje.Leciał do niej, a teraz już go nie ma.Przecież on zawsze był, zawsze, gdy potrzebowała.Nigdy nie chciał nic wzamian.Po prostu był.Przypomniała sobie ich pierwszą rozmowę w Internecie, jego nieśmiałość i294 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w sieciwszystkie te rzeczy, które jej opowiadał.Zmienił jej świat, zaczął zmieniać ją.Ateraz go nie ma.Płakała, nie wydając głosu.Ogarnął ją nieskończony smutek i żal.Zauważyli, że straciła głos, i przywołali sanitariusza.Przyszedł, wziął jej lewą rękę i wstrzyknął coś do żyły.Podniosła wzrok,patrząc na tego sanitariusza jak na przybysza z obcej planety.Nagle obok sanitariusza pojawił się recepcjonista z hotelu.Odepchnąłsanitariusza, wyciągnął z kieszeni jakiś pomięty papier i pokazując palcem, zacząłcoś wykrzykiwać po polsku do niej.Ta substancja, którą wstrzyknął jej sanitariusz,zaczęła działać, wzmocniona tym szokiem, w którym była.Musiała się najmocniej skupić, aby zrozumieć, co mówił ten Polak.Ten krzyczał po raz kolejny:- Jakub spóznił się na ten lot i przyleci za pół godziny Deltą.Rozumiesz? Onżyje! Jego nie było w tym samolocie.On leci ciągle do ciebie! Powiedz, żerozumiesz!!!Nagle zrozumiała.Podniosła rękę, wyrwała mu ten papier i zaczęła czytać.Czytała kilkakrotnie.W pewnym momencie odtrąciła wszystkich, podniosła sięz fotela i po prostu odeszła bez słowa.Recepcjonista, nie mówiąc ani słowa, szedł obok niej, kierując ku wyjściu zhali przylotów Delty.Posadził ją na ławce naprzeciwko wyjścia, powiedział, że samolot jużwylądował, i nagle ukląkł przed nią i przeprosił, że tak pózno dotarł na lotnisko.Potem gwałtownie wstał i odszedł.Siedziała zupełnie sama na tej ławce naprzeciwko wyjścia i wpatrywała się wnie.Wyobrażała sobie, jak teraz wygląda: z rozmazanym makijażem, z siniakiemtworzącym się wokół miejsca, gdzie dostała ten zastrzyk.Jak jakiś ćpun - pomyślała z uśmiechem.Znowu może się śmiać.Nagle zaczęła płakać, złożyła ręce jak do modlitwy i choć nigdy nie wierzyła wBoga, wyszeptała:- Boże! Dziękuję ci za to.ON: Nie mógł znieść tego, co się działo po wylądowaniu.Czekali na otwarcie295 Janusz L [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl