[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale o tym dużo by mówić, a jam nie po to przyszła.I oglądnąwszy się ostrożnie dokoła, tak mówi dalej: Jam jest żona Jowana, a raczej byłam jego żoną, a teraz jako ostatnia podła sługa w do-mu jego jestem, bo już pewno wiesz, choć z obcej ziemi jesteś, że Turczyni tyle żon braćsobie mogą, ile chcą, a Jowan dwie sobie jeszcze trzyma.Jowan jest moslim, to jest: wiaręMahometa wyznaje, ale on żadnej wiary w sercu nie ma.Zły to człek, poturmak niegodny,nie wierzaj mu; po tom ja przyszła, aby ci to powiedzieć, bo mi żal ciebie, chłopczyno. Czy Jowan zdradę mi gotuje? pytam. Tak jest, biedny synaczku, gotuje ci zdradę, tobie i ojcu twemu.Ja wiem wszystko; nie ztobą pierwszym on tak robi i nie ty będziesz ostatni, jeśli go Bóg w czas nie pokarze.On mawspólnictwo z tym agą na galerze; on ci ojca pewno na miejsce przyprowadzi, a potem dolasu z wami pójdzie, niby bezpieczną drogę wam wskazać.A kiedy już w lesie będziecie, towam powie: Teraz idzcie dalej w tę a w tę stronę, bezpiecznie na pole wyjdziecie.Bogu waszostawiam.Sam się wróci, a ty ledwie z ojcem kilkaset kroków ubieżysz, aż tu z zasadzkiwypadną Turczyni i pojmą was i znowu ojca na galerę wezmą, ale już i ciebie nie puszczą,jeno do śmierci w ciężkiej niewoli trzymać będą.Ledwie tych słów domówiła, kiedy jakiś szelest ją przestraszył; z lękiem spojrzała ku oknui cofnęła się do drzwi nasłuchując. Nie zdradz mnie; milcz o tym, com ci rzekła! Jowan zabiłby mnie, gdyby się dowie-dział. rzekła z cicha i znikła za drzwiami.Co pocznę teraz? spytałem sam siebie. Klamka zapadła; cofnąć się już nie mogę.Ojcaprowadzą i tak na oznaczone miejsce, skoro już Jowan i aga tak się umówili; jeśli ja się niestawię i pieniędzy tym łotrom nie dam, co ojca czeka? i czy go z zemsty do wioseł nie wezmąjak onych ogolonych potępieńców, co piekło za życia przebywają?86Co nas czeka, kiedy pójdę, Bóg wiedzieć raczy, ale że pójść muszę, to mi pewna rzeczbyła.Nie mam już co rozmyślać, nic ja nie wymyślę.Wydobyłem z węzełka pistolet i ów sztylet, który wziąłem z sobą, uciekając od Foka;opatrzyłem pilnie pistolet, czy nabity, czy podsypany, czy krzoska ostra i dobrze nakręcona.Pistolet był bardzo duży; dziękowałem sobie, żem miał odzież bułgarską, bo w fałdzistych iszerokich szarawarach dobrze go ukryć mogłem.Ledwiem się tak uzbroił, kiedy Jowan wszedł do izby i kazał mi iść za sobą.Noc była ja-sna, ale niezadługo księżyc miał zejść z nieba.Wyszliśmy z miasta ku stałemu lądowi owątamą, o której już mówiłem, a kiedyśmy ją minęli, Jowan skręcił na prawo ku brzegom morzai prowadził mnie tak samym brzegiem dobre pół godziny, aż nareszcie stanął i z cicha świ-snął.Usłyszeliśmy, jak ktoś takim samym świstem odpowiedział, i w tym kierunku podbie-gliśmy może na jedno Zdrowaś Maria.Usłyszeliśmy plusk wiosła i do brzegu przybiła małałódz rybacka, a z niej wysiadł mój ojciec i jeszcze jakiś człowiek.Chwyciłem ojca za ramię, jakbym się bał, że to mara nie ciało, i że się w ciemnościachrozpłynie, a ów człowiek z turecka ubrany odkrył latarkę, którą miał z sobą przysłoniętą, irobi znak, abym płacił.Miałem już przygotowane cekiny i kładłem mu jeden po drugim nadłoń, a on każdy z nich przy świetle latarki bardzo pilnie oglądał, czy nie obrzezany.KiedyTurkowi wyliczyłem wszystkie pieniądze, przyszła kolej na Jowana, który chciwie porwałswoich pięć dukatów.Turczyn coś jeszcze szepnął Jowanowi, który na to odpowiedział: peki,peki to znaczy: dobrze, dobrze potem wrócił do łodzi i odpływając zawołał: Joł hair olsun! Co on mówi? pytam Jowana. Dobrej drogi nam życzy odpowie Jowan ale teraz bieżmy! Za mną idzcie ciągle, zamną.I ruszył w pole, a z pola do lasu, który był niedaleko morza.My biegli za nim, a ja cochwila chwytałem ojca za ramię i czułem, że biedny trzęsie się na całym ciele.Wyjąłem zzanadrza sztylet i podałem go ojcu, ale mówić mu się bałem, co mam na myśli, aby Jowanprzypadkiem nie usłyszał i nie zrozumiał.Mój ojciec milcząc wziął sztylet i jeno dłoń miprzy tym uścisnął, jakby mi znak dać chciał, że rozumie i że gotów będzie na wszystko.87XVKATAKALLO! KATAKALLO!Wiedziałem jedno tylko i pewna to dla mnie rzecz była, że jeśli damy się wieść Jowanowi,kędy on zechce, wpadniemy w zdradziecką zasadzką, bo już nie było żadnego wątpienia, żeten niecnota tak się z Turkami z galery umówił, jako mi poczciwa żona jego powiadała.Tedycała sztuka w tym była, aby za jego przewodem nie iść, a właśnie w przeciwną stronę się ob-rócić, i kiedy on zechce na prawo, to brać się na lewo, kiedy zaś on na lewo każe, to my naprawo się wezmiemy.Umyśliwszy tak, puściłem Jowana naprzód, aby przewodził, a sam wydobyłem pistolet i wpogotowiu go trzymałem.Dałem mu tak iść kilka Zdrowaś Maria w głąb lasu, a kiedy trafili-śmy na parów duży, który nam drogą przecinał, Jowan bierze się na lewo. Tędy teraz rzecze, obracając się ku nam na lewo pójdziemy. Jowan rzekę ja teraz i dotykam się jego ramienia na prawo nam droga. Na lewo, na lewo odpowiada Jowan, a widać, że go moje słowa zdziwiły czy ty mnietu będziesz drogi uczył? A ja przecież na prawo chcę i na prawo pójdę. Na skręcenie karku pójdziesz! Czyś ty zwariował? Hanusz rzecze ojciec do mnie ten dobry człowiek lepiej drogę zna; idzmy, kędy onkaże; jakże ty możesz lepiej od niego wiedzieć?Zcisnąłem ojca za ramię na znak, aby nic nie mówił i nie przeszkadzał, a sam podchodzącdo Jowana, który był przystanął, pistolet mu do piersi kieruję i rzekę: Jeżeli już karki kręcić mamy, to wolę na prawo, a nie wiem jeszcze, czy skręcą lub nieskręcę, ale to wiem, że jak tylko piśniesz, zdrajco, łeb tobie kulą roztrzaskam!Jowan stał chwilę cały nieruchomy, jakby go kto w głaz przemienił, aż nareście mówi: To taka wdzięczność twoja! To na życie mi godzisz za to, żem ci ojca uratował, zdrowia,a nawet gardła mojego narażając! Idzcież wy sobie kędy chcecie, do samego czarta sobieidzcie, a ja z wami już żadnej nie mam sprawy!I tak rzekłszy chciał odskoczyć od nas i w las biec, ale jam tego oczekiwał i zaraz z pisto-letem ku niemu, wołając, że strzelę, jeśli się tylko ruszy, a mój ojciec w tej chwili ułapił go zakark i sztylet mu pokazał. Jowan, pójdziecie z nami rzekę teraz a przez drogę udawajcie niemego, bo jak za-wołacie na kogo, to już to będzie wasz krzyk ostatni w życiu, pewno śmiertelny!Jowan nic nie odpowiedział i jako mu kazałem biec przed nami na prawo, biegł żwawo, odczasu do czasu oglądając się tylko, czy ma pistolet mój przy karku.Ubiegliśmy tak dobrąchwilę, a tymczasem księżyc zaszedł i zrobiło się bardzo ciemno.Musieliśmy iść powoli, bolas był gęsty, ale zawsze wzdłuż tego parowu, który dąbrowę przerzynał [ Pobierz całość w formacie PDF ]