RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym krótkim czasie, który brat spędzi u niej, nie będzie możliwościwyjaśnienia podstawowych kwestii.Jedyne, co mogła w ten sposób osiągnąć, todołożyć bratu zmartwień do tych, które już i tak ma.Inna sprawa, to czy Taran zechce milczeć na temat przygody, jaką przeżyła.Ta mała gaduła na pewno wyskoczy z czymś niestosownym.Nie po raz pierwszyzresztą.Theresa westchnęła ciężko.Kardynał von Graben stał na schodach domu, w którym przypadkiem gościł.Trzymał się mocno brunatnej, pięknie rzezbionej poręczy.Brat Lorenzo był przynim, towarzyszył im bratanek kardynała, biskup Engelbert.Obaj, kardynał i brata-nek, byli w drodze na spotkanie dostojników kościelnych w Heiligenblut.Lorenzowybierał się gdzie indziej.Oczy starego Wielkiego Mistrza Zakonu Zwiętego Słońca miotały błyskawi-ce, kiedy wbijał je w swoich podwładnych.Stali teraz przed nim na zamkowymdziedzińcu, brat Johannes i jego dzielni wojownicy. Co to wszystko ma znaczyć  syczał kardynał. Nie stójcie tu jak gro-mada bełkoczących idiotów! Wyjaśnijcie mi natychmiast! Jak to się stało, że nieprzyprowadziliście tutaj dzieci?Brat Johannes patrzył na niego pustym wzrokiem. Jakich dzieci?Wielki Mistrz pochylił się ku niemu. Ty i twoi ludzie pojechaliście, by szukać dzieci czarnoksiężnika.Ty sam127 przyjechałeś mi powiedzieć, że dzieci wyruszyły na wschód razem ze swoim wiel-kim psem.Poleciłeś braciom Ottonowi i Alexandrowi jechać przodem, podczasgdy ty przybyłeś z informacją do mnie.Gdzie są nasi bracia? I gdzie są dzieci? Ja nie wiem  odparł brat Johannes spokojnie. W porządku.W takim razie ja ci powiem, gdzie są nasi zakonni bracia.Jeden z ich ludzi dotarł do mnie.Ten człowiek spotkał zresztą po drodze równieżciebie i także tobie opowiedział. Co on opowiedział?Kardynał o mało nie uniósł się w powietrze z wściekłości. To, co ja tobie zaraz opowiem, ty głupcze! To mianowicie, że obaj braciazakonni i większość ich ludzi nie żyje.Utonęli w wielkich bagnach, po którychten smarkacz chodził tam i z powrotem jakby nigdy nic.Ten człowiek bredził teżcoś o tym, że chłopiec go uratował przy pomocy błędnych ogników! Które potemprzemieniły się w żywe istoty! N-nie!  wtrącił brat Johannes z niedowierzaniem. Nie miałem żadnych powodów, żeby mu nie wierzyć, ponieważ jego ubra-nie cuchnęło śmiercią i upokorzeniem.Cały był oblepiony bagiennym szlamem.On mi powiedział że odkrył dzieci, a ty ze swoimi wspaniałymi ludzmi pojecha-liście do miejsca, które wskazał, żeby je pojmać. Pojmać? Kogo pojmać? Wspaniałych ludzi? Dzieci, ty ośle! %7ładen z was niczego nie pamięta?Tamci patrzyli na niego nie rozumiejąc o czym mowa.Kardynał pochylił głowę niby rozwścieczony byk. Ten człowiek powiedział coś jeszcze.Syn czarnoksiężnika miał niebieskąkulę, którą najprawdopodobniej zdobył gdzieś na tych mokradłach.I to właśnie takula pomogła człowiekowi wydostać się z błota.Co ty masz do powiedzenia naten temat? Wasza wielebność, ja zapewniam! My z niczym takim się nie spotkaliśmy!Nie widzieliśmy żadnych dzieci.Spieszyliśmy po prostu tutaj, tak jak nam pole-cono.Wielki Mistrz pociemniał na twarzy jak gradowa chmura. Nikt wam nie polecił, żebyście tu przyjechali!  Kardynał odwrócił siędo towarzyszących mu braci. On się zachowuje jak kompletny idiota.Zawszemyślałem, że mogę polegać na bracie Johannesie, ale teraz. Mnie to wygląda tak, jakby za tym stała wola kogoś innego  rzekł bratLorenzo. Albo upór.Sprawiają wrażenie, jakby zapomnieli, co się z nimi dzia-ło. Tak, i ja tak myślę.Ale o co chodzi z tą niebieską kulą? Nic nie rozumiem.Miała jakoby być niewiarygodnie piękna, tak mówił ten śmierdzący błotem ciura,ale ja nigdy nie słyszałem o żadnej niebieskiej kuli.Kula miała być ze złota.Jego bratanek, biskup Engelbert, zasłonił dłonią usta.128  Cii!Przenikliwe oczy kardynała skierowały się ku niemu. Kompletnie zapomniałem! O czym? O ojcu Theresy! Kiedy opowiadał nam baśń o morzu, które nie istnieje, wy-mieniał też inne kamienie czy kule, już nie pamiętam.Prócz promienistego słońcaistniała również jedna kula niebieska i jedna czerwona, a obie miały wyjątkowewłaściwości.Brat Lorenzo myślał, że Wielkiego Mistrza trafi szlag. I mówisz mi o tym dopiero teraz?  ryknął wuj na nieszczęsnego biskupa. Jakie to właściwości? Tego.on nie wiedział  wyjąkał Engelbert jak chłopiec przyłapany nakradzieży jabłek. Ratunku  wysyczał kardynał. Tego już naprawdę za wiele! Dlaczego,dlaczego zawsze stają nam na drodze ci nędzni śmiertelnicy?Kardynał wszystkich ludzi niższych od siebie rangą nazywał śmiertelnikami.Weszli do domu.Tam kardynał usiadł w fotelu i odchylił głowę. Jeśli masz dla mnie więcej złych wiadomości, Engelbercie, to przedstawmi je natychmiast!Biskup Engelbert, który nigdy nie pojmował ironii, wziął słowa wuja na po-ważnie. Tak, jest jeszcze coś, co opowiadał jeden żołnierz z naszej świty.Wielki Mistrz zmrużył swoje zmęczone oczy. Co on powiedział? Mów zaraz! On twierdzi, że my ich spotkaliśmy po drodze tutaj.Brat Lorenzo zacisnął wargi.Nie cierpiał tego pozbawionego charakteru En-gelberta, a już patrzenie na biskupa, jak wije się przed kardynałem, to była praw-dziwa udręka. Odpowiadaj porządnie!  ryknął Lorenzo, nie będąc już w stanie nad sobąpanować.Jego włoski temperament był silniejszy niż konwenanse.Spośród trzech rycerzy zakonnych zgromadzonych w tym pokoju Lorenzo byłz pewnością najgrozniejszy.Posiadał chłodną inteligencję, jaką nie dysponowałnawet kardynał. Ja.Ja. wyjąkał biskup.Przełknął ślinę i zaczął od początku.Jeden z naszej eskorty twierdzi, że my po drodze spotkaliśmy ekwipaż z habsbur-skim herbem.Towarzyszyli mu wyłącznie chłopi, ale podobno wewnątrz mignąłmu czarnowłosy uśpiony chłopiec.Był też z nim ten wielki pies.Jechali na za-chód. Prawdopodobnie  wtrącił Lorenzo z przekąsem. Skoro ich spotkali-śmy, to musieli jechać na zachód.129 Wielki Mistrz długo siedział bez słowa.Wpatrywał się w swego bratankaz obrzydzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl