[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ogół są zdezorganizowani, nikt nie zna nikogo, nikt nie pozostaje na miejscu dość długo, żeby zaufać i zdobyć zaufanie - dokładnie tak, jak Alvin wyobrażał sobie atomy, zanim Bóg pouczył je, kim są, i zanim przydzielił im zadania.Ale oto zobaczył dwóch ludzi - dwóch mężczyzn, których nikt by nawet nie podejrzewał, że się bliżej znają.Najwyżej tak, jak wszyscy znają wszystkich w Hatrack River.Po Doggly, kiedyś farmer, teraz zmuszony powozić bryczką doktora Physickera, i Horacy Guester, pierwszy osadnik w miasteczku, właściciel dobrze prosperującego zajazdu.Kto by pomyślał, że tak doskonale potrafią się dopasować? To dlatego, że każdy z nich wiedział, kim jest ten drugi, wiedział czysto i jasno, tak jak atom pewnie zna imię, które otrzymał od Boga.Każdy zajmował swoje miejsce i wykonywał swoją pracę.Wszystkie te myśli tylko przemknęły Alvinowi przez głowę.Jednak po latach miał pamiętać, że właśnie wtedy zrozumiał po raz pierwszy: ci dwaj ludzie razem tworzyli coś równie rzeczywistego i solidnego jak ziemia pod stopami, jak drzewo, o które się opierał.Większość nie umiała tego dostrzec - po prostu dwaj mężczyźni siedzący razem w łódce.Ale może i atomy uznałyby, że inne atomy, tworzące kawałek żelaza, po prostu przypadkiem znalazły się blisko siebie.Może trzeba spojrzeć z oddali, jak Bóg, a w każdym razie ktoś stojący wysoko.Tylko wtedy można się przekonać, co powstaje, kiedy dwa atomy pasują do siebie w pewien szczególny sposób.A z faktu, że inny atom nie widzi związku, nie wynika jeszcze, że ten związek nie jest realny, albo że żelazo nie jest twarde jak tylko może być żelazo.- Al, idziesz czy nie?Jak już zostało powiedziane, Alvin nie całkiem zdawał sobie sprawę z własnych przemyśleń.Ale nie zapomniał ich.Nawet zjeżdżając z brzegu w błoto wiedział, że nigdy ich nie zapomni, choćby od ich pełnego zrozumienia dzieliły go jeszcze mile i lata, i krew, i łzy.- Miło was widzieć, Po - powiedział.- Ale zdawało mi się, że ta wyprawa ma być tajemnicą.Po machnął wiosłami i łódka podpłynęła bliżej.Alvin mógł przeskoczyć burtę, nie mocząc nóg.Nie protestował.Miał awersję do wody, czemu trudno się dziwić, skoro Niszczyciel tak często właśnie wodę wykorzystywał, próbując go zabić.Ale dzisiaj zdawała się tylko wodą.Niszczyciel był niewidoczny albo bardzo daleki.Może to z powodu tej cienkiej nici, która wciąż łączyła Alvina z Arthurem.Może tak potężny akt Stworzenia sprawił, że Niszczycielowi brakło sił, by zwrócić wodę przeciwko Alvinowi, choć miał jej całą rzekę.- To jest tajemnica, Alvinie - wyjaśnił Horacy.- Po prostu nie wiesz, o co chodzi.Jeszcze zanim przybyłeś do Hatrack River.to znaczy, zanim wróciłeś.ja i Po często wyruszaliśmy po zbiegłych niewolników.Pomagaliśmy im przedostać się do Kanady.- Odszukiwacze was nie złapali?- Jeśli niewolnik dotarł aż tutaj, odszukiwacze musieli być daleko - odparł Po.- Zresztą, sporo zbiegów zdążyło wykraść swoje skarbczyki.- Poza tym to było jeszcze przed Traktatem o Zbiegłych Niewolnikach - dodał Horacy.- Jeśli odszukiwacze nie zastrzelili nas na miejscu, to potem niewiele już mogli zrobić.- I w tamtych czasach mieliśmy żagiew - mruknął Po.Horacy milczał.Odwiązał tylko i rzucił na brzeg linę.Po zaczął wiosłować dokładnie w chwili, gdy opadła cuma.A Horacy pochylił się, gotów na pierwsze szarpnięcie łodzi.Sprawiało to wrażenie cudu: jak gładko z góry odgadywali nawzajem swoje ruchy i zamiary.Alvin zaśmiał się niemal z radości, że widzi coś podobnego, wie, że to jest możliwe, że można marzyć o tym, co może z tego wyniknąć: tysiące ludzi znających siebie tak doskonale, działających w idealnej harmonii, pracujących wspólnie.Kto mógłby stanąć im na drodze?- Kiedy odjechała córka Horacego, nikt nie mógł nas uprzedzać, że zbliża się jakiś uciekinier.- Po pokręcił głową.- To był koniec.Ale wiedziałem, że skoro zakuli w łańcuchy i wloką na południe Arthura Stuarta, Horacy na pewno przepłynie rzekę i go uwolni, choćby samo piekło stanęło mu na drodze.I jak tylko zostawiliśmy tych odszukiwaczy i odjechałem kawałek od Hio, zatrzymałem powóz i pobiegłem z powrotem.- Założę się, że doktor Physicker coś zauważył - mruknął Alvin.- Pewno, że zauważył, głuptasie jeden! - oświadczył Po.- Aha, widzę, że ze mnie żartujesz.Ale zauważył [ Pobierz całość w formacie PDF ]