[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liny, na których wisiał Hardin, pędziły wraz z nim prosto na maszt.W ostatniej chwili obrócił się na tyle, że zwisająca mu z nadgarstka antena uniknęła uderzenia w metal masztu.Dziób wydźwignął się spod wody, ale nim jacht przechylił się na rufę, Hardin ręką zagarnął fał - topenantę - i zatrzymał go w zgięciu łokcia.Przy dalszym podciąganiu na maszt stalowa linka służyła mu za prowadnicę.Odpoczął na salingach, dziesięć metrów nad pokładem.Rozglądał się dokoła, patrząc jak południowy Atlantyk tańczy ponuro taniec zimowego sztormu.Niebo miało ten sam stalowy odcień co woda.Z południowego zachodu bez przerwy maszerowały nieskończone rzędy gigantycznych grzywaczy, a wzrastający wiatr rozpoczynał tę samą, co poprzednio, zabawę i spłaszczał powierzchnię morza między wałami wodnymi.Z ponurym zadowoleniem Hardin wznowił wspinaczkę.Ze szczytu każdej z tych wielkich fal będzie miał cel jak na dłoni.Kiedy zabezpieczył się na szczycie masztu, przetarł metalowe uchwyty anteny tłustą szmatą i wpasował aluminiową ramę z metalową kurnikową siatką, przez którą delikatnie świstał wiatr.Z wystających z masztu końcówek drutów zdjął gumowe wodoszczelne kapturki i połączył je z końcówkami obwodu antenowego.Adżaratu dała ręką znak, że ma sygnał na monitorze.Hardin szybko opuścił się na pokład i spojrzał na monitor tuż koło instrumentów regatowych u szczytu trapiku.Adżaratu była podniecona.- Czy to on? - wskazała na biało-zieloną plamę w górze ekranu na skraju zewnętrznego pierścienia wielopierścieniowego odczytu, niemalże na godzinie dwunastej.Hardin osłonił ekran dłońmi, aby wyostrzyć obraz zbyt rozjaśniany światłem dziennym, i zbliżył twarz do monitora.W dwu pierwszych kołach odczyt był niewyraźny, czego należało się spodziewać, gdyż urządzenie miało służyć ujawnianiu obecności nie blisko, ale dalej płynących jednostek.Poza tymi dwoma kołami ukazującymi odległość do dziesięciu mil pojawiały się i ginęły świetlne punkciki.Podobna do biało-zielonego kwiatu plama zmniejszyła się i zaczęła ginąć.- To tylko morze - wyjaśnił Hardin.- Już się rozpływa, widzisz? Adżaratu zbliżyła głowę, łapiąc Hardina w pasie, by utrzymać równowagę.Wsparł się łokciami na zasuniętej klapie luku i znów dłońmi osłonił ekran, aby mogła zobaczyć.- I to już jest poza zasięgiem naszego radaru - powiedział.- Patrz na ekran, a ja spróbuję poszukać Lewiatana.Przeniósł karabińczyk pasa bezpieczeństwa Adżaratu na barierkę w kokpicie i ponadto skrócił linkę, aby można było wykorzystać ją do trzymania się podczas przechyłów jachtu.Wyłączył automatyczne sterowanie i zaczął wędrować tam i z powrotem po skrawkach morza nieco spokojniejszych, ustawiając dziób od wschodu na północ, czyli zastępując ruchomą antenę przeszukującą.Wielokrotnie zdawało się Adżaratu, że coś dostrzega, ale wszystkie plamy zanikały.Chociaż Hardin znajdował się w odległości trzech metrów, musiała głośno krzyczeć, żeby mógł ją usłyszeć poprzez huk morza i gwizd wiatru.W końcu jednak zrezygnował.Lewiatan nie znajdował się dostatecznie blisko.Nie dopuszczał do siebie myśli, że radar źle funkcjonuje lub że tankowiec już tędy przepłynął.Lewiatan musiał przecież także zwolnić z powodu wysokiego morza.Na zachodzie niebo ciemniało.Wiatr jakby zmieniał kierunek na południowy.Tańczył to w tę, to w tamtą stronę, jeszcze zbyt kapryśnie i słabo, aby wpłynąć na fale, lecz dostatecznie silnie, żeby chaotycznie szarpać fokiem sztormowym i oszukiwać automatyczne sterowanie.Hardin zakotwiczył linkę bezpieczeństwa przy sztormowym pasie Adżaratu i pomógł jej ustawić kurs północno-wschodni.Jeśli sztorm miał przybrać na sile, to najlepiej było płynąć ku Lewiatanowi - na jak najszybsze spotkanie.Podparł stojakiem bom, na którym zaczepił wielokrążek.Otworzył klapę luku i z wielokrążka opuścił zawiesie z grubego brezentu.Zszedł na dół i przymknął klapę aż do oporu, jaki stawiała linka zawiesia, zabezpieczając kabinę przed bryzgami.Wyciągnął z zęzy pod podłogą drewnianą skrzynkę i na kocu przeciągnął ją pod zawiesie.Ześlizgując się na fali, Łabędź nagle się przechylił i Hardin w ostatniej chwili odskoczył na bok - ciężka skrzynia silnie uderzyła w grodziową wykładzinę.Zdjął dolne stopnie trapiku, skrzynię unieruchomił, wcisnąwszy ją między grodź a pokrywę diesla.Następnie podważył wieko i pod cylinder wyrzutni podsunąłbrezentowe pasy zawiesia.Zaczął ściągać linę przez wielokrążek, aż linki między bomem a metalowym cylindrem napięły się, odsuwając nieco pokrywę luku.Pod Łabędziem przetoczył się grzywacz i zagubiona odnoga spienionej fali chlusnęła do kokpitu, spływając trapikiem do kabiny.Hardina zalała lodowata woda.Ściągał dalej linę przez bloki.Miał pewne trudności do chwili uwolnienia wyrzutni ze skrzyni.Wreszcie Smok zawisł pionowo na linie i dalej już łatwo dał się windować w górę.Niestety kołysał się, wprawiony w ruch przez taniec jachtu na wodzie, i w efekcie kilkakrotnie poleciały drzazgi z tekowej boazerii w kabinie.Hardin wszedł na pokrywę diesla i wciąż ciągnąc, usiłował ramionami ograniczać ruch potężnego cylindra.Tak stojąc widział dobrze tablicę rozdzielczą i radarowy monitor.Nic się na nim nie pokazało.Szybkościomierz tuż koło ekranu wskazywał osiem węzłów, ale wskazówka podskakiwała do jedenastu, gdy Łabędź kontynuował swój slalom z opuszczającej go stromej fali.Płynęli zbyt szybko na sztormowym foku.Wiatr wzrastał i Hardin wiedział, że powinien zdjąć ten fok, ale Smok miał pierwszeństwo.Windował więc broń wytrwale [ Pobierz całość w formacie PDF ]