RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie ci oświadczyli, że w pierwszej chwili odnieśli wrażenie, iż to sam Bili Bradbury wstał z grobu, by stanąć twarzą w twarz ze swym poirytowanym następcą.- Chcę, żebyście poszli na górę - oświadczył Lew.- Cała czwórka.Nie dzieje się tu nic takiego, czym moglibyście się niepokoić.Zupełnie nic.W pokoju pojawiła się pani Krutchmer.Przód sukni od Normy Kamali miała wilgotny, ale na kreacji nie było znać żadnych trwałych śladów niemiłej przygody.- Nie dotykaj Lissy - ponownie odezwał się Trent.- I odczep się od naszej mamy - dodała Laurie.Pani Evans usiadła na podłodze, przycisnęła ręce do skroni i rozglądała się po salonie oszołomionym wzrokiem.Ból głowy minął niczym spuszczone z balonu powietrze i jakkolwiek była zdezorientowana oraz przeraźliwie osłabiona, to przynajmniej dręcząca ją od czternastu dni migrena minęła bez śladu.Ca­therine zdawała sobie sprawę, iż zrobiła coś strasznego, coś, co wprowadziło Lewa w zakłopotanie, zapewne nawet spro­wadziło na niego hańbę, ale w tej chwili zbyt wdzięczna była losowi za to, że ból minął, aby się tym przejmować.Na wstyd przyjdzie czas później.Obecnie pragnęła jedynie pójść na gó­rę - pójść bardzo powoli - i się położyć.- Czeka was za to surowa kara - przerwał martwą ciszę, jaka zapadła w salonie, Lew, spoglądając groźnie na pasierbów i pasierbice.Wodził po nich wzrokiem, jakby oceniał naturę i rozmiary zbrodni, jakich się każde z nich dopuściło.Gdy jego wzrok padł na Lissie, dziewczynka zaczęła płakać.- Przepra­szam za skandaliczne zachowanie dzieci - oświadczył pod adresem gości.- Podejrzewam, że moja żona zanadto je rozpuściła.Potrzebują po prostu dobrej, angielskiej opiekunki.~ Nie bądź baranem, Lew - odezwała się pani Krutchmer.Mówiła bardzo głośno, ale niezbyt melodyjnie, a jej głos przy­pominał trochę ryk osła.Brian drgnął, przytulił się do siostry i też wybuchnął płaczem.- Twoja żona zemdlała, a dzieci bardzo się tym przejęły, to wszystko.- Dokładnie - dodała wykładowczyni, dźwigając z ko­minka swe stosunkowo masywne ciało.Jej różowa sukienka była zabrudzona na szaro, na twarzy kobiety widniały ślady kopciu.Jedynie buty o absurdalnie, choć w sposób przyciągający uwagę zawiniętych czubkach, pozostały czyste.Wykładow­czyni najwyraźniej nie przejęła się przygodą.- Dzieci powinny troszczyć się o swoje matki.Podobnie jak mężowie o żony.Mówiąc to, popatrzyła znacząco na Lewa Evansa, ale ten nawet nie spojrzał w jej stronę.Śledził Trenta i Laurie, którzy pomagali matce wejść po schodach.Za nimi, niczym honorowa gwardia, postępował Brian i Lissa.Przyjęcie trwało dalej.Wydarzenie zostało w większym lub mniejszym stopniu zapomniane, jak to zwykle bywa z nie­przyjemnymi incydentami na przyjęciach wydziałowych.Pani Evans (odkąd mąż powiadomił ją, że ma zamiar je wydać, sypiała najwyżej po trzy godziny na dobę) zasnęła od razu, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, ale dzieci słyszały dochodzący z dołu jowialny, donośny głos Lewa, który za­jmował się gośćmi bez pomocy pani domu.Trent podejrzewał nawet, że ojczym jest w gruncie rzeczy rad z takiego obrotu sprawy; przynajmniej nie musiał troszczyć się o swą płochliwą i wystraszoną jak myszka żonę.Ani razu nie poszedł na górę sprawdzić, czy czegoś jej nie potrzeba.Ani razu.Ani razu do końca przyjęcia.Kiedy już wyszedł ostatni gość, Lew wspiął się ciężko po schodach, obudził żonę i kazał jej wstać.co też zrobiła, jak zwykle we wszystkim mu posłuszna od dnia, w którym popeł­niła ogromny błąd, przysięgając przed pastorem wierność mał­żeńską, a Lewowi ślubując posłuszeństwo.Następnie wsunął głowę do pokoju Trenta i zmierzył dzieci surowym spojrzeniem.- Wiedziałem, że wszyscy tu będziecie - oświadczył z lek­kim, pełnym samozadowolenia kiwnięciem głowy.- Jak zwyk­le konspiracja.Ale nie zapominajcie, że jutro czeka was kara.Tak, naprawdę.Jutro.A teraz chcę, żebyście wrócili do łóżek i to sobie przemyśleli.No, marsz do swoich pokoi.I żadnego mi tu skradania się.Ani Lissa, ani Brian nie mieli najmniejszego zamiaru nigdzie się “skradać"; dzieci były zbyt zmęczone i wyprane z wszelkich uczuć, żeby zająć się czymkolwiek innym, jak tylko pójściem do łóżek i próbować natychmiast zapaść w sen.Ale Laurie, na przekór “Tacie Lewowi", wróciła do pokoju Trenta, gdzie wraz z bratem w pełnym przerażenia milczeniu nasłuchiwała, jak ojczym łaje ich matkę za to, że śmiała zemdleć na jego przyję­ciu.a matka tylko cicho płakała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl