[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mięśnie twarzy pani Whitworth wyraźnie zesztywniały w okolicachust.— Dwa razy w tygodniu? Stuart, nie miałam pojęcia, że tak częstobywasz w mieście.Stuart nieruchomieje z uniesionym widelcem i patrzy na matkęspłoszonym wzrokiem.— Jesteście tacy młodzi — dodaje pani Whitworth z uśmiechem.—Cieszcie się życiem.Nie ma potrzeby wszystkiego od razu traktowaćśmiertelnie poważnie.Senator opiera łokcie na stole.— Zwłaszcza że poprzednia właściwie sama się oświadczyła, tak jejbyło śpieszno do ślubu — oznajmia.— Tato — cedzi Stuart przez zaciśnięte zęby i stuka widelcem wtalerz.Przy stole zapada cisza, zakłócana jedynie przez matkę, któramiarowo, metodycznie przeżuwa jedzenie, usiłując zmienić je wpapkę.Dotykam zadrapania, różowej kreski na ręce.Służąca kładzie na talerzach siekanego kurczaka na zimno,energicznie przyozdabia go kleksem majonezowego dresingu iwszyscy się uśmiechamy, zadowoleni z pretekstu do zmianytematu.Jemy, a tata i senator dyskutują o cenach bawełny i kwie-ciakach bawełnianych.Na twarzy Stuarta ciągle dostrzegam gniew potym, jak senator napomknął o Patricii.Co kilka sekund zerkam naniego, ale złość chyba mu nie mija.Zastanawiam się, czy właśnie o tokłócili się wcześniej, kiedy byłam w holu.Senator rozpiera się nakrześle.— Widziałaś ten tekst w „Life"? Ten przed Medgarem Eversem, otym człowieku, jak mu tam.Carl.Roberts?Podnoszę wzrok zdumiona, że pytanie skierował do mnie.Mrugamoczami, jestem zdezorientowana.Mam nadzieję, że senator zagadnąłmnie tylko z tego powodu, że pracuję w gazecie.— Chodzi o to.on został zlinczowany.Bo powiedział0 gubernatorze.— Zawieszam głos nie dlatego, że nie pamiętamjego słów, tylko dlatego, że pamiętam je doskonale.— Że jest żałosny — dopowiada senator, tym razem zwracając siędo mojego ojca.— I że ma moralność ulicznicy.Z ulgą wypuszczam wstrzymywane powietrze, bo już nie jestem wcentrum uwagi.Patrzę na Stuarta, chcę ocenić jego reakcję.Nigdy niepytałam go o stanowisko w sprawie praw obywatelskich.Wątpięjednak, by w ogóle przysłuchiwał się rozmowie.Twarz ma nadalzagniewaną, zaciętą i zimną.Tata odchrząkuje.— Będę szczery — zaczyna powoli.— Taka brutalność budzi mojegłębokie obrzydzenie.— Tata cicho odkłada wideleci patrzy senatorowi w oczy.— Na moich polach pracuje dwudziestupięciu Murzynów, i gdyby ktoś zrobił krzywdę im albo członkom ichrodzin.— Tata jeszcze przez chwilę spogląda na Whitwortha, apotem wbija wzrok w podłogę.— Czasami jest mi wstyd, senatorze.Wstyd mi za to, co się dzieje w Missisipi.Mama wytrzeszcza oczy na tatę, a ja jestem wstrząśnięta jegosłowami, tym bardziej, że wygłosił swoją opinię w rozmowie zpolitykiem.W naszym domu gazety są poskładane zdjęciami do dołu, agdy w telewizji poruszają tematykę rasową,przełączamy na inny kanał.Postawa taty nieoczekiwanie napełniamnie dumą, z wielu powodów.Mogę przysiąc, że przez sekundę widzęją także w oczach matki, ale znika przytłoczona smutkiem, bo ojcieczaprzepaścił moje szanse na przyszłość.Spoglądam na Stuarta, któryma zatroskaną minę, ale nie wiem, co właściwie go trapi.Senator obserwuje tatę spod zmrużonych powiek.— Powiem ci coś, Carlton — odzywa się i kołysze lodem wszklance.— Bessie, przynieś mi jeszcze jednego drinka, jeśli możesz,dobrze? — Wręcza szklankę służącej, która odchodzi i szybko wraca zpełną.— To nie były mądre słowa pod adresem gubernatora — oznajmiasenator.— Zgadzam się w całej rozciągłości — przyznaje tata.— Tyle tylko, że ostatnio zadaję sobie pytanie, czy oby nie są zgodnez prawdą.— Stooley! — syczy pani Whitworth, ale już po chwili się uśmiechai prostuje.— Stooley, posłuchaj — mówi, jakby zwracała się dodziecka.— Nasi goście z pewnością nie życzą sobie, żebyśpolitykował podczas.— Francine, pozwól mi powiedzieć, co myślę.Bóg mi świadkiem,że nie mogę tego robić w godzinach pracy, więc nie zabraniaj mimówić od serca we własnym domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]