[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy mogę mówić, szejku Sa'ar? Sa'ar przyzwolił.- Wszyscy, którzy siedzą w moim namiocie mogą mówić.Pochyliła głowę.- Jak sądzisz, w jaki sposób Yhekalowi udało się wyżywić na pustyni tak wielu?Szejk zmarszczył się z namysłem.- Nie mogę sobie tego wyobrazić, jak?Zarówno Lander, jak i Kadumi uśmiechnęli się domyślając się, co chce powiedzieć.Skupiła wzrok na Zhentarimczyku, po czym rzekła:- Zhentarimczycy po skończeniu z Mtair Dhafirami ugotowali setkę wielbłądów, a swoim jaszczurczym żołnierzom dali ciała Mtair Dhafirów.Szejk wysłuchawszy ostatniej części raportu wykrzywił z niesmakiem usta.- Kanibale - syknął, gdy Bhadla zaczął tłumaczyć to, co szejk właśnie powiedział, ten przerwał mu.- Yhekal najwyraźniej rozumie nasze słowa - powiedział Sa'ar.- A ja jestem zmęczony udziałem w jego grze.Czoło Zhentarimczyka zmarszczyło się, ale ten nie stracił jednak pewności siebie.- Oni kłamią, szejku - rzekł tym razem już w beduińskim.Szejk popatrzył na Zhentarimczyka zamyślony.- Nie sądzę, Yhekal.To ty podawałeś się za kogoś, kim nie jesteś.- Czy mam zatem traktować to jako twoją odpowiedź? - zapytał gość w purpurowej szacie.Szejk popatrzył na obóz.- Jeszcze nie zdecydowałem, teraz, kiedy usłyszałem zarówno słowa Zhentarimczyka, jak i tych Harfiarzy - powiedział błędnie machając ręką tak na Ruhę i Kadumiego, jak i na Landera.- Dopiero przedyskutujemy tę sprawę.Poślę po ciebie kiedy będziemy gotowi.- Jako przyjaciel - rzekł Yhekal, jego głos był jak zawsze niezmienny i zimny - ostrzegam cię byś nie przedkładał Harfiarzy nad Zhentarimczyków.- Posłuchaj uważnie tego ostrzeżenia, szejku - przerwał Lander.- Groźby są jedynymi prawdziwymi słowami jakie kiedykolwiek usłyszysz z ust Zhentarimczyka.Yhekal zamilkł.Ruha spostrzegła, że jego ręka opadła w kierunku jambiya.Przez chwilę myślała, że Zhentarimczyk straci kontrolę nad sobą i wyciągnie broń, ale Bhadla delikatnie położył dłoń na jego ręce.- Chyba powinniśmy iść, panie - rzekł D'tarig.- Szejk Sa'ar potrzebuje czasu, by rozważyć twoją propozycję.Zhentarimczyk natychmiast odprężył się.Nie patrząc na swojego tłumacza powiedział:- Oczywiście, Bhadla - zmierzył Landera groźnym spojrzeniem, po czym zwrócił się do szejka Sa'ara.- Mam nadzieję, że odpowiedź otrzymam wkrótce, powiedzmy.dziś wieczorem?Rozdział dziewiątySłaby wiatr powiał ponad wzgórzami, pędząc chmury siarkowego pyłu po bladych zboczach wulkanu.Lander siedział w wąwozie o kwadrans drogi od stożka popiołu, wpatrując się w obozowe ognie o trzysta stóp niżej.Choć miał na sobie jellaba, którą dał mu Sa'ar, ciężka szata z wielbłądziej wełny nie chroniła go przed chłodem.Szejk zdjął poobijany czajnik z parującej skalnej szczeliny, na której go umieścił, żeby herbata była ciepła.Szczodrze nalał do drewnianego kubka czarnej cieczy, po czym podał go Landerowi.- To cię rozgrzeje - powiedział.Harfiarz przyjął herbatę z prawdziwą wdzięcznością.Objął ciepły kubek rękami i wziął z niego duży łyk.Choć podgrzewanej przez parę herbacie daleko było do wrzenia, to wciąż była wystarczająco ciepła, żeby rozgrzać go od wewnątrz.- Dziękuję - rzekł Lander wreszcie przestając drżeć.Sa'ar odstawił czajnik z powrotem nad otwór.Podziękowania Landera skwitował wzruszeniem ramion i rozbawiony pokręcił głową.Harfiarz zauważył, że Beduinów cechowało to, iż nie oczekiwali nagrody za wodę i żywność.Z tego co zaważył, mógł powiedzieć, że uważali te dwie rzeczy za własność każdego, kto ich w danej chwili potrzebuje.U ludzi, którzy za równie chwalebne uważali zabicie człowieka, jak i kradzież jego wielbłąda, wydawało się to niezwykłym obyczajem.- Jeśli chodzi o Zhentarimczyków, to lepiej, żebyś się nie mylił - skomentował Sa'ar, obserwując położony poza obozowiskiem szczepu basen pustki.- Nie chciałbym myśleć, że bez powodu kazałem moim ludziom opuścić ich khreima.- Nie mylę się - odpowiedź była pewna, ale nawet Lander zaczynał wątpić w to, że Zhentarimczycy mogą zaatakować.Mystaryjskie Gwiaździste Koło już dotykało zachodniego horyzontu, z położenia konstelacji Lander wiedział, że świt wstanie za niespełna trzy godziny.Harfiarz i szejk siedzieli w wąwozie od zmierzchu, kiedy to Mahawowie cicho opuścili swoje obozowisko, pozostawiając za sobą khreima.Pod osłoną bezksiężycowej nocy plemię odjechało na odległy koniec kotliny.Z tyłu pozostało jedynie dwóch wartowników i kilku wojowników, którzy mieli podsycać ognie, by wyglądało na to, że obóz jest zamieszkany [ Pobierz całość w formacie PDF ]