RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest ich kilkudziesięciu i od razuwidać, że są licho, byle jak ubrani, że są półnadzy.Pilot podprowadza maszynę do głównego budynku.Nie ma Karume, ale są jacyś ludzie, którzy przedstawiają się jako jego pomocnicy.Mówią, że zawioząnas do hotelu i proszą, żeby samolot od razu odleciał.Dwoma policyjnymi wozami jedziemy do miasta.Droga jest pusta, widać mało ludzi, mijamyjakieś zniszczone domy, jeden rozbity, wybebeszony sklepik.Do miasta wjeżdża się przez okazałąmasywną bramę, za którą zaraz zaczynają się wąskie uliczki, tak wąskie, że ledwie mieści się w nichsamochód.Jeżeli ktoś idzie naprzeciw, musi wejść do bramy i przeczekać, aż przejedziemy.Ale w tej chwili miasto jest głuche, drzwi do domów pozamykane albo wyrwane z framug,okiennice zatrzaśnięte.Oberwany szyld z napisem:  Maganlal Yejchand Shah", rozbita wystawasklepu Noorbhai Aladin and Sons, podobnie otwarty i pusty sklep sąsiedni M.M.Bhagat and Sons,Agents for Favre Leuba Geneva.Idzie kilku bosonogich chłopców, jeden z nich ma karabin.- To nasz problem - mówi jeden z przewodników.Ma na imię Ali.Pracował na plantacjigozdzików.- Mieliśmy tylko kilkadziesiąt starych karabinów, odebranych policji.Bardzo mało broniautomatycznej.Główne uzbrojenie to maczety, noże, łomy, pałki, kije, siekiery, młotki.Zresztą samizobaczycie.Dostaliśmy pokoje w opustoszałej dzielnicy arabskiej w Zanzibar Hotel.Dom tak zbudowany, żezawsze dawał chłód i cień.Usiedliśmy w barze, żeby odetchnąć.Jacyś nie znani nam ludzieprzychodzili nas zobaczyć i pozdrowić.W pewnej chwili weszła drobna, rześka staruszka.Zaczęła nasrozpytywać: a co my tu, a po co, a skąd.Kiedy doszła do mnie i powiedziałem jej, skąd jestem, kobietachwyciła mnie za rękę, znieruchomiała i zaczęła płynnie deklamować:Pogodą rana lśni polana.Cisza opieszcza smukłość drzew,Dygotem liści rozszeptana.ydzbła trawy kłoni lekki wiew.Naggar, Arnold, nasza obstawa, wszyscy ci bosonodzy bojownicy, którzy już zdążyli zapełnić holrecepcyjny hotelu, stali zaskoczeni.Tak cicho jest i słodko wszędyI tak przedziwny wkoło świat,Jakbyś przed chwilą przeszła tędy,Musnąwszy trawy skrajem szat. Staff?  zapytałem z wahaniem.35 - Oczywiście, że Staff.Leopold Staff! - powiedziała triumfująco.- Nazywam się HelenaTrembecka.Z Podola.Mam tu obok hotel.Nazywa się Pigalle.Niech pan przyjdzie.Zastanie panKarume i tych wszystkich jego ludzi, bo daję im piwo za darmo!Co stało się na Zanzibarze? Dlaczego jesteśmy tu, w hotelu, pilnowanym przez kilku bosonogichzapaleńców z maczetami? (co prawda ich dowódca ma karabin, ale nie jestem pewien, czy wmagazynku jest jakiś nabój).Otóż, jeśli ktoś spojrzy uważnie na dokładną mapę Afryki, zauważy, że kontynent ten jestotoczony licznymi wyspami.Niektóre są tak małe, że rejestrują je tylko drobiazgowe mapynawigacyjne, ale inne są już na tyle duże, że można je odnalezć w zwykłych atlasach.Po zachodniejstronie kontynentu leżą: Dżalita i Kerkena, Lampione i Lampedusa, Wyspy Kanaryjskie i ZielonegoPrzylądka, Goree i Fernando Po, Książęca i Zwiętego Tomasza, Tristana da Cunha i Annobón, a postronie wschodniej  Szaduan i Gifatun, Szuakin i Dahlak, Sokotra, Pemba i Zanzibar, Mafia iAmiranty, Komory, Madagaskar i Maskareny.W rzeczywistości wysp tych jest znacznie, znaczniewięcej, można ich naliczyć dziesiątki, jeśli nie setki, bo wiele z nich rozgałęzia się w całe archipelagi,inne są otoczone przedziwnym światem koralowych łach i piaszczystych mielizn, który ukazuje namcałe swoje olśniewające bogactwo barw i kształtów tylko w godzinach odpływów.Tych wysp iprzylądków są takie krocie, iż można by wyobrazić sobie, że w wypadku Afryki dzieło stworzeniazostało jakby zaniechane, nie dokończone i to, co jest dziś widocznym i dotykalnym kontynentem, jesttylko wyłonioną z oceanów częścią Afryki geologicznej, której reszta pozostała na dnie, i że te wyspyto są właśnie jej wystające ponad powierzchnię wody szczyty.Ten fenomen geologiczny miał swoje historyczne następstwa.Bo od dawna Afryka byłajednocześnie postrachem i pokusą.Z jednej strony wśród cudzoziemców budziła lęk, istniała niepoznana i niezdobyta.Wiekami skutecznie broniły jej wnętrza - ciężki, tropikalny klimat, nieuleczalnekiedyś, zabójcze choroby (malaria, ospa, śpiączka, trąd itd.), brak dróg i transportu, a także, jakżeczęsto, zaciekły opór jej mieszkańców.Ta nieprzystępność Afryki zrodziła mit jej tajemniczości:conradowe jądro ciemności zaczynało się już u słonecznych wybrzeży kontynentu, po zejściu ze statkuna ląd.Ale zarazem Afryka wabiła, przyciągała mirażem sutych zdobyczy, obfitego łupu.Kto wyprawiał się ku jej brzegom, przystępował do gry najbardziej ryzykownej, ostatecznej, naśmierć i życie: jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku ponad połowa Europejczyków, którzy tudocierali, umierała na malarię, ale jednocześnie wielu z tych, co przeżyli, wracało już jako posiadaczenagłych i wielkich fortun - ładunków złota, kości słoniowej i przede wszystkim  czarnychniewolników.I tu właśnie z pomocą międzynarodówce żeglarzy, kupców i rabusiów przychodzą owe rozsiane uwybrzeży kontynentu tuziny wysp.Stają się one dla nich punktami zaczepienia, ostoją, przystanią ifaktorią.Są przede wszystkim bezpieczne: leżą dostatecznie daleko, aby Afrykanie nie moglidosięgnąć ich na swoich chybotliwych, dłubanych w kadłubach drzew - czółnach, natomiast są dośćblisko lądu, aby nawiązać i utrzymywać z nimi kontakt.Rola tych wysp wzrasta szczególnie w epoce handlu niewolnikami  albowiem wiele z nichzamieniono w obozy koncentracyjne, w których więziono niewolników w oczekiwaniu na statki,jakimi byli przewożeni do Ameryki, Europy i Azji.Handel niewolnikami: trwa czterysta lat, zaczyna się w połowie XV wieku, a kończy? Oficjalnie- w drugiej połowie XIX wieku, ale bywa też, że pózniej, np.w Nigerii Północnej dopiero w 1936roku.Ten handel zajmuje centralne miejsce w dziejach Afryki.Miliony (różnie liczą: 15-30 milionówludzi) porwano i wywieziono w strasznych warunkach za Atlantyk.Szacują, że w czasie takiej podróży(trwała ona dwa trzy miesiące) wymierała z głodu, duchoty i pragnienia blisko połowa niewolników,czasem ginęli na statku wszyscy.Ci, co przeżyli, pracowali pózniej na plantacjach trzciny cukrowej ibawełny w Brazylii, na Karaibach, w Stanach Zjednoczonych, budując bogactwo tamtej półkuli.Handlarze niewolników (głównie Portugalczycy, Holendrzy, Anglicy, Francuzi, Amerykanie,Arabowie i ich afrykańscy wspólnicy) wyludnili kontynent i skazali go na apatyczną wegetację: jeszczew naszych czasach duże połacie tego lądu były opustoszałe i zamienione w pustynię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl