[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właśnie ten.Rzadkie bydlę, nawet na ichnim tle.Ciekawe, czy wszystkieswoje szumowiny spławili do nas, do Umbaru? Nie sądzę.W Minas Tirith ci chłopcy działają tak samo jak i tu, to ichmaniera.Tyle, że trupy są wrzucane nie do kanałów, a do dołów.Ale, skoncen-trujmy się na sprawie. Dobrze.Ten Marandil.To jest taki bukiet szlachetności. I, jak rozumiem, chcesz go zwerbować za pomocą któregoś z tych kwia-tuszków z bukietu. Niezupełnie.Na to, co ma za sobą, nie uda się Aragorn im wszystkodarował.A bieżące.Po pierwsze, jest żałośnie nieprofesjonalny, a po drugie,zupełnie bez moralnego trzpienia i na pewno nie wytrzyma uderzenia.Jeśli tylkopopełni jakiś błąd, za który można go będzie przydusić jest ugotowany.A na-szym zadaniem jest pomóc mu popełnić taki błąd. Cóż, pracuj w tym kierunku.A na razie rzuć im jakąś kość, żeby odcią-gnąć ich uwagę od zalewu Barangar.Oddaj im, na przykład.a nawet wszystko,co mamy na agenturę Mordoru! A na co ona im teraz? Na nic, ale jak słusznie zauważyłeś, ponieważ są tak kompromitująco nie-profesjonalni, to zadziała odruch rekina najpierw połkną, a potem będą sięzastanawiać: Potrzebne nam to było? Zaczną więc dzielnie patroszyć nikomujuż niepotrzebną mordorską siatkę, zapomniawszy o reszcie świata.No i gestdobrej woli z naszej strony.To nam da trochę wytchnienia, a sami przygotujemysidła na Marandila.Pulchne dossier DSD na siatkę Mordoru w Umbarze zostało tego samego wie-czora przekazane na Nadmorską 12 i wywołało tam stan bliski euforii.A międzyinnymi podpuchami była tam i taka: Tawerna Morski konik , jedenasta rano,nieparzysty wtorek: wziąć butelkę tequili z cząstkami limony i usiąść przy stolikuw lewym tylnym kącie sali.41Umbar, tawerna Morski konik3 czerwca 3019 rokuGdy Tangorn pchnął zbite byle jak z okrętowego poszycia drzwi wejściowei zaczął schodzić po oślizgłych stopniach do sali głównej, przesiąkniętej niemoż-liwą do usunięcia wonią gorzkiego czadu, starego potu i rzygowin, do jedenastejbrakowało kilku minut.Ludzi z powodu wczesnej pory było mało, ale część miałajuż w czubie.W kącie para Chaldejów niejako z obowiązku tłukła pojękującegooberwańca.Chciał pewnie zniknąć, nie płacąc, a może coś gwizdnął.Na spusz-czane mu manto nikt nie zwracał uwagi czuło się, że takie estradowe numerywchodzą w koszty obsługi. Morski konik był lokalem szczególnego typu.Na barona nikt nie zezował wybrany przezeń na dziś strój fartownegochłoptasia wykonany był bezbłędnie: czwórka rżnących w kości Pomorzan z nie-wyobrażalnie wielkimi sygnetami na wytatuowanych łapach wyraznie usiłowałaokreślić położenie Tangorna w hierarchii świata przestępczego, ale nie mogąc siępogodzić wrócili do przerwanej gry.Tangorn tymczasem niedbale oparł się o kon-tuar i przyjrzał się sali, po szpanersku przerzucając z jednego kąta ust do drugiegowykałaczkę z drewna sandałowego o gabarytach niemal galerniczego wiosła.Niemiał złudzeń, że uda mu się odkryć, kto prowadzi tu kontrobserwację, w końcuszanował swoich kolegów z Mordoru, ale.Przy kontuarze sączyli rum dwaj ma-rynarze, sądząc po wymowie i ubraniu mieszkańcy Anfalas, jeden zupełny mło-kos, drugi nieco starszy. Skąd przypłynęliście, chłopy? przyjaznie zagadnął baron.Starszy popatrzył na szczura lądowego jak na puste miejsce i nie raczył odpo-wiedzieć.Młodszy nie utrzymał morskiego fasonu i wypalił sakramentalne: Pływają gówna i ryby, a marynarze idą w rejs!Ta para chyba była prawdziwa.Wypełniwszy w ten sposób punkt dotyczący rozmowy , Tangorn królewskimgestem cisnął na szynkwas złotą wendotenijską njanmę: Tequili mi daj, gospodarzu, ale najlepszej! Karczmarz z obwisłymi wąsami,które nadawały mu wygląda morsa prychnął:209 A my mamy, chłopcze, jedną.Jest ci ona i najlepsza, i najgorsza zarazem.Bierzesz? A co mam zrobić.Do tego, skoro już tak idzie, nastrugaj limony na za-grychę.Gdy usiadł ze swą tequilą przy lewym narożnym stole, kątem oka zauważył ja-kiś ruch w sali i natychmiast, nawet nie szacując układu, zrozumiał: koniec, wpad-ka.Byli tu już przed nim, daje za to głowę, a to znaczy, że nie on przywlókł ich na ogonie.Sam kontakt jest zaświetlony , oczekiwali tu mordorskiego łącznika i doczekali się.Ależ wpadł, najgłupiej jak można.Czwórka Pomorzanrozdzieliła się dwaj zajęli pozycje przy drzwiach wejściowych, a pozostalidwaj już kierowali się do niego niedbałym kołyszącym krokiem, omijając stołyi nie wyjmując prawych rąk spod poły kamizel.Gdyby miał przy sobie Usypiacz,to oczywiście załatwiłby tych chojraków bez problemu i nawet by ich za bardzonie pokroił.Ale bezbronny miecz wyraznie nie pasował do dzisiejszego prze-brania stał się ich zdobyczą.Ot, masz te swoje: Prawdziwi zawodowcy nienoszą broni ! Przemknęła przez głowę kretyńska myśl: trzepnąć butelką o stółi. Co ty pleciesz obsztorcował siebie tulipan to nie miecz, czterech lu-dzi nim nie potniesz.Możesz liczyć tylko na głowę.Na głowę i na Fortunę.Aleprzede wszystkim należy zmącić ich scenariusz i zyskać na czasie. Tak więcnie zaczął nawet podnosić się im na spotkanie.Poczekał aż przy uchu zabrzmiałozłowieszcze: Ręce na stół, i siedz jak mysz pod miotłą , i odwróciwszy się domówiącego, syknął, jakby spluwając przez zęby: Idioci! Taką operację zafajdaliście. Po czym westchnął i poradził zmę-czonym głosem temu z prawej: Zamknij paszczę, durniu, bo ci Nazgul wleci. Zaraz wstaniesz i pójdziesz z nami, i bez żartów odparł tamten, alew głosie jego już rozbrzmiała nutka niepewności: twarda minastiritska wymowawyraznie nie była tą, której się spodziewali z ust schwytanego orokuena. Oczywiście, że z wami, a z kim jeszcze.Dostaniecie po lewatywie z terpen-tyny za to, że pchacie się gdzie popadnie, nie powiadamiając Ośrodka, barany.Ale, jeśli pozwolicie dodał z szyderczą uprzejmością dopiję to: za swo-je niedoszłe kapitańskie pagony.Nie sterczcie tak nade mną, jak Białe Wieże!Gdzie wam mogę uciec! Broni nie mam możecie mnie ostukać.Prawy z Pomorzan , jak wyczuł, już był gotów zasalutować.Na lewego jed-nakże nie podziałało.Albo i podziałało, tylko lepiej znał instrukcje.Przycupnąłprzy stoliku, naprzeciwko barona, i dał znak towarzyszowi, by zajął miejsce zaplecami Tangorna. Trzymaj ręce na stole, bo.sam rozumiesz. Z tymi słowami nalał ba-ronowi szklaneczkę tequili i wyjaśnił: Sam cię obsłużę [ Pobierz całość w formacie PDF ]