RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wido-cznie Milicja wie, co robi, skoro wezwała cię na przesłuchanie poczułam wzbierającą złość.Czego chce ode mnie ten pa-skudny leń i pasożyt? A może to on przed chwilą groził miprzez telefon? Ale nie  w gruncie rzeczy jest stanowczo na toza głupi i musiałby mieć wspólnika.Jego głos brzmi zupełnieinaczej. No, nie gniewaj się droga Ewo.Nie przyszedłem się z tobąkłócić.To sprawa ciotki, że wszystkich nas skrzywdziła, a tobiezapisała cały majątek.O, dziękuję za herbatkę, Karolino! Mamdla ciebie, Ewo, konkretną propozycję.Sądzę, że mi nieodmówisz. Zależy, o co ci chodzi. Raczej o drobnostkę.%7łebyśmy wspólnie poszukali skar-bów w domku naszej nieboszczki cioci. Co? Co ty mówisz!  krzyknęłam.Nic więcej nie mogłam zsiebie wydobyć, bo zatkało mnie z oburzenia.  No i znów się gniewasz! Dlaczego? To bardzo rzeczowa imądra propozycja.Sama wiesz, że mnóstwo bogatych Izraeli-tów mieszkało w czasie wojny w  Marysiówce.Na przykładcała rodzina Blombergów, tych jubilerów z Poznania, ukrywałasię przez dwa lata pod podłogą w pokoju stołowym.Jak onitam wytrzymali, prawie na czworakach? Zupełnie nierozumiem, brakuje mi wyobrazni.Ja bym od razu wykitował,ale %7łydzi mieli wolę przetrwania.Jak myślisz, ile złota idolarów tam zakopali? Nie chcę o tym mówić, nie będę.Jeżeli mieli jakieś kosz-towności, to zabrali je wychodząc z ukrycia.Wbij to sobie domózgownicy!  zawołałam szczęśliwa, że Karolina nie przysłu-chuje się tej rozmowie.%7ływiąc organiczną antypatię do Jurka,natychmiast po podaniu mu herbaty wycofała się do swojegopokoju. A ilu ich nie wyszło, ilu umarło, zginęło albo zapłaciło zapomoc? Nawet nieboszczka mogła nie wiedzieć o różnychschowkach ze skarbami.Właściwie, należą do państwa, gdybyje oficjalnie znaleziono.Ale szkoda by było je zmarnować!Dobrze by się nam pożyło za te złote dolarki i  świnki". Wyjdz natychmiast!  krzyknęłam, zieleniejąc ze złości. Wyjdz i więcej tu nie przychodz! Twoja gadanina jest pot-worna i podła! Taki pomysł mógł się wylęgnąć tylko w równiepustej głowie jak twoja.Idziesz, czy mam zawezwać sąsiadówdo pomocy? Spokojnie droga Ewo! Już mnie nie ma! Nie zależy mi ażtak bardzo na twoim towarzystwie.Skoro chcesz zagarnąć całymajątek sama, to twoja sprawa.Ale obawiam się, że tegopożałujesz.***Stało się! Doktor Marcin zakochał się w Ewie.Leci na nią,jestem tego pewna.To dla mnie straszny cios, bo lubiłam jąbardzo, a teraz dojdzie do tego, że ją znienawidzę.Wczoraj,kiedy znienacka weszłam do gabinetu zabiegowego, głaskał jąpo ręku i mówił do niej ciepłym, wymodulowanym głosem, odktórego dostaję gęsiej skórki na plecach.Znam go dobrze i wiem, że głos mu tak wibruje, kiedy chce oczarować jakąśbabkę, która mu się podoba.Do mnie też tak powiedział gładkoi miękko, gdy zaproponował mi randkę:  Mariolka, czyspotkasz się ze mną dziś wieczorem? Bardzo bym chciał,abyśmy się bliżej poznali." No i właśnie nic z tego bliższegopoznania nie wyszło, bo wcale nie przyszedł na spotkanie.Usłyszałam, że mówił do Ewy:  Niech pani się tak nie zadrę-cza, drogie dziecko.Strasznie jest pani blada.  i patrzył nanią tak czule, tymi swoimi smolistymi oczyma, jakby ją chciałnatychmiast pocałować.Gdyby na mnie tak spojrzał, nogi bysię pode mną ugięły.A ona nic  stała jak wykuta z kamienia,chociaż nazwał ją  drogim dzieckiem (ładne mi dziecko, któreniedługo zostanie babką), a to oznacza, że jest w najwyższymstopniu nią zainteresowany.Kiedy flirtował z Iwoną z laryngo-logii, stale mówił:  dziecino, dzieciątko, dzieciaku".Wszyscywtedy myśleli, że się z nią ożeni, ale on po kilku tygodniachzajął się tą suchą doktor z urologii.Teraz przyszła kolej na Ewę.Ciekawa jestem, co z tego wyniknie.W ogóle wszyscy lekarze na internie, mają fijoła na punkcieEwy.Nawet doktor Juras, który każdej kobiecie, choćby miałasto lat, prawi komplementy, wyraznie jest pod jej urokiem.Kiedy ją widzi  poważnieje i szuka stale okazji do wyświad-czenia jej jakiejś przysługi.Również ordynator  tak poważny,stateczny człowiek  wodzi za nią oczyma, kiedy nikt tego niewidzi.Złapałam go kiedyś na tym.Miał wtedy taki, bolesny,rozpaczliwy wyraz twarzy.Słyszałam, że jest bardzo nieszczęś-liwy: zawarł jakieś pechowe małżeństwo.Zona nie chce mu daćrozwodu, czy coś takiego.A może to nieprawda i tylko złośliwiludzie tak mówią.Może wcale nie był nigdy żonaty? Chyba żyjesamotnie.W młodości musiał być z niego ciężki przystojniak, ai teraz jest interesującym, starszym panem.Jeśli Ewa także zadurzy się w Marcinie, nie wiem co zrobię.Czy on nie widzi tego, że ja jestem w nim tak strasznie, takokropnie, tak szalenie zakochana?***Porucznik Leszek Warowski złożył wizytę mecenasowi Danielowi Madenowi w jego prywatnym mieszkaniu o godzinie16.00, to jest między poobiednią drzemką a pracą w zespoleadwokackim.Maden zajmował przedwojenny lokal, częściowocudem ocalały z pożogi wojennej, a potem odremontowanywłasnym sumptem.Dlatego też jego gabinet znacznieprzekraczał swoimi rozmiarami przyjęte normy.W tymże togabinecie przed II wojną światową przyjmował klientów ojciecmecenasa, również adwokat  znana gwiazda ówczesnejpalestry.Solidne, ale już mocno wysłużone meble,podniszczony, ogromny dywan, pozbawione złoceń ramyobrazów świadczyły albo o abnegacji Madena, albo oprzywiązaniu do reliktów przeszłości, utrzymywanych wdawnej, nie naruszonej formie.Jedynie skórzana kanapa ifotele stanowiły ozdobny, nowszy element w całym umeblo-waniu. Rozmowa nasza nie potrwa długo  zapewnił porucznik,siadając do aromatycznie pachnącej kawy, którą panimecenasowa postawiła na małym stoliku. Zapewne jest panumówiony z klientami w Zespole.Mam tylko kilka pytań. Domyślam się, że wizyta pana ma związek z moją nie-dawno zmarłą klientką i serdeczną znajomą, panią Marią Ko-stecką.Przyznam, że jestem wstrząśnięty okolicznościami, wjakich nastąpiła jej śmierć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl