[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wypowiedziawszy to, co uważał za bezwzględnie konieczne, porucznik pozostawił Vierbeina na tym samym miejscu, na którym ten stał.Schulz zajął się przerzucaniem papierów udając, że intensywnie myśli.Wiedział jednak doskonale, co chce powiedzieć; zastanawiał się nad tym długo i, jak sądził, gruntownie.- Żądania pułku Luschkego - powiedział po chwili porucznik, wyjaśniwszy raz jeszcze, że wprawdzie zastępuje dowódcę, pochłoniętego przygotowaniami do ślubu, tylko przejściowo, ale ma wszelkie! pełnomocnictwa - tak, żądania te są formalnie w porządku.Zrobił pauzę, spojrzał przenikliwie na Vierbeina, potem popatrzył przez okno i znowu zatopił baczny wzrok w rozłożonych na biurku papierach.Ktoś niczego nie przeczuwający i pozbawiony doświadczenia w obcowaniu ze zwierzchnikami byłby pewien, że Schulz walczy ze sobą o powzięcie ostatecznej decyzji.- Formalnie - powtórzył Schulz rozciągając każdą sylabę - wszystko jest w porządku.Teoretycznie więc przekazanie ludzi i sprzętu mogłoby nastąpić natychmiast.Jestem jednak człowiekiem praktyki, Vierbein.Kapral nie miał odwagi zaprzeczyć.Nie ulegało wątpliwości, że Schulz to człowiek praktyki, tylko że nie każdy rozumiał to określenie tak jak on.- Muszę więc - powiedział Vierbein ostrożnie - zameldować panu pułkownikowi Luschke.-.że wszystko jest w najlepszym porządku - dorzucił Schulz.Teraz Vierbein nic już nie rozumiał i pozwolił sobie dać temu wyraz.Schulz uśmiechnął się wyniośle, bez cienia serdeczności.- Jako człowiek praktyki - oświadczył grzmiącym głosem - nie mogę zadowolić się jedynie dostarczeniem ludzi i materiału.Chcę dostarczyć wyszkolonych ludzi i wypróbowanego materiału.Potraficie zrozumieć, Vierbein, co mam na myśli?- Zdaje mi się chyba, że tak - powiedział Vierbein nie zadając sobie trudu, by ukryć zdziwienie.Porucznik Schulz, zatopiony całkowicie w rozmyślaniach, które uważał za głębokie i zasadnicze, udał, że nie dosłyszał niestosownego sposobu wyrażania się Vierbeina.- Kapralu Vierbein - powiedział Schulz z druzgocącą logiką.- Przecież nauczyliście się czekać, więc będziecie czekać! Naprzód musi być zakończone przeszkolenie żołnierzy, musimy również wypróbować sprzęt; potem dopiero będę mógł wziąć na siebie odpowiedzialność za postawienie ludzi i sprzętu do dyspozycji frontu.- A kiedy to nastąpi, panie poruczniku?- Za jakieś cztery, pięć dni.Urządzamy tutaj ostre strzelanie.W dwadzieścia cztery godziny później pułk otrzyma wszystko, czego potrzebuje.- Zamelduję to panu pułkownikowi Luschke - oświadczył Vierbein.Przywiązywał wagę do tego, by dać do zrozumienia, że złożenie takiego meldunku pułkownikowi mogłoby się stać niebezpieczne.Schulz, który nie orientował się, co było nie do przebaczenia, w stosunkach i kontaktach, jakimi dysponował Luschke, przyjął to oświadczenie ze spokojem.I pomyślał: Zamelduj to sobie, mój drogi.Poczta do Rosji idzie co najmniej tydzień.Zanim Bulwa wywącha pasztet, który zrobię z tego Vierbeina, stanie się tutaj - tak jak zresztą być powinno - to, czego ja chcę.- Przez ten czas - powiedział Schulz zacierając ręce - będziecie u nas zatrudnieni.Nie zaszkodzi wam to.Ostatecznie aż do załatwienia zleconej sprawy jesteście odkomenderowani do dywizjonu zapasowego.A dywizjon zapasowy to, mój drogi, w tej chwili ja!Vierbein stał jak słup wbity w ziemię.Na razie nie mógł nawet konsekwentnie myśleć.Wlepił oczy w Schulza, co tamten uważał za dowód oddania.- Znajdziemy już dla was coś właściwego - obiecali porucznik.- Idiotą przecież nie jesteście.- Czy mogę prosić pana porucznika o urlop na dzisiejsze popołudnie? - zapytał Vierbein z zachowaniem wszelkich przepisowych form.- Dlaczego nie! - zawołał Schulz.- Ostatecznie nie jesteśmy potworami.Przybywacie z frontu, chcecie się nareszcie wyszaleć.Mam dla tych rzeczy pełne zrozumienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]