[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem zaczął wabić źrebaczka, głaszcząc delikatnie jego szyję, aby przyzwyczaił się do dotyku ludzkiej ręki.Noworodek zbyt był pochłonięty doprowadzaniem swoich nóg do porządku, aby zwracać uwagę na otoczenie.- Ma do tego dryg, o tak - stwierdził Poi.Sam odbierał trzy porody na górskich pastwiskach po tym, jak złamałem nogę.- Zawiadomię Alessana - odezwałam się.- Im więcej dobrych nowin usłyszy, tym lepiej - rzekł Dag.Zastanawiałam się nad tym wracając raźnym krokiem do głównego budynku.Brzmiało to zbyt zagadkowo jak na nie kryjącego swoich myśli stajennego.Gdy dotarłam na miejsce, było po północy.Oklina i Desdra już spały.Tuero wsparł łokcie na stole i mówił coś do Alessana.- Tak jest w porządku - mówił Tuero tonem pojednawczym.- Jeśli harfiarz nie jest w stanie dojść do tego, a zwykle doskonale sobie radzi, więc jeśli nie potrafi sam do tego dojść, to nie ma prawa wiedzieć.Alessanie, zgadzasz się ze mną?W odpowiedzi rozległo się przeciągłe chrapanie.Tuero popatrzył na pana Warowni na poły z litością, na poły z wyrzutem, potem trącił bukłak leżący obok na stole i sapnął zniechęcony.- Wypił wszystko? - zapytałam rozbawiona wyrazem pociągłej twarzy Tuero.Zmarszczył długi, przekrzywiony w lewo nos.- Tak, a tylko on wie, gdzie znajdują się zapasy.Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojej wyprawy z Oklina po wino do piwnicy.- Źrebak jest ogierem, zdrowym i silnym.Myślałam, że lordowi Alessanowi przyjemnie będzie to usłyszeć.Dag i Fergal zostali, aby się upewnić, że stanie na nogach i zacznie ssać.- Popatrzyłam na śpiącego Alessana.Wydawał się młodszy i spokojny.Czy pod opuszczonymi powiekami w jego bladozielonych oczach kryło się nadal tyle smutku?- Znam cię - rzekł Tuero.Nie należę do osób, które obracają się w kręgu czeladników harfiarskich - odparłam.-Wstań, harfiarzu.Nie pozwolę, by Alessan spał w takich warunkach.Potrzebuje porządnego wypoczynku.- Nie jestem pewien, czy utrzymam się na nogach.- Spróbuj.Jestem wysoka, ale nie tak bardzo jak Tuero albo Alessan.Nie zdołałabym samodzielnie przenieść śpiącego.Ujęłam go pod jedno ramię i ponagliłam Tuero, któremu udało się właśnie przyjąć pozycję stojącą, aby podtrzymał go z drugiej strony.Alessan ważył sporo, a Tuero nie był zbyt zręcznym pomocnikiem.Wciągał się po schodach, rozpaczliwie chwytając poręczy.Modliłam się, aby nie okazała się słabo przytwierdzona do kamiennej ściany.Pokoje Alessana znajdowały się na szczęście u szczytu schodów.Nie zapuszczałam się jak dotąd poza wspólną bawialnię, gdzie nadal stały prowizoryczne łóżka.Jutro czy pojutrze może zaczniemy przewietrzać wnętrze Warowni.Szarpnęłam ciężkie futrzane nakrycie na łóżku Alessana.Spadło do moich stóp unieruchamiając mnie na krótko, podczas gdy usiłowaliśmy zsunąć bezwładne ciało pana Warowni z ramion.Opadł na posłanie z nogami dyndającymi ponad brzegiem łóżka.Tuero zatoczył się na słupek w rogu łoża.Mamrotał przepraszająco, gdyż zasłona zerwała się w jednym miejscu.Ściągnęłam Alessanowi buty, rozluźniłam pas, ugięłam jego nogi i, kładąc mu jedną rękę na biodrze, pchnęłam go z całej siły.Teraz całe jego długie ciało spoczęło na łóżku.- Chciałbym.- zaczał Tuero, gdy ja opatulałam Alessana futrem, podwijając je starannie pod jego ramiona, by nie zmarzł, nawet jeśli będzie się wiercił.Uśmiechnął się lekko przez sen.- Chciałbym.Tuero spojrzał na mnie przybierając nagle nieprzenikniony wyraz twarzy, zmarszczył brwi i opuścił głowę na piersi.- Rozkładane łóżko jest nadal w pokoju obok, harfiarzu.Wątpiłam, abym zdołała odprowadzić pijanego Tuero do jego pokoju w odległym końcu korytarza.- Czy mnie też przykryjesz?W głosie Tuero zabrzmiała taka żałość, że uśmiechnęłam się mimo woli.Słaniając się na nogach, dowlókł się za mną do sąsiedniego pokoju.Podniosłam koc i potrząsnęłam nim.Z westchnieniem wdzięczności ułożył się na boku.- Dobra jesteś dla pijanego harfiarskiego głupka - mruknął, gdy go przykrywałam.- Pewnego dnia przypom.- był nieprzytomny.Pewnego dnia może przypomni sobie, że właśnie on ukuł określenie „tabun z Fortu”, jak nazywano mnie i moje rodzeństwo.Podejrzewam, że w tej chwili skończyłaby się nasza przyjaźń, ale to już jego problem [ Pobierz całość w formacie PDF ]