RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to pierwsza rzecz, której się dowiedziałem o Falku.Jego pragnienie szacunku,upodobnienia się do wszystkich innych ludzi, było jedynym dowodem uznania, któregoudzielał zorganizowanej ludzkości.Poza tym mógł być równie dobrze członkiem stada jakspołeczeństwa.Chodziło mu wyłącznie o samoobronę.Nie był to egoizm, ale po prostu in-stynkt samozachowawczy.Samolubstwo zakłada świadomość, wybór i obecność innych ludzi;tymczasem jego instynkt działał, jakby Falk był ostatnim człowiekiem i przechowywał prawodo zachowania własnego życia niby jedyną iskrę świętego ognia.Nie chcę przez to powie-dzieć, że zadowoliłby się mieszkaniem nago w jaskini.Był najoczywiściej wytworem warun-ków, wśród których się urodził.Nie ulega wątpliwości, że zachowanie własnego życia ozna-czało także zachowanie owych warunków.Jednak zasadniczo było jednoznaczne z czymśdaleko prostszym, naturalniejszym i bardziej potężnym.Jak by to wyrazić? Oznaczało % po-wiedzmy % zachowanie jego pięciu zmysłów, biorąc to i w najwęższym, i w najszerszymznaczeniu.Myślę, że przyznacie mi wkrótce słuszność.Ale kiedyśmy tam stali razem naciemnej werandzie, nie wyrobiłem sobie jeszcze o Falku żadnego zdania % i nie miałemwcale ochoty go sądzić % co jest i tak zajęciem jałowym.Prawda docierała do mnie bardzowolno.% Naturalnie nie chodzi mi właściwie o to, żeby grać z panem w karty % powiedziałem po-rozumiewawczym tonem.Zobaczyłem, że Falk przesunął ręce po twarzy (podchwyciłem ten niewyrazny ruch, na-miętny i pozbawiony znaczenia), a potem czekał, milcząc cierpliwie.Otworzył usta dopiero,kiedy przyniesiono światła.Jego mruknięcie miało oznaczać, że  nie umie wcale grać w kar-ty.% To tylko taki sposób, żeby Schomberg i tamci dumie trzymali się z daleka % powie-działem, otwierając talię.% Czy pan słyszał, że wszyscy nas posądzają, jakobyśmy się kłócilio dziewczynę? Pan wie naturalnie, o kogo.Wstyd mi doprawdy pana pytać, ale czy to możli-we, żeby pan mi robił ten zaszczyt i uważał mnie za niebezpiecznego?Mówiąc to, czułem się bardzo głupio, a jednocześnie pochlebiało mi to przypuszczenie, boistotnie cóż by innego mogło oznaczać jego zachowanie? Odpowiedz Falka, wypowiedzianajak zwykle półgłosem i beznamiętnie, wyjaśniła, że się nie mylę, ale niekoniecznie jest to dlamnie takie pochlebne, jak przypuszczam.Otóż uważał mnie za niebezpiecznego nie tyle zewzględu na dziewczynę, ile na Hermanna; co się zaś tyczy przypuszczalnej kłótni międzynami, zobaczyłem od razu, jakie to słowo jest nieodpowiednie.Nie było między nami żadnejkłótni.Siły przyrody nie są kłótliwe.Nie można się kłócić z wiatrem, który spłatał człowie-kowi figla i okrył go śmiesznością, zdmuchując mu z głowy kapelusz na ulicy pełnej ludzi.Falk nie kłócił się ze mną.Kamień spadający mi na głowę także by się ze mną nie kłócił.Falkporwał się na mnie zgodnie z prawem, które nim rządziło % nie prawem ciążenia, lecz praweminstynktu samozachowawczego.Ta interpretacja jest oczywiście dość luzna.Zciśle biorąc,93 Falk istniał i mógł w dalszym ciągu istnieć, nie żeniąc się wcale.Ale powiedział mi, że coraztrudniej mu żyć w samotności.Tak.Po upływie pół godziny takeśmy się pokumali, że powie-dział mi to swym cichym, obojętnym głosem.Tyle czasu mniej więcej potrzebowałem, aby go przekonać, że nie mignęło mi nawet przezmyśl żenić się z bratanicą Hermanna.Czy można sobie wyobrazić dziwaczniejsze położenie?A trudno mi przyszło Falka przekonać, bo był tak zakochany, że nie umiał sobie wcale wy-obrazić, aby ktokolwiek mógł pozostać obojętny dla jego ideału.Zdawał się myśleć, że każdymężczyzna mający oczy ku patrzeniu musi pożądać tej wspaniałej obfitości ciała.Ta jegoniezachwiana wiara przebijała ze sposobu, w jaki mi się przysłuchiwał, siedząc bokiem dostołu i bawiąc się z roztargnieniem kilku kartami, które mu dałem na chybił trafił.A im głę-biej w niego wglądałem, tym dokładniej go widziałem.Wiatr chwiał płomieniami świec, atwarz Falka spalona przez słońce, zarośnięta aż po oczy, zdawała się kolejno rozpalać szkar-łatem i gasnąć.Widziałem niezwykłą szerokość jego wysokich kości policzkowych, jego pro-stopadłe rysy, masywne czoło strome jak skała, wyłysiało u góry, o szeroko odkrytych skro-niach.Nie widziałem go nigdy przedtem bez kapelusza, a teraz właśnie, jakby rozgrzanymoim ferworem, zdjął go i położył ostrożnie na podłodze.Coś szczególnego w kształcie iosadzeniu żółtych oczu nadawało im tę wyzywającą głuchą siłę, która cechowała jego spoj-rzenie.Ale twarz była szczupła, poorana zmarszczkami, zniszczona; odkryłem to poprzezgąszcz włosów, jak się odnajduje sękaty kształt pnia zagubiony w gęstym podszyciu.Zaro-śnięte policzki były zapadłe.To koścista głowa pustelnika o kapucyńskiej brodzie tkwiła naciele Herkulesa.Ale nie na ciele atlety.Herkules według mnie nie był atletą, tylko człowie-kiem silnym, wrażliwym na wdzięki kobiece i nie lękającym się znoju.I to samo można po-wiedzieć o Falku, który był silnym człowiekiem.Niezmiernie był silny, tak jak dziewczyna(skoro muszę łączyć ich w myśli) była nieodparcie pociągająca przez potężny czar ciała i krwitkwiący w jej budowie, objętości, postawie -pociągająca przez bezpośredni apel do zmysłów.Otóż Falk, któremu zależało na ludzkim uznaniu, tchórzył wobec języka Schomberga i wy-dawał się zupełnie niedostępny dla moich argumentów; toteż posunąłem się aż do zapewnie-nia go, że prędzej pomyślałbym o ożenieniu się z wierną kucharką mojej matki (kochanejstaruszki) niż z bratanicą Hermanna.Prędzej % zapewniałem z rozpaczą % daleko prędzej, alejakoś nie wyglądało na to, aby Falk widział coś ubliżającego w takim twierdzeniu; trwając wsceptycznym bezruchu, zdawał się hołubić w głębi ducha argument, że w każdym razie ku-charka jest bardzo, bardzo daleko.Muszę dodać, że chwilę przedtem zrobiłem fałszywy krok,powołując się na swoje zachowanie podczas odwiedzin na pokładzie  Diany.Przecież nieusiłowałem nigdy zbliżyć się do dziewczyny ani mówić do niej, ani nawet patrzeć na nią wznaczący sposób.To jasne jak słońce! Ale ponieważ wyobrażenie Falka o, powiedzmy, zalo-tach zdawało się polegać właśnie na milczącym przesiadywaniu godzinami w bliskości uko-chanego obiektu, więc też mój argument wzbudził w nim nieufność.Patrząc w dół na swojewyciągnięte nogi, chrząknął, jakby chciał powiedzieć:  Wszystko to piękne, ale mnie panoczu nie zamydli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl