[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten sukces nieco ją pokrzepił, choć mąciła go myśl, że skoro ona wpadła na pomysł, żeby zejść kanałem, ktoś może zechcieć wspiąć się nim w górę.To uświadomiło jej również, jak łatwo dostać się w Szpitalu Głównym do zaworu w przewodzie tlenu.Znów ruszyła w dół.Pod nią było teraz trochę więcej światła i coraz głośniej słychać było jakieś urządzenie elektryczne.Zbliżając się do parteru, zdała sobie nagle sprawę, że przecież tam nie ma sufitu i że nie będzie mogła poruszać się równolegle górą, pozostając przy tym w ukryciu.Opuściła się już na tyle nisko, że widziała podłogę parteru.Zatrzymała się i zaklinowała bezpiecznie całym ciałem, żeby się zorientować, gdzie jest.Maszynownię i znajdującą się w niej prądnicę oświetlało kilka żarówek.Rura, której trzymała się podczas schodzenia, przewodziła bez wątpienia wodę i biegła do samej podłogi.Ale inne, grubsze od niej, załamywały się i biegły w poziomie ponad metr od płyty sufitowej, zawieszone na metalowych listwach wysoko nad maszynownią.Weszła na jedną z nich.Nie była wprawdzie akrobatką, ale pomogła jej chyba zręczność urodzonej tancerki.Z prawą ręką i głową przyciśniętą do betonowego pułapu, posuwała się w kucki naprzód, starając się nie patrzeć w dół.Zachwiała się lekko, ale nie zwątpiła we własne siły.Przed sobą miała ścianę, a dalej następny sufit.Nie przestając przyciskać się do pułapu, posuwała się po rurze jak linoskoczek po linie.Kiedy przeszła nad samą prądnicą i do celu zostało jej niewiele ponad metr, nagle bardzo blisko rozbłysło światło i o mały włos nie straciła przez to równowagi.W maszynowni zrobiło się jasno.Zamknąwszy oczy, przecisnęła ręce do sufitu i zaparła się nogami o rurę.W dole strażnik, trzymając w jednej ręce pistolet, a w drugiej dużą latarkę, wolno obchodził prądnicę.Następny kwadrans był najdłuższy, jaki przeżyła.W swoim białym stroju czuła się tak widoczna na tle czarnych rur i sufitu, że nie mogła pojąć, jak mógł jej nie zauważyć.Strażnik był skrupulatny, zajrzał nawet do szafek pod warsztatem.Ale nie spojrzał w górę.Z wysiłku, który musiała wkładać w utrzymanie równowagi, zaczęły jej drżeć ramiona.Potem dołączyły do nich nogi i bała się, że wkrótce stukot butów o rurę zdradzi ją.Wreszcie strażnik, zadowolony z oględzin, wyszedł, gasząc za sobą górne światła.Susan nie poruszyła się od razu.Starała się odpocząć, rozluźnić napięte mięśnie i opanować zbliżający się zawrót głowy.Marzyła tylko o tym, żeby znaleźć się na oddalonym o dobry metr suficie.Był tak blisko, a zarazem tak daleko.Przesunęła prawą nogę o piętnaście centymetrów i przeniosła na nią cały swój ciężar, a potem odsunęła drugą nogę.Ramiona i nogi bolały ją tak wściekle, że zastanawiała się, czy nie rzucić się ku sufitowi, ale bała się, że kiedy tam wyląduje, ktoś usłyszy hałas.Więc zamiast tego kontynuowała bolesną wędrówkę, posuwając się jak gąsienica.Kiedy dotarła do sufitu, przewróciła się na bok ciężko dysząc i pozwalając, żeby krew napłynęła do zwiotczałych mięśni.Ale nie wolno jej było długo odpoczywać.Musiała się wydostać z budynku.Leżąc na plecach, ponownie przejrzała plany.Miała dwie możliwości.Pierwszą stwarzał magazyn znajdujący się bardzo blisko miejsca, w którym była, drugą pomieszczenie na końcu budynku, z pokojem oznaczonym „Eksp.”.Z legendy wynikało, że skrót ten oznacza „ekspedycję”.Przypominając sobie mężczyznę, który wynosił z pokoju pomiędzy salami operacyjnymi serce i nerki, wolała wybrać drugie pomieszczenie niż pobliski magazyn.Przyszło jej na myśl, że chyba zamierzają wkrótce wysłać te organy, wiedziała bowiem, że narządy do przeszczepów należy wykorzystywać jak najszybciej.Schowała plany i podniosła się.Jej strój był brudny i podarty.Kiedy ruszyła po biegnącym nad korytarzem suficie w stronę pokoju ekspedycji, stwierdziła, że będzie mogła posuwać się dalej bez większych trudności, gdyż nie było tu całkowicie ciemno.Podobnie jak maszynownia, wiele pomieszczeń parteru nie posiadało sufitów, tak że przez cały czas miała oświetloną drogę i mogła iść normalnym krokiem, z łatwością unikając rur i przewodów.Kiedy znalazła się w najdalszym kącie budynku, zerknęła jeszcze raz na plany i stwierdziła, że dotarła do celu.Leżąc na betonowym suficie korytarza, głowę miała nad płytami tworzącymi sufit pokoju ekspedycji.Najostrożniej jak się dało uniosła płytę na tyle, by móc wsunąć pod jej krawędź palce.Z wysiłkiem dźwignęła ją w górę tak, żeby widzieć co jest na dole.W pomieszczeniu ktoś był!Nie ośmielając się wypuścić płyty z obawy przed hałasem, obserwowała mężczyznę, który pochylony nad biurkiem wypełniał jakiś formularz.Piszący ubrany był w skórzany płaszcz zapinany na suwak.Na podłodze stały oddzielnie dwa tekturowe pudełka, na których naklejono wypisane tłustym drukiem słowa: „Narządy do przeszczepu! - Tu góra! - Ostrożnie! - Bardzo pilne!”W dole otworzyły się niewidoczne drzwi i pojawił się drugi mężczyzna - jeden ze strażników.- Ruszaj się, człowieku.Ładuj towar i jazda! Mamy robotę.- Nigdzie się nie ruszę, zanim nie wypełnię potrzebnych papierów.Strażnik wyszedł z pokoju przez wahadłowe drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie.Zanim się zamknęły, Susan przez chwilę widziała sąsiednie pomieszczenie.Wyglądało na garaż.Kierowca skończył wypełniać druki i wrzucił kopię do koszyka, który stał na blacie.Drugą kopię wcisnął do kieszeni i po umieszczeniu pudeł na wózku na rolkach, wyprowadził go przez whadłowe drzwi.Susan wypuściła płytę, która opadła na swoje miejsce, i szybko przedostała się do ściany zamykającej korytarz.Do jej uszu dotarł trzask zamykanych drzwiczek.Pod ścianą było ciemno.Przesunęła po niej dłonią spodziewając się napotkać beton, lecz zamiast tego wyczuła pod ręką winylową płytę, ustawioną pionowo.Bardzo wyraźnie słyszała huk zapuszczanego silnika.Spróbowała nacisnąć płytę, ale ta trzymała się mocno, widocznie wzmocniona metalową listwą.Tymczasem silnik zapalił, zakrztusił się i zgasł.A potem znów jęknął starter.Susan zaciekle naparła na listwę, chcąc ją odgiąć.Powtórzyła ten zabieg jeszcze raz w paru miejscach.Na zewnątrz silnik ciężarówki zapalił, zgrzytnął, zakaszlał i ryknął, aż wreszcie ścichł i zaczął pracować równo.A potem rozległ się charakterystyczny łoskot masy żelaza; to ciężka brama garażu zaczęła sunąć w górę.Palce Susan zacisnęły się na wierzchołku winylowej płyty.Pociągnęła ją do siebie, ale płyta ani drgnęła.Spróbowała bardziej unieść listwę i jeszcze raz pociągnęła za płytę.Tym razem ustąpiła ona tak nagle, że mało brakowało, a Susan upadłaby na plecy.Ale szybko odzyskała równowagę i zajrzała przez pionowy prostokąt do wnętrza podziemnego garażu.Tuż pod nią stała spora ciężarówka z pykającą rurą wydechową.Przy bramie widać było strażnika trzymającego rękę na przycisku i gapiącego się na unoszącą się bramę.Susan skoczyła przez otwór po płycie i wylądowała na czworakach na dachu ciężarówki.Hałas, jaki spowodował jej upadek, zginął w pogłosie pracującego silnika i łoskocie podnoszonej bramy.Kiedy ciężarówka ruszyła, Susan rozpłaszczyła się na niej z rozkrzyżowanymi rękami i nogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]